Główną bohaterką książki "Sobowtór Lady Gwendolyn" jest Vivian. Utalentowana, piękna, dobra, miła, uczciwa, dystyngowana - irytujący ideał. Sytuację uratowało to, że jest bardzo uparta i dumna - te cechy sprawiały, że była bardziej ludzka. Niebywale urocza, jest głównym powodem, że powieść stała się słodka jak miód, acz w granicach dobrego smaku.
Po kryminale, który czytałam i recenzowałam dla Was ostatnio naszła mnie ochota na coś lekkiego - akurat napatoczyła się ta powieść. Jak to ja, nie wiedziałam o czym jest - mogła okazać się kolejnym kryminałem, choć różowa okładka nie wskazywała na to. Zdecydowałam się na nią, gdyż zainteresował mnie tytuł. Jestem zadowolona, że trafiłam na coś dobrego po dwóch ostatnich porażkach, które również udokumentowałam na blogu.Nie miałam wobec niej żadnych oczekiwań, więc jestem mole zaskoczona.
Fabuła mimo, że nie napakowana akcją i bez mafii czy zabijania jest bardzo ciekawa. Czytelnik z coraz bardziej rosnącym zainteresowaniem czyta dalej. Powieść bardzo wciąga - jest to spowodowane przyjemnymi bohaterami, interesującą historię, ale także oczywiście stylem autorki. Jest naprawdę lekki i tworzy klimat idealny dla tej powieści. Czyta się ją błyskawicznie, jest na jeden chaps. Ambitna literatura pod żadnym względem to nie jest, ale idealna do poduszki, w podróży, leniwe dni i spacery (tak, ja czytam podczas spacerów).
Jednak jest kwestia, która nieco psuje ten uroczy obrazem w postaci wyznań miłości. W całej książce jest ich zaledwie dwa, ale tak irracjonalne, że naprawdę muszę to poruszyć. Wygląda to mniej więcej tak:
"Podchodzi obcy facet i mówi:
- Siemka, kocham cię. Kochasz mnie?
- Oczywiście, że cię kocham.
-Weźmiemy ślub?
-Pewnie, jutro po południu akurat nie mam nic do roboty, ślub będzie okej"
Może kogoś zainteresuje jeszcze fakt, że mamy tu do czynienia także z tajemnicami rodzinnymi i oszustwem - tak dla przełamania słodyczy czymś sensacyjnym (choć sensacyjne to brzmi to tylko jak ja to opisuję).
Reasumując jest to książka dobra, nie ambitna, lekka, dla odstresowania. Przeznaczona dla płci pięknej (w każdym wieku) i myślę, że to właśnie Czytelniczką się spodoba, panom zostawmy nieustanne mordowanie (może mogłabym się dołączyć :D ).
Książka pierwszy raz została wydana w 1936, więc bierze udział w wyzwaniu:
Nie jestem w stu procentach przekonana... może kiedyś... aktualnie mam spory stoisk do ogarnięcia ;) Miłego poniedziałku :)
OdpowiedzUsuńStosiki też mnie zasypują, znam ten ból XD
UsuńHaha, to wyznanie miłosne to mnie rozwaliło na łopatki :D
OdpowiedzUsuńCieszę się :D
UsuńNie przekonuje mnie ta pozycja. Raczej nie dla mnie :_)
OdpowiedzUsuńOooo, no pewnie! Daj tylko jakiś kontakt ;)
OdpowiedzUsuńWyzwanie miłosne, hehehe. Zachęciłaś mnie xd
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie
http://to-read-or-not-to-read.blog.onet.pl/
Bardzo się cieszę :)
UsuńNie wiem do końca, czy to coś dla mnie ;)
OdpowiedzUsuń