Kosmici na Marsie? Okej. Ale ludzie? No, no, no. Kuszące...
Dwójka bliźniaków wyjeżdża na studia, ale nikt nie wie, że jest ich dwóch. Jeden z nich poszedł na fizykę, a drugi chemię, często wymieniają się i jeden idzie na zajęcia drugiego i na odwrót. Pewnego dnia kiedy bracia wymienili się zajęciami, studenci oglądają słońce przez teleskop. Bliźniak zauważa dziwną zmianę na słońcu i filmuje ją. Po konsultacji z bratem postanawiają zwrócić się z tym do profesora. Słońce wariuje, wybucha, niedługo zacznie zagrażać ziemskiemu życiu. Ludzkości grozi zagłada, a naukowcy głowią się jak rozwiązać problem. Ale jest to niemożliwe. Pewien chłopak cierpiący na osobliwą fobię, bardzo bystry, znajduje rozwiązanie. Ale radykalne. Czy przeprowadzka na Marsa jest możliwa?
Nie często czytam science fiction, na mojej półce książki z tego gatunku można policzyć na palcach jednej ręki, to też poprosiłam o " Operacje Fobos" do recenzji. Egzemplarz przed korektą, więc jak wiadomo, było parę literówek i tak dalej, ale nie o tym będę dzisiaj mówić, gdyż to wszystko (mam nadzieję) zniknie po korekcie. Nie znajdziecie jej też pewnie jeszcze w zapowiedziach i zaryzykuję stwierdzenie, że jest to pierwsza recenzja tej książki. Tak, najpewniej.
Anna Przybylska. Przybylska? To ona nie umarła? No cóż, moi kochani, istnieje coś takiego jak zbieżność nazwisk. Przez chwilę sama zastanawiałam się, czy nie chodzi o tę samą osobę, ale raczej nie. Z pewnością nie. Skoro książka nie została jeszcze wydana i żadne media o niej nie trąbią to nie. Chociaż... reklama jest wskazana. Bo książka jest dobra.
Debiuty, jak wiadomo, są różne. Świetne, dobre, złe i najgorsze. Jednych nie da się czytać, a inne są naprawdę przyjemne. "Operacja Fobos" należy do tej drugiej grupy, choć fenomenem nie jest. Umiarkowanie dobra, bynajmniej zła.
Opowieść zaczynamy z dwójką bohaterów - bliźniakami. Potem powieść zostaje opowiadana także z perspektywy innych ludzi, acz cały czas w trzeciej osobie. Kilka historii w ciągu jednej katastrofy, przed którą stawa świat. Osobiście uwielbiam wszystkie wątki i żadnego bym nie wyrzuciła. Za to dopisałabym romantyczne zakończenie historii tego komandosa z Yuną. Tak, nawet wzdychanie tu było. Mimo, że przez nie więcej niż pół strony (łącznie z całej książki liczącej 300 stron) jestem ciekawa zakończenia. Jeden z bliźniaków też się zakochał, ale ten etap został pominięty i związek pokazał się już w bardzo zaawansowanym stadium. Nic więcej nie powiem na ten temat.
Autorka pisze składnie i zna się na rzeczy. Naprawdę, wiem o czym mówię. W książce jest mnóstwo faktów, naukowych rzecz jasna. Takich, z których niby zrozumiałam wszystko, ale nic nie zapamiętałam i tylko kilka informacji było niezbędnych do zrozumienia rozwoju akcji, a reszta spokojnie mogłaby być pominięta. Ale doceniam, bo wiem, że wymagało to weryfikacji i dużego nakładu pracy nadłożonej dodatkowo. "Operację Fobos" czytało mi się w miarę szybko i bardzo przyjemnie. Science fiction w naprawdę dobrym wydaniu.
Bohaterowie... kreacja poprawna, acz nie fenomenalna. Poczułam sympatię, ale wolałabym coś więcej. Nie zapominajmy, że to debiut, więc jestem w stanie wybaczyć ten minus.
Sam pomysł na fabułę ciekawy. Dobrze obmyślona, choć czas akcji przemykał mi niewidocznie. 300 stron i kilkadziesiąt lat - to nie mogło przejść bez zauważenia. Jestem na jakiejś stronie, a na następnej dowiaduję się, że minęło kilka tygodni, miesięcy, a nawet lat. Przeszkadzało mi to, nie powiem, choć może ten zabieg był konieczny, by powieść nie miała nie wiadomo ile stron. Może, acz można było tam wpleść z dwieście ciekawych stron. Chociaż może lepiej, że jest ich mniej, niż większe znaczenie miałaby objętość i przez 3/4 książki nudziłabym się jak mops. Bo przy obecnym stanie, nic takiego nie miało miejsca.
Z początku było to jeszcze nijakie i ogólnie kiepskie. Pierwsze pięćdziesiąt stron to była masakra. Nie na tyle, by rzucić książką w kąt, ale nie było to zbyt profesjonalne. Na szczęście potem było już tylko lepiej, acz w pewnym momencie autorkę chyba poniosło i przez kilkadziesiąt stron, co druga to były naukowe wywody. Ale nie martwcie się, nie przeszkadza to aż tak bardzo, tylko trochę.
Ogólne wrażenia, jest dobre, może nawet bardzo dobre. "Operacja Fobos" jest zdecydowanie warta przeczytania. Polecam fanom science fiction, ale nie tylko. Młodzieży powinna się spodobać, ale starsi Czytelnicy także znajdą coś dla siebie. No i okładka już teraz, bez uszlachetnienia jest świetna.
7/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Novae Res
Interesująca pozycja. Jeśli będę miała okazję, to na pewno przeczytam.
OdpowiedzUsuńChyba będę musiała się skusić :D. Kurczę, nie czytam dużo science fiction, trzeba to nadrobić ;).
OdpowiedzUsuńhttp://cynamonkatiebooks@blogspot.com
To tak samo jak ja :)
UsuńA czy adres Twojego bloga nie jest zły? Wejść nie mogę, a i ta małpa mi nie pasuje ;)
UsuńPo sf nie sięgam zbyt często, ale ten tytuł zapowiada się ciekawie. Może się skuszę skoro polecasz :).
OdpowiedzUsuńFanką science fiction nie jestem, tak więc pozycja nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńNa mojej półce z gatunku science fiction nie ma żadnej książki, to zupełnie nie moja bajka :)
OdpowiedzUsuńSpróbuj, być może Ci się spodoba. Ja kiedyś zupełnie przypadkowo trafiłam na "Planetę Małp". Przeczytałam, była okej - przestałam wzbraniać się przed science fiction. Aktualnie nadal nie mam wielu SF na półce (można policzyć na palcach jednej ręki), ale jeżeli trafię na taką pozycję, nie zraża mnie fakt z jakiego jest gatunku :)
UsuńSorry, ale książka to 3/10 MAX. Zbyt dużo zupełnie niemożliwych choćby pseudo naukowo bzdur. Dodatkowo rzeczy śmieszne - np na 45 stronie, cytuje: Kary koń najwyraźniej ucieszył się na jego widok, bo zamachal ogonem.
OdpowiedzUsuńTo mnie już dobilo.
Rozumiem, może to fantastyka od kobiety dla kobiet, ale bez przesady...