środa, 23 grudnia 2015

Alfred Jarry przewraca się w grobie, czyli Ubu Król - karykatura



Ubu król to dzieło stare, znane i bardzo ważne, gdyż od niego zaczęły się wszystkie eksperymenty literackie XX wieku. Sama nigdy nie spotkałam się z tą książką, ani nawet o niej nie słyszałam - czym jest, wiem bowiem tylko z internetu. Jednak korporacja Ha!art dała mi szansę na zapoznanie się z tym dziełem. Tak jakby.

Książka trafiła do mnie właściwie przypadkiem. Z zainteresowaniem ją otworzyłam, jednak mój zapał zgasł już po zaledwie kilku stronach. Trzecie polskie tłumaczenie. Tłumaczenie przez translator google. Trudno uwierzyć, prawda? To nigdy nie powinno mieć miejsca.

Translatore google jakże ograniczony i nadto dosłowny i wybitne dzieło. To nie mogło się skończyć dobrze. W swym ubóstwie tłumacz nie przełożył wielu słów, znaczenia były pomylone, a słowo "gramatyka" jest jak z kosmosu. Bardzo to wszystko utrudnia. Co więcej, jest to spisane słowo w słowo. Żaden człowiek nie miał wpływu na nic. Trochę mnie to dziwi, chociaż domyślam się jaka była idea. Mimo wszystko ktoś powinien postarać się, aby czytelnik mógł domyślić się kontekstu zdania. Nie mówię tu nawet o gramatyce ani czymkolwiek co poprawnie używanie jest w języku polskim, ale wspomagacz naprawdę by się przydał.

Przyznaję się bez bicia - nie przeczytałam tej książki i nigdy tego nie zrobię, a na pewno nie w tej wersji. Uwierzcie, próbowałam zmierzyć się z nią kilka razy, wytrwałam parę stron kompletnie nic z tego nie rozumiejąc, ale to na nic. Nie ruszę dalej. Oczywiście mogłabym, ale jaki jest tego sens? Mam wrażenie, że więcej zrozumiałabym czytając to w oryginale, choć nie umiem nawet słowa w tym języku. Wolałam raczej wziąć się za coś innego. Z czego zrozumiem chociaż tytuł.

Ogólnie rzecz ujmując jest to całkowity niewypał. Nie mam pojęcia kto wpadł na taki pomysł, a kto, jeszcze większy geniusz, postanowił to zrealizować i wydać marnując pieniądze. Nigdy nie wydałabym ani grosza na coś takiego. Z przykrością muszę stwierdzić, że nawet okładka to koszmarek. Chociaż wytężam umysł starając się znaleźć chociaż jeden pozytyw w tej karykaturze książki, nic nie przychodzi mi do głowy. Alfred Jarry przewraca się w grobie.





Za książkę dziękuję:

czwartek, 17 grudnia 2015

Kto zabił króla?, czyli "Czytanie z kości" - Jakub Szamałek



Jeszcze nie spotkałam się z Jakubem Szamałkiem i zdecydowałam się przeczytać tą książkę właściwie tylko ze względu na okładkę. Może to mała hipokryzja, ale cóż... Jak więc Czytanie z kości wypadło w moich oczach?

421 p.n.e.:Leochales wpadł w kłopoty, ma długi, jego żona go zdradza z niewolnicą, a on jest już nie młody. Pewnego dnia pojawia się u niego książę Aranth, który prosi go o pomoc w odnalezieniu mordercy ojca w zamian za sowitą zapłatę, której Leochales bardzo potrzebuje. Mężczyzna zgadza się, jednak jeszcze nie przeczuwa, że sprawa ma drugie dno, a na jaw wyjdą tajemnice, o których nikt nie miał pojęcia. 2015 n.e.:Inga Szczęśna, po studiach archeologicznych nie wie co zrobić dalej ze swoją karierą naukową. Instytucje, do których pisała odmówiły. Jej jedyną nadzieją jest prezentacja, która przyciąga zaledwie cztery osoby. Inga zrezygnowana próbuje znaleźć inny sposób. Pewnego dnia dzwoni do niej jednak pewna kobieta, która zauważyła coś ciekawego w jej prezentacji. Razem jadą badać szczątki starożytnego człowieka, a na jaw wychodzą bardzo zaskakujące fakty.


Nie wiem czy to całkowita hibernacja moich komórek dedukcji, brak wczucia w powieść, czy po prostu Jakub Szamałek nie umie tego robić, ale obiecane "zmuszenie czytelnika do odkrycia zabójcy" kompletnie tutaj nie zadziałało. Może pod koniec coś z tego mogłoby istnieć, gdyby nie to, że wskazówki były tak oczywiste, a odpowiedź tyle razy wcześniej wspomniana, że kompletnie traciło to swoją istotę. To chyba najbardziej mi nie pasowało, reszta była poprawna, bo wyżej raczej nie mogę tego ocenić.

Kolejnym, właściwie również fabularnym minusem było to, że w opisie na okładce wyraźnie pisze, że są to równolegle prowadzone dwa śledztwa, które dzieli 2000 lat. Trochę nie na miejscu jest więc to, że śledztwo w starożytności grało tu pierwsze skrzypce, a to w czasach współczesnych przerywało od czasu do czasu ciąg rozdziałów o detektywie Leochalesie. Był to jednak element całkowicie zbędny i właściwie nic nie wnoszący, właściwie to mogę powiedzieć, że mi przeszkadzał.

Styl pisania natomiast jest plusem. Może nie było to mistrzostwo, ale czytało się przyjemnie i w miarę szybko. Jakub Szamałek zdecydowanie wiedział o czym pisze, jeśli chodzi o archeologie. Na pierwszy rzut oka widać, że to lubi. Dobrą stroną jest także to, że choć większość wydarzeń jest zmyślona, to ma ona swoje podłoże w życiu autentycznego człowieka starożytności.

Bohaterowie natomiast byli niekiedy bardzo różni. Leochales, główny bohater. Z ciekawą przeszłością, poważnymi kłopotami i darem dedukcji. Aranth, który pomagał mu w rozwiązywaniu zagadki jest barwny i kryje wiele tajemnic, polubiłam go najbardziej. Jego matka też ma w sobie jakąś tajemnicę, jak zresztą większość postaci w tej powieści. Przenosimy się jednak do współczesności i tutaj niespodzianka - bezbarwni, papierowi i nie da się nie zauważyć, że przyłożono do nich mały nakład pracy. Odniosłam wrażenie, że to tylko szkice. Zresztą to samo mogę powiedzieć o całym wątku umieszczonym we współczesnym świecie.

Podsumowując: można przeczytać, ale nic to nie wzniesie, jest ryzyko, że nie będzie to miłe spotkanie. Jako tako powieść wypada blado w perspektywie tego co obiecywała okładka, a wśród innych jest mocno średnia z nakierowaniem na kiepska. Natomiast styl pisania spodobał mi się i sama raczej nie kupię innej powieści Jakuba Szamałka, ale jeśli w inny sposób trafi w moje ręce - czemu nie. Mocne 2/10




Za książkę dziękuję:

niedziela, 13 grudnia 2015

Autor nieznany: Dzieje Tristana i Izoldy



Tristan i Izolda. Izolda i Tristan. Wielu twierdzi, że jest to najlepszy poemat miłości wszech czasów. Romantyczny - tak i to bardzo. Naprawdę piękna historia, ale zakłamana. Miłość idealna, czysta, ale napotykająca wiele trudności.

