Trochę niespodziewana przesyłka (gdyż chodziło o wywiad) to przedmiot dzisiejszej recenzji. Może słyszeliście o tej książce, może nie. Powiem Wam tylko tyle, że ani jedna ani druga opcja nie wyrządzi Wam krzywdy.
"Pierwsze damy Francji" to obietnica poznania prywatnie Yvonne, Claude, Anne- Aymone, Danielle, Bernadette, Cecilie, Carle i Valerie - wszystkie z nich to tytułowe bohaterki. Jak wiadomo media rzadko podają całą prawdę bez żadnego wyrywania z kontekstów. Dzięki tej książce mamy okazję poznać całą prawdę. Opisuje życie pierwszych dam przez, w trakcie i po kadencji ich partnerów.
Ta książka nie była przeze mnie jakoś szczególnie wyczekiwana. Zanotowałam sobie, że w wolnym czasie miło byłoby coś takiego przeczytać, ale nie przykładałam do niej wielkiej wagi. Może na początek powiem, że wizualnie jest prześliczna, choć mówię to tylko i wyłącznie dlatego, że widziałam ją w księgarni, gdyż ja mam egzemplarz przedpremierowy i okładkę bez uszlachetnienia. Pięknie prezentuje się na półce.
Od pierwszych stron nieco się nudziłam. Nie porwała mnie i momentami chciałam ją nawet odłożyć, ale dzielnie brnęłam dalej. Z biegiem stron było coraz lepiej i zaciekawiłam się. Może nie czytałam z zapartym tchem, ale zrobiło się przyjemnie.
Nie chcę się tu rozwodzić nad fabułą, gdyż niewiele jest tu ingerencji autora (mam nadzieję). Książka podzielona jest na rozdziały poświęcone konkretnej pani, która w jakimś czasie była pierwszą damą. Zaskoczyły mnie niektóre historie, nie sądziłam, że coś takiego może mieć miejsce na tak wysokim szczeblu.
Natomiast pisarsko lektura wypadła świetnie. Styl autora jest przyjemny, choć na początku ciężko było mi się wpasować w klimat. Czytało się szybko i nie było to złe.
To na co muszę zwrócić uwagę, to przeskoki w czasie. Przez to trudniej było mi wytrwać, gdyż ciekawiło mnie co dokładnie działo się między jednym, a drugim momentem. To okej, wiem, że co do minuty życia nie można opisać, ale byłoby miło choć to nakreślić. Nieraz wydarzenia były ułożone też niechronologicznie. Nie pomagały też liczne dygresje, wiele przeróżnych nazwisk i ogólny chaos.
Kunszt i może nawet talent literacki Robert Schneider ma, ale myślę, że powinien spróbować z fikcją. Może i jest dziennikarzem specjalizującym się w polityce, ale jedno nie przeszkadza drugiemu. Ciężko mi ocenić tą książkę, gdyż była taka pół na pół, nijaka. Myślę, że ominięcie tej pozycji nie będzie najgorsze, ale jeżeli już się na nią zdecydujemy to też możemy fajnie spędzić czas. Nasuwa mi się skojarzenie, że ta książka byłaby idealnym prezentem dla mamy czy babci.
Ps. Miałam przygotowane świetne artystyczne zdjęcie i unboxing, ale oczywiście urządzenie, którym robię zdjęcia się popsuło i straciłam zdjęcia. No cóż, przykro mi.
Źródło |
Za książkę dziękuję wydawnictwu Muza
Mnie w ogóle temat pierwszych dam zbytnio nie interesuje, więc nie skusiłam się na tę książkę.
OdpowiedzUsuńTo dobrze. Bo ten czas wykorzystałaś na coś co Cię interesuje ;)
UsuńA ja myślę, że mogłaby mi się spodobać :)
OdpowiedzUsuńMiałam do niej kilka zastrzeżeń, przede wszystkim mało mi było prywatności w tych pierwszych damach prywatnie :P
OdpowiedzUsuńRównież denerwowały mnie przeskoki w czasie i widzę, że większość osób zwróciło na to uwagę ;)
OdpowiedzUsuńno nie wiem taki temat nei dla mnie, ale moze bym sobie otworzyla gdzies po srodku i pare stron przeczytala i potem by sei zobaczylo :D
OdpowiedzUsuńTo zupełnie nie moja bajka...
OdpowiedzUsuńMoże być ciekawa. Dla mnie biografie są szalenie interesujące, ale najczęściej odrzuca mnie sztywny język, jakim są napisane.
OdpowiedzUsuń