poniedziałek, 29 lutego 2016
Komornik dopadnie cię nawet po końcu świata
Świat jest tylko cieniem samego siebie, a ludzie żyją nie wiedząc co nadejdzie nazajutrz. Jego koniec zatrzymał się w miejscu. Wszystko jest zniszczone, anioły sieją zniszczenie, a długi ludzi reguluje Komornik na usługach aniołów.
Książkę czytałam naprawdę bardzo długo. Dłużyła mi się, chociaż miała niezłe momenty. Nie zmienia to faktu, że męczyłam się czytając ją. Od początku miałam nieodparte wrażenie krzywego zwierciadła i karykaturalnego przedstawienia fabuły i postaci. Historia skupia się na głównym bohaterze, któremu odebrano wszystko w zamian za "dogodą" pracę. Kolejny człowiek oszukany przez anioła, ale cóż robić - nie ma odwrotu.
Styl autora sprawiał wrażenie doprawionego dozą ironii, często pojawiały się również bardziej wyszukane słowa, niekoniecznie pasujące do całokształtu. Nie raz ciężko się to czyta. Język był również charakterny i cięty. Jego ostrość pasowała do satyrycznej całości idealnie. Styl Gołkowskiego trzeba lubić. Ja niestety nie należę do grona fanów takiej formy, przez co być może moje postrzeganie kompleksu może być zakłócone pryzmatem maniery Gołkowskiego.
Jesteśmy wrzuceni właściwie w sam środek jakiejś historii. Nie znamy początku ani żadnych wydarzeń objaśniających o co tak naprawdę chodzi. Żadnych dygresji, tylko akcja. Powoli sami dochodzimy do wniosków co się stało, ale to dopiero po dziesiątkach, może nawet setkach stron. To męczące czytać coś na dobrą sprawę nie widząc w tym żadnego sensu.
Michał Gołkowski to nazwisko,które gdzieś się przewijało, ale nigdy nie sięgnęłam po żadną pozycję tego pisarza i nie wiem czy jeszcze się na to porwę. Kompletnie nie przypadła mi do gustu i żałuję, że zmarnowałam na nią tyle czasu. Przez nią miałam porządny zastój w czytaniu i musiałam się porządnie namęczyć, żeby sklecić tą recenzję.
Bohaterów jest naprawdę mało. Kilka epizodycznych, ale głównie to tytułowy Komornik gra rolę, która coś wnosi. Jest jeszcze anioł, od którego dostaje rozkazy, i który jest najciekawszy w w tym wszystkim. Oryginalności Gołkowskiemu nie można odmówić. Dotychczasowe recenzje, z którymi się spotkałam są pozytywne, co pokazuje, że ten autor na jednych działa, a na innych nie, co widać na załączonym obrazku.
Jest jeszcze kwestia, którą muszę poruszyć, ale nie ma ona związku z autorem. Mam egzemplarz recenzencki od Fabryki Słów. Dostałam go kilka miesięcy przed premierą, więc wiadomo, że to wydanie będzie całkowitą prowizorką, ale to przekracza ludzkie pojęcie. Co druga strona wypada, a brzegi są tak postrzępione, jakby wyrwane ze szczęki psa. Co jak co, ale coś takiego o czymś świadczy.
Podsumowując, nie polecam tej książki, wręcz ją odradzam, choć jak już wspomniałam, wielu może się spodobać. Nie mówię całkowicie nie, bo wiem, że jak na razie wyłamuję się na przekór pozytywnym recenzją. Sami oceńcie, czy chcecie poświęcić na nią czas.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie znam niestety tego autora, ani nie kojarzę tytułu, jednak po przeczytaniu Twojej opinii raczej nie żałuję :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Jessie
W ogóle nie kojarzę tego autora :) Myślę, że w najbliższym czasie nie sięgnę po jego powieści.
OdpowiedzUsuńJustyna z livingbooksx.blogspot.com
hmm nie znam w ogole ksiazki ale...chyba musze sama ocenic. Bo to jest kntrowersja xd
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu Twojej recenzji wiem, że będę omijać ten tytuł szerokim łukiem. To nie moja bajka, tym bardziej, że i Ciebie niespecjalnie porwała. Nie lubię nudy, więc odpuszczam tę powieść :)
OdpowiedzUsuńHm... Uwielbiam powieści Gołkowskiego, dlatego zdecydowanie kupię Komornika. Recenzja mnie jeszcze bardziej zachęca. Historia, mała ilość postaci, oryginalność... Nic, tylko brać i czytać!
OdpowiedzUsuńJak narzekasz na egzemplarz recenzencki, to możesz mi go odstąpić :P
Pozdrawiam :)
Wszystkim którzy po jednej recenzji rezygnują - owszem, styl Gołkowskiego lubić trzeba, ale mając za sobą inne jego książki, po tą sięgnę chociaźby z ciekawości. I dlatego, że recenzje osób bliźaj zwiazanych z postapo są w większości bardzo pozytywne (ja niestety swój egzemplarz dorwę dopiero za ponad tydzień. I pewnie jak Stalowe Szczury, pójdzie w dwa dni. Nevermind).
OdpowiedzUsuń