Tristan - dzielny rycerz, zostaje wysłany w poszukiwaniu dziewczyny, której włos królowi Markowi przyniosły ptaki. Tristan odnajduje złotowłosą. Kiedy wracają, na statkach dzieje się coś, co odmieni życie wielu ludzi. Tristan i Izolda piją wspólnie eliksir miłości przeznaczony dla niej i króla Marka, za którego ta ma wyjść. Tych dwoje nie może bez siebie żyć, a przygotowania do ślubu z królem już prawie zakończone. Izolda wypełnia swój obowiązek, a miłość Tristana i Izoldy zostaje w ukryciu.

Miłość dwójki głównych bohaterów, tak zakłamana, ponieważ spowodowana eliksirem zuchwale rani wszystkich wokół, w tym głównych zainteresowanych. Ta relacja nie ma racji bytu. Przez to król Marek darzący zaufaniem i miłością Tristana oraz Izoldę zostaje oszukany, podobnie jak dworzanie i poddani. Wielu może gorąco będzie kibicować uczuciu tytułowych bohaterów, ale nie ja. Jest to wyjątkowo samolubne. Oczywiście, to właściwie nie ich wina, tylko eliksiru, można by rzec. Ale miejmy na uwadze, że mogło być wiele wyjść z tej sytuacji, gdzie cierpiałaby dwójka ludzi, a nie dużo więcej,co bardziej by się opłaciło. Jak już wspomniałam zakochani i tak nie mieli łatwo, a po drodze zranili wiele ludzi, którzy im ufali i nie tylko.

Autor choć właściwie nieznany, wkłada za duży nacisk na słuszność relacji głównych bohaterów, ponadto na niemal każdym kroku usprawiedliwia ich działanie, co jest jak dla mnie, niedorzeczne. Ten aspekt bardzo mi się nie podobał. Egoistyczne trzęsienie się nad nieszczęśliwym losem kochanków nie jest fajne i bardzo nie fair.

Powieść napisana jest starym językiem, mistrzowsko przełożonego przez znanego wszystkim Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Co ciekawe, moje obawy co do odbioru tej książki, były nieuzasadnione. Bardzo szybko mi się ją czytało i z rozkoszą zatapiałam się w ten dawny świat. Historia sama w sobie jest naprawdę ciekawa i bardzo wciąga, minusem jest tylko właśnie wyżej wspomniane samolubstwo głównych bohaterów. Co do ogółu postaci, byli przyzwoicie wykreowani. Bliżej nie było nam dane poznać wielu, ale to co wiemy w zupełności wystarcza do stwierdzenia, że ta część nie jest zła.


Cieszę się, że wydawnictwo MG postanowiło wznowić historię Tristana i Izoldy. Gdyby nie to, zapewne nigdy sama nie sięgnęłabym po tę książkę. Jest oczywiście świetnie wydana. Jej twarda okładka jest cała różowa, a grafika na przedniej stronie okładki jest minimalistyczna i sugestywna. Książka pięknie wygląda na półce. Trochę ciężko było mi się na początku przyzwyczaić do czcionki, z którą nie spotykam się zbyt często. Ponadto karty powieści urozmaicają ilustracje. Nie są one może wybitne, i raczej to szkice, ale i tak wielki plus za nie.

Podsumowując, książka jest naprawdę warta uwagi, zwłaszcza w odnowionym przepięknym wydaniu. Może irytować to, że autor jest po stronie kochanków, ale oprócz tego dobrze się bawiłam. Dramatyczne, choć nieco naciągane (chodzi o Izolde, kto przeczytał, ten wie) zakończenie jest wisienką na torcie. Nie żałuję ani jednej chwili spędzonej z tą lekturą.



Za książkę dziękuję:

niedziela, 6 grudnia 2015

Zabójcze prosiaczki, czyli "Mówca Umarłych" - Orson Scott Card



Grę Endera recenzowałam niedawno, była to pierwsza część serii Orsona Scotta Carda. Obawiałam się czytać kolejne części. Miałam świadomość, że będzie to kompletnie coś innego niż pierwsza część, a z dorosłym Enderem nic nie będzie takie samo. Górę jednak wzięła ciekawość i oto jest Mówca umarłych.
Spodziewałam się, że nie będzie to jak typowa kontynuacja, ale gdybym nie była pewna co trzymam w ręku, mogłabym pomyśleć, że czytam książkę innego autora, z pierwszą częścią połączoną jedynie wspólnym bohaterem. Przyznam, na początku byłam trochę zawiedziona, że aż tak różni się to stylistycznie, ale nie trwało to długo. Po chwili utonęłam.

JEŚLI NIE CZYTAŁEŚ PIERWSZEJ CZĘŚCI, OMIŃ PROSZĘ NASTĘPNY AKAPIT ~ODDZIELONY KRESKAMI


| Po tym jak Ender, najbardziej przeklinany człowiek od wieków, zniszczył całą cywilizację robali, ludzkość napotyka kolejne myślące istoty. Ale to przecież prosiaczki... czy coś może się stać? |


Nie pokuszę się o stwierdzenie, że ta powieść podobała mi się bardziej, gdyż są tak różne, że błędem byłoby je porównywać. Mówca umarłych to już nie po prostu science fiction, to coś bardziej dojrzałego na, w jakiś sposób, wyższym poziomie. Kolejna wielopoziomowa opowieść, równie genialna.

Kiedy pierwsza część odniesie sukces, autor chce przedłużyć lub podbić popularność bohatera. Często okazuje się to fiaskiem. Na szczęście tym razem nie miało to miejsca. Z ręką na sercu, gdyby pan Card to zepsuł, byłabym naprawdę zła, mówiąc delikatnie.

Znowu magia, bardzo prawdziwi bohaterowie, wciągająca historia, zwroty akcji i gorączkowe przewracanie stron z wypiekami na twarzy. Tą książką można się albo delektować, czytając co prawda długo, ale nie z powodu kiepskości, albo połknąć w kilka godzin. O ile Gra Endera zajęła mi długo, Mówcę umarłych pożarłam w kilka dni.

Co prawda nie od razu wdrożyłam się w świat wykreowany przez Orsona Carda. Może wydaje się, że w kontynuacjach nie powinno już być problemu, ale autor wyrzuca nas trzy tysiące lat później. Do tego trochę hiszpańskich słówek i nazewnictwa, co na początku dezorientuje i być może trochę irytuje, ale po chwili przyzwyczaiłam się do niego i popłynęłam.

Z pewnością nie jest to ostatnie moje spotkanie z twórczością Carda. Obawiam się następnych części. Co może mnie jeszcze zaskoczyć? Teraz spodziewam się wszystkiego.

