niedziela, 12 lipca 2015

"Każdy koniec jest również początkiem" - Rafał Bak. Wywiad materiałem na książkę.



Dzisiaj mam dla Was wywiad, ale nie taki zwykły. Może przerażać swoją długością, ale jak tylko zabierzecie się do czytania, zleci to bardzo szybko, w mgnieniu oka.

Podczas lektury "Ab ovo" zrodziło się w mojej głowie wiele pytań. Niekiedy odpowiedzi mnie zaskoczyły i to bardzo pozytywnie. Zapraszam do lektury.




Najpierw chciałabym dowiedzieć się czegoś o Panu. Ani w książce ani w internecie nie znalazłam nic na Pana temat prywatnie. Kim jest Pan z zawodu? W jakim jest Pan wieku? Małżonka, dzieci - rodzina? Proszę coś o sobie opowiedzieć



Pracuję jako tatuator we własnym studiu w Legionowie. Stronka
ravtattoo.com Co prawda galeria tam nie działa, ale jest odnośnik do
facebooka. Mam 44 lata, żonę i czwórkę dzieci, podobnie jak Ryba w
książce :) Nie ukrywam, że jest w niej sporo autobiograficznych wątków.
Chciałaby Pani, żebym opowiedział o sobie. Cóż ja mogę Pani o sobie
opowiedzieć. Moje życie z mojej perspektywy nie przedstawia się jakoś
wyjątkowo i nie bardzo wiem, o czym miałbym pisać. Proszę śmiało zadawać
bardziej konkretne pytania. Będzie mi łatwiej.



Wiedziałam,że coś może być na rzeczy - tatuator to dosyć specyficzny zawód, a przynajmniej nie dla każdego. Zdziwiło mnie umieszczenie artysty w średniowieczu. Dodało to jeszcze więcej smaczku i oryginalności. Dobre posunięcie. Czy coś jeszcze łączy Pana z Janem lub innymi bohaterami np. Ramonem, który także odgrywa znaczącą rolę w książce?


Pytanie powinno brzmieć, czy jest coś, co mnie odróżnia :) Oczywiście żart,
choć zarówno jedna jak i druga postać ma ze mną coś wspólnego. Zresztą cała
książka jest naładowana bardziej lub mniej prywatnymi odczuciami,
wydarzeniami i przemyśleniami, ale to chyba nic oryginalnego. Wydaje mi się,
że większość autorów przenosi do książki swoje fantazje, jakieś przeżycia i
przemyślenia. Nie będę przecież lansował komunizmu, jeśli jestem jego
wrogiem.

Oczywiście główny wątek jest oparty na historii i to dość dobrze
zweryfikowanej, z nazwiskami i miejscami, które brały udział w ówczesnych
wydarzeniach. Jest kilka legend zaadoptowanych na potrzeby opowieści i kilku
bohaterów młodości. Na przykład wygląd Ramona, do złudzenia przypominający
Janowi Thorgala. Gdyby nie Rosiński i jego komiksy o Thorgalu, moja przygoda
z tatuażem i pisaniem mogłaby nie mieć miejsca.

Poza tym w książce są zawarte treści związane z religią, miłością,
tolerancją, przyjaźnią. To wszystko tematy, które miały i mają wpływ na moje
życie. Jeśli by ich nie było w tekście, opowieść nie miałaby sensu. Tak
naprawdę nie pisałem tej książki z myślą o wydaniu. Chciałem przelać na
papier nurtujące mnie kwestie, a przeróżne zbiegi okoliczności i dobra wola,
nierzadko obcych ludzi, sprawiły, że powstała z tego powieść i na dokładkę
udało się ją wydać.

