Depresja - wiele ludzi się z niej śmieje. No, tak. Przecież w dzisiejszym społeczeństwie to takie śmieszne, że ktoś właśnie umiera. Osoba cierpiąca na tę wyjątkowo ciężką chorobę, sam nie da rady z niej wyjść. Czuje się jak zamknięty w pokoju. Pokój zaczyna się palić, a on nie mogąc wyjść w końcu siada na środku i się poddaje. Bezsilność. Ból. Duszone cierpienie.
Właśnie takim człowiekiem był Robert Reng, który miał wszystko. Kochającą rodzinę, wciąż rozwijającą się karierę, szczęście w życiu osobistym i zawodowym. Jednak jedno traumatyczne przeżycie sprawiło, że to wszystko przestało mieć sens. Reng dusił to w sobie, nikt nie dostrzegł jego problemów. Wszyscy wiedzieli, że jest problem, ale nie znali jego skali. To wszystko popchnęło go w stronę śmierci. Do samobójstwa.
Autor otwiera oczy na ludzkie cierpienie, którego nie widać. Najboleśniejsze cierpienie. Przecież ból fizyczny po przekroczeniu pewnej granicy zabija, natomiast ból psychiczny zabija cały czas, a my nadal żyjemy.
Książka napisana bardzo profesjonalnie, rzetelnie i z wyczuciem. Stworzył ją przyjaciel Roberta Enke, ale jak sam mówi, to właśnie bramkarz chciał ją napisać. Czytałam ją od początku z wielkim zainteresowaniem, nie mogłam się oderwać. Teraz mam wrażenie, że znałam tego człowieka.
To opowieść o życiu człowieka. Nie opis meczy, spis sukcesów zawodowych, perypetii z klubami piłkarskimi, straconych bramkach i wielkich tryumfach. Owszem, te informacje grają istotną rolę, ale nie najważniejszą. Poznajemy Enke od dzieciństwa, kiedy to grał z kolegami w piłkę, a trzepak wyznaczał bramkę. Wędrujemy przez miłości, niepowodzenia, zwycięstwa, przez radość, życiowe tragedie, aż w końcu docieramy do momentu kulminacyjnego i emocji następujących. Odkrywamy tajemnice, dowiadujemy się ogólnie wiadomych rzeczy. Żyjemy życiem tych ludzi.
Przystępnie napisane, wciągająca, chwytająca za gardło historia, a mimo wszystko... męczyłam się z tą książką. Nie mam pojęcia, czemu to zawdzięczać. Nie, nie nudziłam się, ale czytało się to ciężko. Jak teraz na to patrze, jest to bez sensu i zaprzeczam sama sobie, aczkolwiek w pewien sposób naprawdę nie było łatwo dotrwać do końca tej książki. Czytałam ją bardzo długo, wręcz nienaturalnie, co sprawiało, że musiałam czytać bardzo wyrywkowo, ok.20 stron, które zajmowały mi 50 minut, co w normalnym wypadku zakrawa u mnie na niemożliwość.
Nigdy nie byłam i raczej nie będę fanką piłki nożnej. Owszem, lubię obejrzeć mecz od czasu do czasu, ale to tyle jeżeli chodzi o futbol. Ta książka nie jest tylko dla fanów tego sportu, także dla każdego innego, niezwiązanego z tą dyscypliną czytelnika. Wyniosłam z niej wiele, jest bardzo wartościowa. Polecam ją każdemu bez względu na wiek czy upodobania sportowe. Przyznam, że jeszcze nigdy nie słyszałam o Robercie Enke mimo, że jego samobójstwo było głośną sprawą. Teraz wiem, że nigdy go nie zapomnę.
6/10
Mogę łączyć się z Tobą w niewiedzy, ponieważ, tak samo jak Ty, nie znałam historii Roberta Enke. Sądzę, że wynika to również ze średniego zamiłowania piłką nożną.
OdpowiedzUsuńA co do depresji... niestety to bardzo wyczerpująca przypadłość, która nieleczona, w istocie może doprowadzić do strasznych konsekwencji. W takich przypadkach powinno się pomóc takiej osobie, może nawet na siłę, przekonując o terapii i o sensie życia. Dobrze, że książka zauważa ten problem, ponieważ w dzisiejszym społeczeństwie ludzie niezwykle rzadko przejmują się cierpieniem innych. Dobrze, że jest pouczająca.
A tak na marginesie, to witam wśród uczestników mojego wyzwania książkowego :)
Dzięki, z przyjemnością biorę w nim udział :)
UsuńTo nie dla mnie. Nie lubię piłki nożnej. :)
OdpowiedzUsuńNie jest to przeszkodą, też nie lubię, ale ta biografia to coś o wiele więcej :)
UsuńSmutna historia i ciężka decyzja. Słyszałam kiedyś o książce, ale nie wiem, czy jestem gotowa żeby ją przeczytać ;/
OdpowiedzUsuńhttp://to-read-or-not-to-read.blog.onet.pl/
Myślę, że warto
UsuńMała poprawka: "Właśnie takim człowiekiem był Ronald Reng (...)", Ronald to dziennikarz, Robert to bohater.
OdpowiedzUsuńZ pewnością o tym wiesz, ale warto poprawić, pomyłki zdarzają się każdemu. ;)
Ooooo, dziękuję! Nie zauważyłam tego ;) Zresztą te imiona są tak podobne, że często je mylę :)
Usuń