Polecam gorąco! Ale oczywiście najpierw zapraszam do lektury Gry Endera, o której więcej piszę TUTAJ





Za książkę dziękuję:

wtorek, 1 grudnia 2015

Dzieci zabijają się nawzajem, czyli Gra Endera - Orson Scott Card



Gra Endera to książka, na którą namawiała mnie przyjaciółka. Podobała jej się ogromnie i zachęcała mnie do lektury zapewniając, że będzie to coś niesamowitego. Podczas kiedy sama czytała, od czasu do czasu przysyłała mi fotografie najciekawszych momentów. Nie trzeba było długo mnie przekonywać i dopisałam ją do długiej listy książek do przeczytania. Starałam się ją upchnąć gdzieś na początek i z ochotą zostałam. Przez jakiś czas nie mogłam jej zdobyć, a może podświadomie bałam się zniszczyć idealny obraz namalowany przez opinię mojej przyjaciółki. Pewnego dnia, pamiętam, że był to Dzień Blogera, wydawnictwo Prószyński i S-ka w prezencie zorganizowało świetną promocję - każdemu blogerowi, z którym współpracowali, wysłali kod, dzięki któremu mogłam kupić książki w ich księgarni za połowę ceny. Obiecałam sobie, że ograniczę kupno książek, ale oczywiście takiej okazji nie mogłam przegapić, więc poszperałam na stronie i znalazłam właśnie Grę Endera. Wcześniej nie miałam pojęcia, że został wydany przez właśnie to wydawnictwo, ale wzięłam to za dobry omen. Po kilku dniach przyjechał kurier. Odpakowałam książkę, wstrzymałam oddech i zaczęłam czytać.

Daleka przyszłość. Świat jest na zupełnie innym poziomie technologicznym. Zmieniło się i zdarzyło wiele. Podczas często burzliwych dziejów, ludzie dowiedzieli się, że nie są sami. Zaatakowały ich robale, inteligentne i myślące istoty. Ludzie z trudem wygrali wojnę dzięki genialnemu dowódcy - Mazarowi Rachamowi. Po latach rząd nadal szkoli żołnierzy do ewentualnej wojny z robalami. Odkryli, że najlepiej i najszybciej wiedzę przyjmują dzieci, które zostają rekrutami w morderczej Szkole Bojowej. Kiedy ciemne chmury znów zaczynają zbierać się nad ludzkością, jedynym, który może ich uratować jest małe dziecko.

Z rozkoszą zagłębiałam się w misterny i oryginalny świat wykreowany przez autora. Świat, w którym genialne dzieci są w wojsku. Świat, który żyje w trwodze przed atakiem robali. Świat, którego jedyną nadzieją jest dziecko.

Głównym bohaterem jest Ender. Ma on siostrę, która bardzo go kocha i brata, który go nienawidzi. Ender jest Trzecim. Rząd wprowadził ograniczenie do ilości dzieci, jakie można posiadać, więc Ender narodził się tylko za niechętną zgodą władz. Kiedy go poznajemy ma sześć lat. Zostają w nim dostrzeżone zadatki na dowódcę, który może poprowadzić floty do wojny. Zostaje zabrany do Szkoły Bojowej, gdzie spędza kolejne lata swojego życia szkoląc się. Ender jest mieszanką rodzeństwa - jego siostra, zbyt łagodna, jego brat - zbyt okrutny. On musi znaleźć złoty środek. Ludzie wymagają od niego coraz więcej, robią wszystko, aby było mu jak najtrudniej, a czas się kończy. Dziecko, a na jego barkach cały świat. Czy wytrzyma obciążenie fizyczne i psychiczne? Czy da rade stawić czoło przeciwnością? Los zrobi wszystko, aby odpowiedz brzmiała nie. Ender, a tak naprawdę Andrew, chodź nikt tak na niego nie mówi, jest bardzo interesującą postacią. Ma silny charakter, jest diabelnie inteligentny, ale w głębi duszy nadal pozostaje tym kim jest naprawdę - bezbronnym dzieckiem. Bohaterowie w większość są dziećmi - autor jednak sprawił, że gdybym nie wiedziała, nigdy nie stwierdziłabym ile mają lat. Ba! Nawet czasem się zapominałam. Nie wiem czy to dobrze, czy źle, ale nie przeszkadzało mi to. Bardzo ciekawym było "posłużenie się" bardzo młodymi ludźmi. Dzięki temu ich kreacja wypadła oryginalnie, a co najważniejsze, prawdziwie i niebanalnie. Choć mówię tu ogólnie o bohaterach, najważniejszym z nich jest Ender. To jego poznajemy najlepiej, wokół niego krążą wszystkie wydarzenia, ale nie mógłby istnieć bez postaci drugoplanowych. Alai, Groszek, Petra, a nawet Bonzo... może te imiona nic Wam nie powiedzą, ale to jeszcze jeden powód, aby wziąć się za tę książkę - musicie wiedzieć kim są.

Autor Gry Endera pisze w sposób prosty, ale w jakiś sposób niebanalny. Jest to coś nowego, ale bardzo przyjemnego. Ta zawiła historia, bo właśnie taka ona jest, została klarownie przedstawiona i wszystkie nowości oraz elementy świata przedstawionego, choć było ich dużo, nie nudziły, co nieraz się zdarza. Science fiction to nie mój gatunek, ilość powieści z tego gatunku, które przeczytałam można policzyć na palcach jednej ręki, jednak Gra Endera, to było zdecydowanie coś dobrego.

Polecam wszystkim nie zależnie od upodobań - znajdziecie coś dla siebie, wieku - może poczynając od dwunastu lat, płci - na pierwszy rzut dla chłopców, a jednak mi się podobała. Musicie to przeczytać.

Ps. Ekranizacja jest dobrym filmem, ale zdecydowanie nie pod względem adaptacji powieści

niedziela, 15 listopada 2015

Prawda wyjdzie na jaw, czyli Stigmata - Beatrix Gurian



Matka Emmy ginie w wypadku samochodowym. Jej samochód zostaje znaleziony w jeziorze. Na miejscu pasażera siedzi nieznajoma kobieta, ale matki dziewczyny nie ma, jej ciało nie zostaje znalezione. Emma dostaje dziwną przesyłkę z albumem zawierającym zdjęcie małego dziecka, wiadomością, że aby odnaleźć zabójców matki, musi zgłosić się na obóz. Dziewczyna robi to. Nic nie jest takie jakie powinno i jak sobie wyobrażała. Podejrzewa każdego, nikomu nie może zaufać. Dzieją się dziwne rzeczy, a ona próbuje odkryć tajemnice przeszłości matki oraz odpowiedzieć na rodzące się pytania. Jednak na drodze staje jej jeszcze jedna osoba, która pragnie... krwi?

Kiedy po raz pierwszy trzymałam tę książkę w ręku, wiedziałam, że to będzie coś wyjątkowego. Piękne wydanie,świetny papier i duża czcionka (swoją drogą widać oznaki "napompowania" książki, ale mnie to nie przeszkadza, jest raczej na plus). Ochoczo zabrałam się do lektury.

Bardzo szybko wkręciłam się lekko niepokojący i mroczny klimat powieści, przez którą budzi się uczucie niepokoju, które nie znika na długo po tym jak odłożymy książkę. Od razu polubiłam styl autorki. Dzięki temu przebrnęłam przez tę powieść jeszcze szybciej. Historia i sposób pisania Beatrix Gurian sprawił, że tą blisko 400-stronicową książkę pochłonęłam w dwa, błyskawiczne wieczory.