W pytaniu sugeruje Pani również, że umieszczenie artysty w średniowieczu
było dobrym posunięciem. Otóż nie było to zamierzone posunięcie. Ryba to w
wielu kwestiach ja, choć osobiście nie uważam się za artystę. Upodobnienie
go do mnie również nie było celowym zabiegiem. Chciałem napisać coś, co
kiedyś przeczytają moje dzieciaki i nie będą musiały wysilać umysłu, aby
dowiedzieć się, że narrator pisze o sobie. Nie myślałem, że będzie to czytał
ktoś z poza mojej rodziny, dlatego Ryba z wyglądu przypomina mnie, dlatego
pali Chesterfieldy jak ja, uwielbia parówki i jest trzeźwym alkoholikiem,
również jak ja. Kiedy sprawy przybrały bardziej poważny obrót i zacząłem
myśleć o wydaniu książki, było już za późno na zmianę tylu
autobiograficznych kwestii. Z drugiej strony czy to coś złego? Tak naprawdę
powstała opowieść jednocześnie fikcyjna i prawdziwa. Prawdziwe dylematy
związane z alkoholem w osobie Ramona, dla osób wierzących prawdziwe postaci
związane ze wszystkimi trzema religiami monoteistycznymi i wreszcie
prawdziwe tło. Fikcji jest tam oczywiście bardzo dużo. Była niezbędna do
klejenia prawdy. Pomagała połączyć się średniowiecznemu facetowi z
dwudziestowiecznym facetem, stworzyć cały wianuszek bohaterów towarzyszących
postaciom historycznym, no i pozwalała przede wszystkim, na ułożenie całej
historii w całość.



Miałam przygotowany wachlarz pytań. Cieszę się, że nie muszę ciągnąć Pana na język i wiele kwestii już Pan wyjaśnił. Między innymi wątek alkoholizmu, który jest bardzo trudnym tematem. Wiem już, dlaczego był tak prawdziwy, ale czy to nie było zbyt ryzykowne? To samo tyczy się religii, grającej istotną rolę w powieści. Ale żeby nie było tak łatwo, nie poprzestanę na tym. Ile trwało stworzenie "Ab ovo"? Skąd czerpał wiedzę historyczną i jak ( i czy w ogóle) przygotowywał się Pan do pisania powieści? I jak to wszystko się zaczęło; kiedy zaczęła się Pana przygoda z pisaniem? Czy było to już od wczesnego dzieciństwa, czy coś innego Pana do tego skłoniło?


Jeśli chodzi o alkoholizm, to uważam, że jest moim obowiązkiem dzielić
się doświadczeniami. Dostałem bezinteresowną pomoc i chcę ją
bezinteresownie oddać. Żadne ryzyko, jeśli ma się jasny cel. Poza tym na
piciu i trzeźwieniu znam się najlepiej :) A tak poważnie, to być może
ktoś po przeczytaniu Ab ovo wyciągnął jakieś wnioski i zaczął od nowa,
jak w tytule. Nie ukrywam, że pisząc miałem takie marzenie, ba, dalej
mam. Nie przypadkowo ją tak zatytułowałem. Podkreślam jednak, że nie
miało to mieć formy poradnika. Opisałem swoje odczucia, fragmenty
wewnętrznej walki i piękno życia w trzeźwości dla człowieka
uzależnionego. Proszę mi wierzyć, że wielu z alkoholowej "branży",
odnajdzie w tym wszystkim siebie. Nasze historie potrafią być bardzo
podobne. To wszystko jednak tylko tło, bo tak naprawdę pochłonęła mnie
historia. Ta stworzona przeze mnie, ale i ta autentyczna. Pyta Pani skąd
czerpałem wiedzę historyczną. To proste, z internetu i książek.
Oczywiście wiedza ta była wiele razy weryfikowana i poprawiana, nie
tylko przeze mnie.