Fabuła zdecydowanie jest świetna. Może ma pewne niedociągnięcia, ale to są szczegóły. Zwroty akcji, szybkie tempo, dużo się dzieje. Akcja prowadzona jest w dwóch czasach w różnicy około sześciu tygodni. Jeden rozdział opowiada o teraźniejszych zmaganiach Emmy, a inny o czasie tuż po zniknięciu jej matki. To wszystko świetnie się dopełnia. Dodatkowo od czasu do czasu wtrącone są rozdziały o burzliwych losach dziewczynki sprzed kilkudziesięciu lat. Od razu widać nić powiązania między tymi dwoma sprawami, można się również domyślić tożsamości dziewczynki. Dzięki temu lepiej rozumiemy wydarzenia mające miejsce w teraźniejszości. Uważam, że takie skoki czasowe są świetnym zabiegiem. Dzięki temu opowieść zyskuje harmonię i kolejne okoliczności nabierają sensu.

Ciężko określić gatunek Stigmaty. Jest to z pewnością książka skierowana do młodzieży, ale wkrada się trochę kryminału, thrillera psychologicznego, ważną rolę odgrywa również wiara chrześcijańska. Stigmata ma niepowtarzalny klimat. Do tego jeszcze barwni bohaterowie, pełni tajemnic i zaskakujący. Nikt nie jest tym na kogo wygląda i wszyscy skrywają tajemnice. Emma nie szczególnie przypadła mi do gustu, nieraz irytowała mnie tym, że postępuje tak, a nie inaczej, ale nie jest źle i jestem w stanie wybaczyć ten mankament. Reszta bohaterów jest ciekawa, do nie których wciąż mam mieszane uczucia. Bardzo fajnie to wszystko wygląda.

Jestem pozytywnie zaskoczona tą książką i z chęcią przeczytam coś jeszcze tej autorki. Świetnie to wyszło i mimo wad, naprawdę mi się podobała. Nie było może fajerwerków, ale wkładam ją między książki godne uwagi. Myślę, że odnajdą w niej coś osoby w każdym wieku, nie zależnie od płci. Choć lektura na pierwszy rzut oka jest lekka, później okazuje się, że niekoniecznie.

8/10




Za książkę dziękuję:

piątek, 30 października 2015

Czy wspomniałam, że cię kocham? - Estelle Maskame



Kiedy tylko usłyszałam o tej książce, nie znając kompletnie treści wiedziałam, że będzie to coś do bólu banalnego. Wcześniej publikowana na blogu, autorka zaczynała ją mając siedemnaście lat i została nazwana głosem pokolenia. Lubię jednak takie książki, zwłaszcza, kiedy chcę się odstresować. Dostałam więc ją - ale czy naprawdę okazałą się tak płytka?

Eden Munro nie widziała swojego ojca od trzech lat, kiedy jej rodzice się rozwiedli. Straciła z nim całkowicie kontakt. Po latach zaprosił ją do swojego domu w Santa Monica. Eden mimo zaskoczenia zgadza się. Jej ojciec ma nową rodzinę - żonę i jej trzech synów. Najstarszy z nich ma siedemnaście lat. Eden poznaje nowych przyjaciół i zupełnie inne życie - łamanie zasad, alkohol i mnóstwo imprez. Kiedy poznaje swojego najstarszego przyrodniego brata jej wrażenia nie były dobre. Potem tylko utwierdzała się w przekonaniu, że jest kompletnym chamem. Jednak Tylor ma drugą twarz. Między nimi rodzi się uczucie, które nie ma prawa bytu. Co teraz, kiedy na horyzoncie pojawiają się nowe problemy?

Przyznam, że moje pierwsze wrażenie było bardzo pozytywne. Wątek romantyczny nie rozpoczął się w pierwszym rozdziale, autorka uprzednio opisała nowe otoczenie, emocje Eden, pierwsze przygody, wzloty i upadki. Nie często się to zdarza, zazwyczaj jest to główny wątek i jest on rozwijany od samego początku. Ku mojemu zaskoczenia, Estelle Maskame nie skupiła się na relacji Eden-Tylor. Gdzieś między akcją były pewne znaki, które zapowiadały rozwój sytuacji. Myślałam, nawet przez pierwszych kilkadziesiąt stron, że będzie kolejnym przewidywalnym romansidłem, ale co rusz zaskakiwała mnie.

Znajome schematy - to fakt i ciężko teraz trafić na coś całkowicie oryginalnego. Autorka jest młoda, więc to też powód, aby trochę to odpuścić, jednak nie jest to koniecznie punkt w punkt kopia bestsellerów. Mimo wszystko, do powieści udało się dorzucić jakąś innowacyjność i coś co uzależnia. Styl Estelle Maskame jest bardzo fajny. Dzięki niemu książkę czyta się szybko. Obłędnie opisana historia. Lekka, ale z powiewem świeżości.

Między wierszami przemycone są jeszcze poważniejsze problemy niż na pierwszy rzut oka. Mamy uzależnienia, depresję, przemoc domową, ale i brak akceptacji. Dzięki temu innowacyjność jeszcze bardziej wysuwa się na pierwszy plan i wprowadza do tej książki coś głębszego.

Bohaterowie nie są na szczęście schematyczni. Eden, choć czasami nieco mnie irytowała jest zupełnie inna niż na ogół główne postacie płci pięknej w książkach. Zazwyczaj dzielą się na dwie kategorie: szara, nie licząca się myszka nie widzialna dla ludzi lub najpopularniejsza, najpiękniejsza,najmądrzejsza - idealna. Eden jest normalną nastolatką, która nie wyróżnia się za bardzo, ale i nie zostaje z tyłu. Tylor jest natomiast bardzo interesującą postacią. Od początku jest bardzo zbuntowany i nie miły. Dopiero potem dowiadujemy się o jego problemach i powodach takiego zachowania. Trudno mi to napisać, aby oddać całe sylwetki tych postaci, które zmieniają się na przestrzeni całej książki i cały czas odkrywamy o nich coś nowego.


Czy wspomniałam, że cię kocham otwiera trylogię Dymily. Zapowiada się ona świetnie. Wyczekuję kolejnego tomu, głównie z powodu zakończenia. To po prostu nie może się tak skończyć. Nie ma szans. Zwłaszcza ze względu na ostatnie strony, a właściwie ostatnie zdania, które rozbiły moje serce.

Zaprawdę powiadam Wam - jest świetna, ale nie zapominajmy, że od nastolatki, o nastolatkach i dla nastolatek. Pewnie tej grupie wiekowej spodoba się najbardziej. Polecam ją gorąco.

8/10
Zapraszam do cieszenia się tą powieścią: http://www.empik.com/dimily-tom-1-czy-wspominalam-ze-cie-kocham-maskame-estelle,p1113529200,ksiazka-p





Za książkę dziękuję:

środa, 28 października 2015

Wstrząśnie posadami świata, czyli Ember in the Ashes - Sabaa Tahir PRZEPREMIEROWO



Książkę, o której dzisiaj powiem, dostałam już jakiś czas temu. Czytałam ją dość długo, ale było to spowodowane tylko i wyłącznie brakiem czasu. Kiedy podejmowałam na nowo lekturę, za każdym razem nie mogłam się oderwać i tonęłam od razu i aż serce mnie ściskało, kiedy musiałam przerwać - ale w końcu skończyłam. Niestety.

Nie miałam pojęcia o czym jest ta książka, nie czytałam opisu, ale obiło mi się o uszy, że jest niezła, więc zabrałam się z nadzieją na coś dobrego, ale na szczęście znacznie przewyższyła moje oczekiwania. Autorka stworzyła całkiem nowy świat, misternie utkany, brutalny i bezlitosny. Dodała prawdziwych bohaterów, wiarygodną historię, ożywiając ludzi i świat. Rozdziały Lai przeplatają się z historią Elisa - dziewczyna z najniższej warstwy i chłopak z wyższych kast społecznych. Tchórzliwa siedemnastolatka i odważny, silny, przystojny, zabójczy, wyszkolony dwudziestolatek uczony zabijać od dzieciństwa.

Laia to córka kogoś bardzo ważnego, kto został zabity dawno temu. Wychowują ją dziadkowie. Ma starszego brata, Darina, którego uwielbia i który tak samo kocha ją. Są najniższą kastą społeczną, ale radzą sobie i są prawie szczęśliwi. Kiedy pewnego dnia do ich domu wpadają żołnierze, Maska zabija jej dziadków i uprowadza brata, Laia ucieczka. Potem wyrzuca sobie, że powinna pomóc bratu. Postanawia znaleźć Ruch Oporu. Musi zostać służącą okrutnej kobiety, komendantki akademii Masek, która w bólu innych znajduje ukojenie, w zamian za ocalenie brata. Ale co jeśli ci "dobrzy" wcale tacy nie są?

Elias to żołnierz od dzieciństwa szkolony na bezlitosną maszynę do zabijania. Jest synem komendantki, która porzuciła go na pustyni, gdy był niemowlakiem i nienawidzi od chwili poczęcia. Jest jednak inny niż reszta. Ma duszę, pragnie uciec od świata, gdzie miłosierdzie nie jest tolerowane i zabijanie, tortury to norma. Ma już przygotowany plan ucieczki, zaraz po ceremonii, gdy stanie się oficjalnie Maską po wieloletnich katuszach. Ktoś jednak odwiedzie go od tego i przepowie mu straszną przyszłość. Kiedy drogi tych dwoje się zetkną, całkowicie odmieni to ich losy i wstrząśnie posadami świata, w którym oboje żyją.

Ember in the Ashes nie bez powodu została okrzyknięta fenomenem, o którym rozpisywały się m.in.New York Times. Autorka świetnie posługuje się słowem, pisze lekkim, zrozumiałym, ale nie banalnym stylem, który w połączeniu z realistyczną, pełną akcji i zwrotów fabułę oraz prawdziwymi, autentycznymi i barwnymi postaciami tworzy niemal idealną i niesamowicie wciągającą powieść. Serce dwie się w piersi, że to dopiero początek. Zakończenie obiecuje mnóstwo akcji. Mam nadzieję, że Sabaa Tahir nie spocznie na laurach. Właśnie dlatego czwartego listopada biegnijcie do księgarń i kupcie tę książkę..

Mam wydanie przedpremierowe dlatego nie wygląda ono tak, jak będzie finalna wersja, ale grafika na okładce zostanie niestety bez zmian. Jest naprawdę ładna, ale nie mogę wybaczyć, że oryginalna okładka została zmieniona. Była wprost przepiękna. No, ale cóż, najważniejszą jest treść, która sama świetnie się broni. Bardzo ważnym czynnikiem są postaci, o których już wspomniałam. Ważnym elementem jest porwanie brata Lai, którego ta chce uratować. Właśnie przez to trafia do brutalnego świata, przez co znosi najczęściej niebezpieczne przygody. Darin i Laia do doświadczone przez życie, ale bardzo mocno kochające się rodzeństwo. Ich relacja jest ujmująca. Czytając tę książkę czułam się, jakbym miała brata,choć Laia nie jest moja ulubioną bohaterką. Mimo wszystko bliższy mojemu sercu okazał się Elias. Jego historia bardziej do mnie przemawia. Co ważne, wątek miłosny Eliasa i Lai (mam nadzieję, że to nie jest spojler) dopiero zaczął raczkować i jest to duży plus. Fabuła skupia się na walce o istnienie swoje i najbliższych, o duszę i przyszłość. W pamięć najbardziej zapadła mi postać zimnej i bezlitosnej komendantki. Jest bardzo interesującą postacią, ale chłód jaki od niej bije sprawia, że serce zamiera. Epicki czarny charakter i choć nie jedyny w Ember in the Ashes - wybija się ponad wszystkich innych.
Nieprzewidywalność, akcja przy której nie sposób się nudzić ani przez chwilę, obłędni bohaterowie i przyjemny styl - polecam dosłownie wszystkim bez względu na wiek i płeć. Nie zawiedziecie się.


Premiera już 4 listopada




Za książkę dziękuję:



czwartek, 22 października 2015

Recenzyjki: Starter, Girl Online, Chłopcy, Wielki Gatsby

Recenzyjki to cykl postów, w których recenzuję kilka książek na raz. Są to opinie ujęte w kilku zdaniach bez zbędnego wdawania się w szczegóły.
Tym razem bez zdjęć, gdyż platforma się buntuje. Udało mi się wstawić tylko jedno na końcu


Starter
Jesteś biednym acz młodym i względnie pięknym Starterem? Idź do banku ciał, wynajmą cię starzy Enderzy, którzy chcą przeżyć drugą młodość. Zaśniesz, a w mgnieniu oka się obudzisz bogatszy. Czysty zysk. Aż pewnego razu, ktoś się obudzi. Nie wie gdzie jest ani dlaczego. W głowie ma jakiś głos. Wszyscy chcą go zabić. On chce kogoś zabić. Trzeba wspomnieć, że to dziewczyna.Chyba musi uratować i zabić kilka istnień.

Od początku do końca coś się dzieje. Pełno zwrotów akcji, wypieki na twarz, gorączkowe przewracanie stron, lekkie pióro i już mamy przykład świetnej powieści dla młodzieży. No cóż, jest epicka, ale zdecydowanie nie dla dorosłych, którym najpewniej nie przypadnie do gustu. Czekam na następną część. 9/10

Girl Online
Penny uwielbia fotografię i pod pseudonimem prowadzi bloga, gdzie dzieli się swoimi przemyśleniami. W jej życiu prywatnym ostatnio wiele się dzieje i są to głównie upokorzenia. Pewnego dnia jej rodzice dostają zlecenie zorganizowania ślubu w Nowym Jorku. Penny ze swoim przyjacielem jedzie wraz z nimi. Podczas przygotowań spotyka chłopaka. Od tej pory zmieni się wszystko, a potem okaże się, że to nie koniec niespodzianek.

Z tą książką było dokładnie tak jak podejrzewałam. Lekka, przyjemna, typowo dla nastolatek. Makabrycznie płytka, ale mimo wszystko spodobała mi się ogromnie. Styl pisania autorki jest bardzo prosty w odbiorze i książkę czyta się dzięki temu szybko. Historia również nie jest wymagająca, ale dość ciekawa jak dla młodzieży. Bohaterowie nie są fenomenalnie nakreśleni, ale mimo wszystko bardzo się z nimi zżyłam. Smutno by było nigdy ich już nie spotkać, więc wyczekuję kolejnej części. 9/10


Chłopcy
Ciąg dalszy przygód Piotrusia Pana według Jakuba Ćwieka rysuje się w ponurych barwach. Dzwoneczek opiekuje się zgrają dorosłymi na ciele Chłopcami, którzy wyrośli na motocyklistów. Jest to ten typ ubrany na czarno, w skóry i ze zjawiskowymi maszynami. Całość doprawiona odrobiną magii daje mieszankę absolutnie wspaniałą.