Teraz religia. Książka jest o diabłach i aniołach, więc, siłą rzeczy,
musiała się pojawić religia... Chociaż nie, znam parę książek w których
sprytnie to rozdzielono :) Ja lubię te tematy. Są tajemnicze, gdzieś
głęboko ukryte, a jednocześnie towarzyszące nam na co dnia, czy tego
chcemy, czy nie. Poza tym fajnie jest się zbliżyć już teraz do tego co
nas czeka po śmierci. Oczywiście jeśli ktoś w to wierzy.
Stworzenie powieści trwało długo, ponieważ, (tu odpowiem na kolejne
pytania) nie przygotowywałem się do pisania książki i nie miałem zamiaru
jej wydawać. Poza tym z czegoś trzeba żyć, a praca, dzięki Bogu jest, i
zabiera mi mnóstwo czasu. Poza tym jestem człowiekiem wielu
zainteresowań i tak naprawdę musiałbym być na chodzie 24 godziny, żeby
wszystko ogarnąć. Motocykle, samochody, koncerty, zwody, boks, gitara,
pisanie, tatuaże, ryby, grzyby, dzieci, znajomi, remont domu i tak
dalej. Praca nad książką zajęła mi trzy lata, ale nie tylko z powodu
napiętego harmonogramu. Czekałem na wenę i jakoś nie przychodziła. W
końcu stwierdziłem i poparłem to stwierdzeniami innych, że wena nie
istnieje. Są lepsze i gorsze dni. Raz wybiera się pas ruchu, który
jedzie i zawsze wpasujemy się na właściwy, a raz stoi się jak po pralkę
za komuny i żadne kombinacje nie pomogą. Poza tym jest jeszcze leń.
Myślę, że napisał bym książkę spokojnie w pół roku, gdyby pisanie było
moim zawodem. Pierwszą część kontynuacji przygód Ryby na pisałem w kilka
miesięcy. Póki co leży w przysłowiowej szufladzie, bo nie widzę szans na
jej wydanie.


Odpowiedź na kolejne pytanie też jest prosta. W dzieciństwie tylko
rysowałem, a moja przygoda z pisanie zaczęła się od Ab ovo. Przyszedł
strzał, wręcz mus i trzeba było pisać, żeby móc spokojnie przespać noc i
nie męczyć się z myślami, które musiały znaleźć ujście. Tak mam.
Podobnie było z metaloplastyką, czy klejeniem drewnianych modeli okrętów
tyle, że tamto mi przeszło, a bez pisania nie wyobrażam już sobie życia.



Trzy lata to jeszcze nie tak dużo. Słyszałam o wielu, którym pochłonęło to więcej i to bez specjalnego braku czasu. Czy nazwisko głównego bohatera, jest inspirowane Pana zainteresowaniem rybami? Z tego co widzę jest Pan naprawdę wszechstronny. Jak sam Pan nadmienił m.in. interesuje się Pan: motocyklami, samochodami, koncertami, zwodami, boksem, gitarą, pisaniem (chyba moja ulubiona Pana strona), tatuażem, rybami, grzybami, dziećmi, znajomymi, remontem domu, a kiedyś metaloplastyka (szczerze mówiąc, pierwsze słyszę fachową nazwę tego zajęcia :D )... et cetera, et cetera. Pewnie ciężko do wszystko pogodzić. Dodatkowo odpowiada Pan na moje pytania. Do tego sam zaprojektował Pan okładkę i wykonał ilustracje do "Ab ovo" – niemal człowiek renesansu. Czy od strony wizualnej wszystko wygląda tak, jakby Pan tego chciał? Kto Pana wspierał, pierwszy przeczytał zarys powieści i skłonił do jej wydania? I jak długo szukał Pan wydawnictwa?
Mojej uwadze nie umknęło także to, że jest już kontynuacja przygód Ryby. Mam nadzieję, że niedługo spróbuje Pan ją wydać, bo kiedy skończyłam lekturę, nie mogłam uwierzyć, że to już koniec. Ot, po prostu. Niesamowicie się wciągnęłam i nie mogłam się doczekać, by zadać pytanie o kontynuację. Ale jak ocenia Pan swój temat z perspektywy czasu? Może by Pan coś zmienił? Czy oprócz tego ma Pan jeszcze jakiś pomysł na przyszłość literacką?




Jeśli chodzi o nazwisko głównego bohatera, to sprawa jest znów prosta. W
ogóle wychodzi na to, że wszystko jest u mnie proste J Ale do rzeczy. Tak
jak wcześniej mówiłem, główny bohater był niestety inspirowany od początku
moją osobą, a w związku z tym i wyglądem. Jednym z moich tatuaży jest ryba
na ramieniu, podobna do tej, którą ma główny bohater. Co prawda mój tatuaż
przedstawia okonia, a Jan ma na nazwisko Sum, ale generalnie ksywa Ryba ma
swoje źródło w moim ramieniu. Tatuaż ten nie jest jednak wynikiem miłości do
wędkarstwa, ani upodobań kulinarnych. Wędkarzem jestem niedzielnym, a smaku
ryb nie lubię. Ryba była znakiem pierwszych chrześcijan, stąd pomysł na
tatuaż.