Wszyscy znają osławioną historię Nibylandii. Ciąg dalszy mógł być różny, ale większości zapewne wydawał się on sielankowy. Ćwiek mówi nie i ubiera w skóry Chłopców, jednocześnie robiąc z dzwoneczka seks bombę. Ostry język, zwroty akcji, świetny styl, wciągająca i oryginalna historia - przepis na powieść doskonałą. Mimo to, na początku jakoś nie mogłam się wpasować. Wprowadzenie było nie najlepsze moim zdaniem, bo pogubiłam się już na starcie. Po stu stronach zaczęłam czerpać nie pohamowaną przyjemność z tej książki. Mogę polecić, zdecydowanie. 7/10

Wielki Gatsby
Nike mieszka nieopodal pięknej, bogatej willi, gdzie co wieczór odbywają się wystawne przyjęcia. Większość gości nawet nie zna ani nie zamieniło słowa z gospodarzem, panem Gatsbym. Nike obserwuje te przyjęcia z ogromnym zainteresowaniem. Pewnego dnia odkrywa zaskakujące powiązania między panem Gatsbym, a swoją przyjaciółką.

Wielki Gatsby to najważniejsza powieść XX wieku. Nie do końca łapię dlaczego. Idea nie bardzo do mnie przemawia. Na szczęście nie stanęło to na przeszkodzie i w gruncie rzeczy podobała mi się. Fabuła choć dość ciekawa, nie jest zachwycająco intrygująca. Styl pisania jest inny ze względu na okres w jakim książka została napisana. Przypadł mi do gustu. Bohaterowie ciekawi i barwni. Szczególnie zżyłam się z jednym z nich. Pan Gatsby. Cudo. Zakończenie (mimo, że napisałam ostatnie zdanie) to wisienka na torcie. Tego potrzebowała ta powieść. Nie fenomenalna, ale na tyle krótka, że nie zdążyło powiać nudą. Z jakiegoś powodu mam przekonanie, że jeszcze do niej wrócę, choć nie podobała mi się szczególnie. 7/10



  Jeśli chcecie poznać szerszą opinię o którejś książce - piszcie, a być może pojawi się dłuższa wersja :)

wtorek, 13 października 2015

Wszystko, tylko nie mięta - Ewa Nowak



Wszystko, tylko nie mięta to pierwsza część serii miętowej Ewy Nowak, w tej chwili licząca już kilkadziesiąt pozycji. Opowiadają one o problemach współczesnej młodzieży. Nie jest to moje pierwsze spotkanie z prozą tej autorki. W tej chwili na mojej półce stoją jej dwie książki i tylko je czytałam. Jest to właśnie Wszystko, tylko nie mięta, którą dostałam w ramach konkursów organizowanych przez jedną z blogerek oraz Pierwsze koty, które niedawno miały swoją premierę i które miałam przyjemność recenzować dla Papierowego Psa.

Porównując pierwszą i ostatnią książkę pani Nowak nie doszukałam się rażącej zmiany. Obie są na dobrym poziomie, choć naturalnie ta ostatnia jest lepsza i podobała mi się bardziej. Sądziłam jednak, że te tomy będą kontrastować ze sobą pod wieloma kwestiami technicznymi i nie tylko, ale wcale nie było rażącej zmiany. Przejdźmy jednak do sedna, bo chcę Wam dziś opowiedzieć o jednej z tych książek.

Kuba jest przyzwyczajony do uwielbienia koleżanek. Kiedy jednak spotyka niepełnosprawną dziewczynę, która nie zwraca na niego uwagi, musi coś z tym zrobić. Jego siostra Malwina również ma problemy. Pierwsze wzloty i upadki, miłość do pewnego muzyka, a dodatkowo nadwaga. Pewnego dnia zaczyna szybko chudnąć. Czy to początek choroby?

Fabuła skupia się na tej dwójce, ale bohaterów jest dużo więcej. Najbardziej znaczący to rodzice tej dwójki, ich młodsza siostra oraz babcia. Są doprawdy świetną rodziną. Fabuła mówiąca o problemach i pouczająca, ale jednocześnie lekka i przyjemna, stworzona dla młodzieży. Można się przy niej bardzo odprężyć i z zaciekawieniem śledzić losy bohaterów.

Bardzo zżyłam się z postaciami wykreowanymi przez Ewę Nowak, szczególnie z Malwiną. To jej perypetie najbardziej do mnie przemówiły. Całość ogólnie jest zaskakująca i interesująca, czego się nie spodziewałam po oszczędnym opisie na okładce. Atutem jest też tajemniczy tytuł. Bardzo mnie zaintrygował i dopiero kiedy dobrnęłam do końca zrozumiałam o co chodzi.

Pani Ewa Nowak pisze naprawdę świetnie. Świeżo, ciekawie i prosto. Snuje swoją opowieść tak, że wciąga ze zdwojoną siłą. Wykreowała niezwykle prawdziwych bohaterów i sprawiła, że utwierdziłam się w przekonaniu, aby spróbować przeczytać i skompletować całą serię. Z pewnością nie jest to moje ostatnie spotkanie z prozą tej autorki.

Polecam tę powieść głównie młodzieży, ale nie wykluczam także możliwości, ze spodoba się starszym. Zasługuje na uwagę.

8/10



 Recenzja bierze udział w wyzwaniu: Poczuj miętę do czytania


czwartek, 1 października 2015

To ja go zabiłam, czyli Wstyd - Rachel Van Dyken



Jeżeli ktoś śledzi mojego bloga już od dłuższego czasu, bardzo dobrze wie, że ostatnio byłam zachwycona pewną serią. Zaczęło się słabo, a potem było już tylko lepiej i lepiej... Rachel Van Dyken dokonała czegoś pięknego. Do każdej powieści z serii Zatraceni dodała masę emocji, oryginalność, swój uzależniający styl, świetnych bohaterów i wzruszające historie. Owa wspaniała seria niestety dobiegła końca - Wstyd trafił na półki księgarń. Zatraceni to seria, której części możemy czytać w dowolnej kolejności, acz polecam robić to według wydania by mieć lepszy obraz. Na Wstyd czekałam szczególnie, ponieważ: a) zakończenie Zatraconych b) zapowiadana była jako najmroczniejsza z cyklu. Zabrałam się za nią z ogromnym zapałem.

Był sobie Taylor. Taylor bardzo lubił bawić się ludźmi. Taylor bardzo lubił zamieniać w piekło życie pewnej dziewczyny. Taylor nie żyje. Po latach ta dziewczyna dostaje listy z pogróżkami. Później pojawia się mężczyzna, do którego ona nie czuje obrzydzenia. Potem wydaje jej się, że wszystko wraca do normy, że cienie przeszłości zostały za nią. Ale ten mężczyzna ma sekret. Potem wszystko zaczyna się sypać. To ona go zabiła. On teraz się na niej mści zza grobu.