Jeśli chodzi o kwestie związane z wydaniem i stroną wizualną książki, to
tak, jestem zadowolony. Poza pewnymi drobiazgami, wydawnictwo postarało się
o fajne wydanie, nie szczędząc środków na niuanse w postaci tłoczenia, czy
lakieru wybiórczego. Poza tym jestem wdzięczny wydawnictwu, że mogłem
zamieścić swoje ilustracje i okładkę. Taki zabieg jest chyba niezbyt
powszechny na naszym rynku. Szkoda tylko, że nie udało mi się zaciekawić
moją książką większej liczby czytelników. Brak sukcesu komercyjnego,
niestety zamyka mi drogę do wydania kolejnych części powieści. Szkoda, bo
postanowiłem wyrwać bohaterów ze średniowiecza. Akcja drugiej części toczy
się w zupełnie innych czasach. Częściowo w teraźniejszości, częściowo w
przeszłości w okresie drugiej wojny światowej, a częściowo w niedalekiej
przyszłości.

Kolejne Pani pytanie dotyczy poszukiwania chętnych do wydania. Poszukiwania
trwały stosunkowo krótko. Wysłałem drogą mailową pierwsze rozdziały do
kilkunastu wydawnictw. Niektóre nie odpisały wcale, niektóre nie wyraziły
chęci na przeczytanie reszty, ale trzy poprosiły o dalszą część tekstu.
Szczerze mówiąc dawałem sobie małe szanse na to, że uda mi się zaciekawić
kogoś moją powieścią, a tu proszę. Trzy wydawnictwa wykazały
zainteresowanie i na dokładkę wszystkie trzy odezwały się ponownie po
przeczytaniu całości. Z różnych względów padło na Varsovię i tyle.

Pierwszą osobą, która przeczytała książkę, była moja żona. Zresztą pomysł
kapiącego tekstem medalionu jest jej autorstwa. Również ona, jako pierwsza
namawiała mnie do wydania, ale życzliwych było znacznie więcej. Szczególnie
wykazały się w tej kwestii dwie osoby. Dominik i Ewa. Pomogli mi bardzo w
wielu kwestiach. Gdyby nie oni, nie miałbym możliwości na przeżycie wielkiej
przygody jaką prócz pisania, jest szansa na zwieńczenie pracy prawdziwą
książką pachnącą papierem i farbą drukarską i posiadającą własny numer ISBN.

Pyta Pani również jak odbieram książkę i czy bym w niej coś zmienił.
Odbieram ją pozytywnie, bo włożyłem w nią nie tylko czas, ale i serce. Poza
tym pozytywne opinie, takie jak opinia Pani, dają mi poczucie, że czas
przeznaczony na pisanie nie był czasem straconym, ale zmieniłbym sporo. Po
każdorazowym przeczytaniu, a sczytywałem ją kilkanaście razy, coś
zmieniałem. Teraz, kiedy słyszę opinie zupełnie obcych osób i jestem
bogatszy o kolejne kilkaset napisanych stron i jeszcze więcej przeczytanych,
poprawiłbym ze trzydzieści procent. Nie mam zastrzeżeń do ogólnej historii,
ale w paru miejscach nie podoba mi się styl, jest kilka zdań, których mogło
by nie być i kilka, których brakuje. Ot kosmetyka na większą skalę.

Kwestia dotycząca przyszłości literackiej nie zależy wyłącznie ode mnie. Ja
nie składam broni. Piszę dalej i tak już zostanie. Nie ma znaczenia, czy
wydam coś jeszcze, choć na pewno będę próbował. To jest już mój styl życia.
Muszę coś pisać, bo jeśli tego nie robię pomysły zatruwają mi życie. Kolejna
powieść jest już na ukończeniu, a dość kompletny konspekt na jeszcze
następną czeka w kolejce. No i muszę dokończyć drugą część Ab ovo. Zdradzę,
że jej roboczy tytuł brzmi Golem. W pewnym momencie straciłem do niej serce,
ale już tęsknię za bohaterami. Poza tym jest grono zapaleńców, którzy nie
wyobrażają sobie pożegnania z Ramonem i Rybą. Warto ją skończyć choćby dla
nich.




Kusi Pan, kusi tymi wzmiankami o kontynuacji. Chyba stworzę jakąś petycję czy coś, bo muszę przeczytać tę książkę. Z Pana zapałem nie ma opcji, żebym jeszcze o Panu nie usłyszała. Już wiem do kogo zgłosić się po tatuaż, ale czy Pan ma jakieś malunki na ciele prócz ryby na ramieniu? Ab ovo jest jeszcze niedocenione, ale myślę, że ktoś zainteresował się tą perełką. W takim razie ile Pan udzielił wywiadów? Czy spotkał się Pan ze złymi recenzjami Ab ovo? Jak przyjmuje Pan krytykę? Trudno było pisać średniowiecznym językiem, którym operowało większość bohaterów? I dlaczego akurat średniowiecze? Czy uważa się Pan za pisarza? Kim jest pisarz i jaka jest różnica między nim, a autorem? Co czyta Rafał Bąk?



Kto to będzie czytał J Nie jestem typem, który odpowie jednym zdaniem, a
Pani pytania uruchamiają we mnie chęć do wynurzeń, co przekłada się na tę
epistołę. Jakby co, wszystko będzie na Panią :) Tyle tytułem wstępu.

Petycja dotycząca kontynuacji nic nie da. Musiałoby się podpisać co najmniej
tysiąc osób, ale obiecuję, że jak już skończę, to prześlę Pani tekst w
Wordzie. Trzeba mi się tylko, co jakiś czas, przypominać. No i zapraszam na
tatuaż, będzie miała Pani komplet mojego autorstwa. Wiele osób już ma. Poza
tym zobaczy Pani miejsce z pierwszych stron powieści. Zawsze to bliżej niż
do Hiszpanii, czy Szkocji J Jeśli już jesteśmy przy tatuażach, odpowiem na
pytanie dotyczące tego, co mam na sobie. W większości moje tatuaże skupiają
się na symbolice. Mam kilka motywów religijnych, daty urodzin dzieciaków i
wzorki patriotyczne. Ostatnio zafundowałem sobie twarz Thorgala ze szkicu
Grzegorza Rosińskiego nie umieszczonego w komiksie.

Jęli chodzi o wywiady, to szczerze mówiąc, jeśli mnie pamięć nie zawodzi,
jest Pani pierwsza. To dziwne, bo wydaje mi się, że przydałby się jakiś,
nawet ustawiony, służący promocji książki, ale być może nie znam się na
marketingu.

Recenzje. Wrażliwy temat. Oczywiście, że spotkałem się ze złymi opiniami,
ale po przeczytaniu dwóch, dałem sobie spokój. Ci którzy je czytają mówią,
że więcej opinii jest dobrych niż złych, co jest budujące, jeśli mówią
prawdę. Ja ich czytać nie chcę, choć wiem, że krytyka mogłaby być bardzo
przydatna w dalszej pracy ze słowem. Cóż jednak mi z tej wiedzy, jeśli nie
radzę sobie z tymi niepochlebnymi. Jedna zła potrafi przebić pięć dobrych.
Niby w teorii wiem, że to normalne, że kwestia gustu i tak dalej, ale w
praktyce kilka złych słów podcina mi skrzydła, a na to nie chcę sobie
pozwolić. Pozostałości po poprzednim życiu. Bardzo duża grupa alkoholików ma
na swój temat kiepskie zdanie. Zresztą jakie ma mieć, jeśli przez wiele lat
byli na marginesie społeczeństwa. Brak akceptacji siebie jest, w moim
przypadku, źle przerobionym tematem.

Czy trudno było pisać średniowiecznym językiem? Hmm… Tak, dlatego wymyśliłem
translator J W sumie wyszło na dobre, bo większość z tych, których opinie
poznałem, choć nie wszyscy, męczyli się czytając średniowieczne dialogi.
Zresztą tak naprawdę nie były one średniowieczne. Forma jakiej używałem jest
wersją języka bardziej literacką, czy filmową. Czytałem kilka listów w
oryginalnym języku używanym w średniowieczu i praktycznie nic nie
zrozumiałem. Polszczyzna zmienia się w zastraszającym tempie. Polak urodzony
w dwudziestym pierwszym wieku nie dogadałby się ze średniowiecznym wielmożą,
nie mówiąc już o chłopie.