Mój opis jest dość enigmatyczny, zupełnie jak ta książka. Nie myślcie, że zawiera jakieś elementy paranormalne. Jeśli zdecydujecie się ją przeczytać, zrozumiecie co miałam na myśli pisząc "zemsta zza grobu". Historia opowiadana jest z perspektywy dwóch osób - Lisy, która nie radzi sobie ze swoją mroczną przeszłością i Tristana, który ma pewną misję. Jednak to nie Tristan, Lisa czy jej przyjaciele najbardziej zaintrygowali mnie w tej powieści. Był to ktoś, kto już dawno nie żyje(?). Taylor. Psychopata? Chyba mogę go tak określić. Cierpiał na wiele chorób psychicznych, ale Lisa o tym nie wiedziała. Poznała go, pokochała i nawet nie zauważyła, że w pewnym momencie odebrał jej wszystko. Dosłownie.

Jak już pisałam to przy okazji opinii o wcześniejszych częściach Rachel Van Dyken ma świetny styl. Dzięki niemu czyta się szybko, bardzo przyjemnie i co najważniejsze lekko. I choć to powieść dla młodzieży to nie jest taka jak na pierwszy rzut oka. Podczas czytania nie uświadczysz tego, ale kiedy się nad tym zastanowisz, pojmiesz jak trudna jest to książka. Nie zrozumcie mnie źle. Nie chodzi mi tu o nudne, ciągnące się w nieskończoność ciężkie powieści. Jest to nadal Young Adult z powiewem lekkości, ale przemyca coś głębszego.

Wstyd podobał mi się ogromnie. Było w nim najwięcej dreszczyku i mroku. Przeszłość Lisy to okropność w każdym calu. Fabuła jest więc świetna. Kreacja bohaterów również wypadła pomyślnie. Lisa odkryła zupełnie inne oblicze. Wydawała się być kompletnie inna w poprzednich tomach i na tym polega żart. Bohaterowie którym poświęcone były pozostałe części nie stali się wcale mniej ważni. No dobrze, tyczy się to głownie Wesa oraz Gabe - przyjaciół Lisy, gdyż ich żony - odniosłam wrażenie - zostały w pewnych momentach do akcji wepchnięte siłą, aby pokazać, że autorka o nich pamięta. Wes i Gabe zajmowali ważne miejsca i nie ucierpieli. Autorka zachowała ich charaktery - ogień i woda. Wstyd to też w jakimś stopniu książka psychologiczna. Odkrywamy w niej oblicze chorego na umyśle człowieka oraz zastraszonej ofiary, na której piętno pozostało nawet kiedy zniknął oprawca. Jest to w końcu książka o uzdrowieniu. O wyzwoleniu od władzy demonów przeszłości. Nieprawdopodobna? Z pozoru. Autorka nadała wiarygodności całej historii, choć w gruncie rzeczy mało możliwe, aby coś takiego zdarzyło się w prawdziwym życiu. A może się mylę? Boże, broń. Żaden człowiek nie zasługuje na coś takiego.

Podsumowując: Wstyd podobał mi się ogromnie, coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że od Pani van Dyken nie może wyjść nic innego. Przyznam, że nie jest to najlepsza powieść z serii. Na pierwszym miejscu zostaje Toxic (Gabe i jego historia), ale ta ma najlepszą okładkę. Oczywiście jak wiadomo ile ludzi tyle opinii, ale drugi tom jak dla mnie wygrywa.

Wstyd polecam głównie młodzieży, to właśnie im ta powieść spodoba się najbardziej. Bez wątpienia napisana z myślą o tej grupie wiekowej. Zacznijcie jednak od początku - choć nie trzeba, tak najlepiej można wpasować się w sytuację. Tak, polecam, zdecydowanie.

8/10








Za książkę dziękuję:

niedziela, 27 września 2015

Druga rocznica Redakcji Essentia!




Dwa lata temu zaczęło się od strony na facebooku. Był to niewielki projekt, nie wiadomo było czy coś z tego będzie. Jeszcze nie wiedziano nic na pewno i dopiero czekano na rozwój sytuacji. Po dwóch latach jest to internetowa redakcja, którą tworzy zespół ludzi. Redaktorzy, korektorzy i naczelni – tak to funkcjonuje. Recenzje, artykuły i konkursy na każdy temat.

Niedługo Redakcja Essentia obchodzi drugą rocznicę powstania. Rzesza ludzi pracuje na najwyższych obrotach. Będzie się działo. Dużo, bardzo dużo konkursów z różnorakimi nagrodami oraz wiele innych ciekawych wydarzeń. Redakcja do współpracy zaprosiła również różnego rodzaju firmy i księgarnie.

31 październik będzie dniem emocjonującym. Nie tylko dla ludzi współtworzących wydarzenie, ale i dla Was, dla których całe przedsięwzięcie powstało. Również „pracuję” w tej redakcji i będę organizowała jeden z konkursów. Będziecie?

Linki:

Fb: https://www.facebook.com/Redakcja-Essentia-574525655935039/timeline/

Strona internetowa: http://redakcja-essentia.blogspot.com/

piątek, 25 września 2015

Mocna, smutna i wymagająca, czyli "Uwięziona" Marcel Proust



W końcu na mojej półce znalazł się kultowy już Proust. W poszukiwaniu straconego czasu to absolutna klasyka, uznana za arcydzieło literatury. Cykl quasi-autobiograficzny Marcela Prousta. Wydawnictwo MG kontynuując wydawanie klasyków w odświeżonych wydaniach (w tym przypadku jest to jednocześnie wydanie na 100-lecie pierwszego wydania), kolejny raz świetnie się wywiązało z zadania. Mimo, że Uwięziona to piąty tom cyklu, ja czytałam ją jako pierwszą.

Marcel kocha Albertynę nad życie i przeraża go myśl o utraceniu ukochanej. Wie jednak, że ta do miłosnych uciech często wybiera kobiety, to też stara się ograniczyć takie kontakty. Podchody, niesnaski i intrygi - wszystko co zawiera ta 440 stronicowa książka.


Z każdym dniem wydawała mi się mniej ładna. Dodawało jej uroku jedynie pragnienie, jakie budziła w innych, kiedy dowiadując się o tym pragnieniu, zaczynałem na nowo cierpieć i chciałem im ją wydrzeć. Mogła mi sprawić ból; dać radość-nie. Jedynie samym cierpieniem trwało moje nudne przywiązanie.

Jest to w ogóle moje pierwsze spotkanie z twórczością Marcela Prousta. Ponadto pierwsze spotkanie z tym rodzajem literatury. Jeszcze nie spotkałam się z autobiografią, która napisana jest w taki sposób. Na pierwszy rzut oka widać dlaczego ta powieść uznawana jest za arcydzieło. Może osobiście nigdy czegoś takiego bym o niej nie powiedziała, ale nie są to słowa do końca rzucone na wiatr.

Większość książki to monolog. Proust jest bardzo zazdrosny o Albertynę. Kocha ją i wie, że lubi spotkania z kobietami. Próbuje zapobiec takim kontaktom. Uczucia zmieniają się w nim jak w kalejdoskopie. Raz kocha ją na zabój, a za chwilę prawie nienawidzi. Śledzimy jego rozterki i pobudki, wnikając do wnętrza zazdrosnego mężczyzny, który ukrywa fakt, że Albertyna u niego mieszka, aby uniknąć jej konfrontacji z jego przyjaciółmi, gdyż ma obawy, że któryś może się w niej zadurzyć. Jednym słowem, Marcel i Albertyna bawią się w ciuciubabkę.