Dlaczego średniowiecze? Miecze, najazdy, rycerze, życie pełne przygód,
oczywiście tylko z naszej perspektywy. Jednak tak naprawdę to nie wiem. U
mnie, w przeważającej liczbie, pomysły rodzą się w trakcie pisania. Równie
dobrze mogło paść na okres rozwoju piractwa. Uwielbiam ten temat i dlatego
pozwoliłem sobie przenieść bohaterów w te niesamowite czasy. Autor jednej z
niepochlebnych recenzji sugerował, żebym właśnie o tym okresie pisał, bo
tylko fragment dotyczący pojmania Bartholomew Robertsa zasługiwał, jego
zdaniem, na uwagę. Kto wie, może kiedyś pójdę tym tropem.

Na pytanie dotyczące tego, czy czuję się pisarzem odpowiem krótko. Nie.
Pisarz to zawód, zdecydowanie jestem tylko autorem. Moja profesja to
tatuaże, choć nie ukrywam, że z chęcią wykonywałbym oba zawody. Mam jednak
wrażenie, że przy moim tempie pracy szanse mam marne. Chyba, że ktoś
znaczący w branży faktycznie uzna powieść Ab ovo za, jak to Pani pięknie
nazwała, perełkę, a może, jeśli uda mi się coś jeszcze wydać, będzie to inna
powieść. Kto wie. Ludzie Pani pokroju dają mi nadzieję J

Co czytam? Wszystko oby było beletrystyką, ewentualnie książki dokumentalne
z okresu drugiej wojny światowej. W związku z brakiem czasu, głównie są to
audiobooki, a w nich nie przebieram. Słucham jak leci. Poza tym zawsze mam
przy sobie jakąś książkę papierową. Tu już jednak dokonuję selekcji. Głównie
jest to fantasy, ale nie uciekam od książek historycznych, kryminałów, czy
powieści marynistycznych. Do moich ulubionych tytułów zaliczyłbym „Opowieść
o korsarzu Janie Martenie” Meissnera. Inne powieści tego autora trącą
niestety miłością do komuny. „Okręt widmo” Marryata, „Filary ziemi” Folleta,
czy seria „Pieśń lodu i ognia” Martina. To zresztą były moje pierwsze
powieści fantasy, które przeczytałem piętnaście lat temu. Poza tym Coelho,
Lem, Grzędowicz, Chmielewska, Higgins, King, Sienkiewicz, Chandler,
Ciszewski, Dick Francis i wielu, wielu innych. Uwielbiam też stare kryminały
Conan Doyla, czy Agathy Christie. Na czoło jednak wysuwa się dwóch autorów,
których powieści traktuję wręcz z czcią. Jest nim Carlos Ruiz Zafon i jego
sztandarowy „Cień wiatru”, oraz Fiodor Dostojewski z „Idiotą” oraz „
Zbrodnią i karą” na czele. Teraz z audiobooków słucham „Kołysankę dla
mordercy” Czubaja. Pozycja godna polecenia, a z papierowych czwarty tom
„Pamiętnika cesarzowej Achai” Ziemiańskiego. Tu mam pewien dylemat.
Oczywiście pozycja kultowa i trudno mi ją krytykować, tym bardziej, że na
rozkładzie mam już siódmy tom, ale z Ziemiańskim mam tak, że albo czyta mi
się go rewelacyjnie, albo wręcz beznadziejnie. Zresztą w ogóle przez pisanie
popsułem sobie czytanie. Zbyt dużo analizuję i próbuję zrozumieć, zarówno
jeśli chodzi o treść, jak i o styl. Po prostu się uczę, zbyt mało uwagi
poświęcając opowieści. To jest niestety poza mną.



No to chyba będę już powoli kończyć, bo jak się rozkręcę na dobre, napiszemy książkę :D Pomysł na tatuaż już mam, więc no :D No i wiedziałam, że o to chodzi z tym translatorem. Szczerze mówiąc, ten pomysł przypadł mi do gustu, bo choć jakoś bardzo nie przeszkadzała mi ta mowa, to miło było odpocząć na chwilę od tego. Ja także w swojej recenzji wspomniałam o scenie pirackiej, która też nie ustępowała wcale najlepszym powieścią. Czy Pan również wielu pisarzy, w których jestem zakochana jak np, Dostojewski, Zafon, King, Christe, Doyle itd. Zaintrygował mnie ten Thorgal... no i urzekły mnie te daty urodzin :) Jak się spotkamy (a nastąpi to na pewno i będę sobie wtedy wygodnie siedziała, a Pan będzie skupiał się, żeby rysunek wyszedł dobrze) podpisze mi Pan książkę, prawda? No i oczywiście będę się przypominać o kontynuację "Ab ovo". Przynajmniej raz w miesiącu, żeby nie przegapić. Ciekawy sposób lektury... sama piszę "do szuflady", ale na szczęście jeszcze nie dopadła mnie taka przypadłość jak Pan :D
Dziękuję za wywiad i przepraszam, że był taki wyczerpujący, ale z pewnością najciekawszy w mojej blogowej karierze.I poza nią. Czy chciałby Pan coś dodać od siebie i przekazać ludziom, którzy będą to czytać? I biorę na siebie winę za skłanianie do zeznań. Mam nadzieję, że to nie podpada pod paragrafy :D



Ma Pani rację Pani Paulino, z tego wywiadu powstałaby książka. Pani lubi
pytać, ja odpowiadać. Zapraszam na tatuaż, a książkę podpiszę z
przyjemnością. Jeśli chodzi o wywiad i składane zeznania, to cała
przyjemność po mojej stronie. Paragrafy Pani nie grożą :) Miło było znów
cofnąć się w czasie.
Na zakończenie chciałbym przede wszystkim podziękować za fajne chwile.
Wywiad naprawdę sprawił mi przyjemność. Dziękuję też wszystkim
czytelnikom, którzy sięgnęli po "Ab ovo". Zarówno tym, którzy znaleźli w
niej coś pozytywnego, jak i tym, którzy się zawiedli. Mam nadzieję, że
będę mógł jeszcze nie raz rozczarowywać i sprawić przyjemność. Dzięki.



Poza wywiadem padło jeszcze jedno piękne zdanie: "Każdy koniec jest również początkiem" z ust, a raczej klawiatury autora "Ab ovo". Warto się nad tym zastanowić, Wy też nad tym pomyślcie.




Jak widzicie, Rafał Bąk jest wspaniałym człowiekiem, doświadczonym przez życie, ciekawym, wszechstronnym i co najważniejsze przy pisaniu książki, utalentowanym. Świetnie bawiłam się przeprowadzając ten wywiad i żałuję, że się skończył. No i jako jedna z pierwszych osób przeczytam kontynuację "Ab ovo"!




Kto dotrwał do końca? Jesteś tu? Brawo! Jak ci się podobało? A może sięgniesz po "Ab ovo"?

Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o tej książce, zapoznaj się z moją opinią na jej temat KLIK

6 komentarzy:

  1. Przyjemny wywiad :) Miałaś rację, że czytając go, czas minął w mgnieniu oka:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wywiad rzeka, ale czyta się przyjemnie... gratuluję wielu ciekawych pytań!

    OdpowiedzUsuń
  3. Autor tatuator, podoba mi się jego humor, mam nadzieję, że jest też wyczuwalny w książce. :) Wywiad mnie zaciekawił, z chęcią poszukam tego tytułu. :D

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny wywiad. Widać autor jest naprawdę miłym, sympatycznym i zabawnym człowiekiem. Muszę przeczytać tę książkę! Dzięki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj. Nominowałam cię do LBA. Po więcej informacji zapraszam na mojego bloga. http://zabookowani-zmuzykowani.blogspot.com/2015/07/tworczosc-nalini-singh-oraz-nominacja.html

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że tu jesteś!
Za każdy kreatywny komentarz z chęcią się zrewanżuję!
Każde miłe słowo mnie motywuje. Konstruktywna krytyka mile widziana! Jestem otwarta na wszelkie propozycje i uwagi.
Twój komentarz wiele dla mnie znaczy!