Uwięziona to powieść męcząca. Czytałam ją bardzo długo i wolno, mogłabym porzucić po kilkunastu stronach. Jednak pchał mnie liryzm i bezsensowne postępowania głównego bohatera. Zachowania nielogiczne nabierają sensu, kiedy odnajdziemy klucz. Tą powieść po prostu trzeba rozszyfrować. Zabrała mi parę tygodni. I wiecie co? Nie czuję z tego powodu żalu. Precyzyjna konstrukcja i głębia to powody, dla których chwile kiedy męczyłam się z tą książką, nie mają znaczenia.

Główny bohater Uwięzionej to jeden z najnieszczęśliwszych bohaterów jakich poznałam w licznych książkach. Cierpi przez miłość i nie można temu zaradzić. Chce się uwolnić, ale perspektywa życia bez Albertyny przeraża go. Cierpi z Albertyną, ale bez niej upadłby na samo dno, a nawet niżej.

Mocna, smutna i wymagająca. Trzeba ją czytać powoli i w skupieniu. Inaczej nie ma sensu. Może sięgnę po pozostałe tomy? Może...

8/10





Za książkę dziękuję:

czwartek, 17 września 2015

Przeżyć koniec świata, czyli Arisjański fiolet - Pola Pane



Stało się. Koniec świata. Umarło wszystko. Rośliny, zwierzęta, ludzie... Emma i jej matka uciekły przed kataklizmem chowając się w schronie. Po dziewięciu latach brakło prądu i żyły w ciemnościach. Po dziesięciu latach zabrakło również wody. Emma zdecydowała się wyjść na powierzchnię. Zmieniło się wszystko. Pierwsze wrażenie nie było dobre. Nie było nic. Kiedy Emma zostaje znaleziona przez przystojnego Korina ona i jej matka zostają zabrane do miasta. Okazało się, że niewielka liczba ludzi przeżyła. Z innej planety przybyli Arisjanie - rasa wyjątkowo inteligentna, ale bez uczuć jak miłość czy nienawiść, o pomarańczowej skórze. Odtworzyli oni część roślinności i niektóre gatunki zwierząt. Cywilizacja zmierza do odbudowy. Co jednak stanie się kiedy Emma zakocha się w chłopaku bez uczuć? Co stanie się, kiedy źli ludzie zagrożą temu co powstało do tej pory? Na jakie wyrzeczenia będzie musiała zdobyć się Emma?

Pomarańczowy kosmici, którzy oprócz kolory skóry nie różnią się niczym od ludzi. Usunęli ze swoich mózgów części odpowiedzialne za nienawiść, przypadkowo pozbywając się też miłości. Są rozwiniętą intelektualnie rasą. Muzyka czy literatura to dla nich tylko niepotrzebne zaśmiecanie umysłu. Emma początkowo czuje nienawiść do Korina, zagorzałego Arisjanina, ale potem jej uczucia względem niego stają się coraz cieplejsze. Jego też coś do niej ciągnie, ale nie jest to miłość - Arisjanie nie znają takich uczuć. Jest to pociąg fizyczny, któremu nie potrafią się oprzeć. Zawierają układ. Nieuniknionym jest jednak, że Emma wyjdzie z tego w kawałkach i doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Dziewczyna, chłopak i trudna miłość - nuuudaaaa. Było wielokrotnie. Też tak najpierw pomyślałam, ale potem zaczęłam czytać i mówię: nie. Jest to coś zupełnie nowego, kosmicznie wspaniałego i odlotowego. Fabuła nie skupia się też tylko i wyłącznie na relacjach Ziemianki i Arisjanina, ale głównie na nowym świecie, który jest zagrożony. Generał - bezwzględny, bezlitosny, próbujący podporządkować sobie cały świat. Próbuje zaburzyć chwiejną harmonię. Co będzie, jeśli tylko ktoś, kogo Generał nigdy nie spotkał może ocalić to co zostało z Ziemi?

Ustaliliśmy jedno - fabuła jest oryginalna i wspaniała. Dawno nie czytałam nic tak świeżego. Mogło to mieć zadatki na tani gniot, ale na szczęście nie jest nim. W tej powieści zostały przemycone wartości, które podświadomie zauważamy. Co najważniejsze, jest to powieść polskiej autorki. Ten gatunek w wersji polskiej jest bardzo niechętnie przyjmowany i niesłusznie niedoceniany. Na zachodzie coś takiego byłoby bestsellerem.

Styl jakim posługuje się autorka jest prosty i lekki. Tekst czyta się bardzo szybko i wcale nie taka krótka książka przeminęła mi w mgnieniu oka. Naprawdę bardzo przyzwoicie napisana i makabrycznie wciągająca. Autorka nie ustrzegła się paru błędów, które kompletnie nie mają znaczenia, zwłaszcza zważywszy na to, że Pola Pane jest początkującą pisarką. Większość z tych niewielkich mankamentów zapewne zostanie poprawiona, gdyż autorka zdecydowała się na wydanie w innym wydawnictwie, co mam nadzieję zrobi lepiej dla tej powieści. Może jakaś przyzwoita promocja?

Wspomnę jeszcze o ciekawym dodatku do tej powieści. Dołączona jest do niej płyta z piosenkami zespołu Rayne, a właściwie głównej bohaterki, która uwielbia grać na gitarze i pisze własne piosenki, które zostały zaprezentowane na tej płycie. Muszę przyznać, że miło się tego słucha. Wokal i muzyka - wszystko się zgadza.

Bohaterowie. Emma jest wybuchowa i impulsywna. W mgnieniu oka przechodzi z gniewu do radości i czasami nieco tym irytuje. Jest jednak z tych, które "nie dadzą sobie w kaszę dmuchać". Kolejnym ważnym bohaterem jest Korin, którego na przemian uwielbiałam i nienawidziłam. W końcu nie wiem jakie są moje odczucia względem niego, ale jego kreacja jest świetna. Wspomnę także o całej rasie Arisjan, którą stworzyła autorka. Jest to mieszanka różnych wersji obcych z dozą własnej inicjatywy. Wyszło to fenomenalnie. Pozostałe postacie również nie zostały zaniedbane. Kilka z nich zostanie w mojej głowie, nawet jeśli byli drugoplanowi. Zdecydowanie jest to mocna strona tej powieści.

Zapowiedziana jest już druga część Arisjańskiego Fioletu i wprost nie mogę się doczekać! Mam nadzieję, że ta powieść zyska większy rozgłos, bo zasługuje na to. Polecam ją gorąco głównie starszej młodzieży. Warto poświęcić na nią trochę czasu :)
8/10
 




Za książkę dziękuję autorce - Poli Pane

niedziela, 6 września 2015

Ja jej nie zabiłam..., czyli Tease - Amanda Maciel


Do Tease podeszłam dość sceptycznie. W pierwszym momencie nawet nie przyszło mi do głowy, żeby ją przeczytać. W końcu jednak po namyśle postanowiłam spróbować. To, co było później to dłuższa historia. Jakieś 330 stron.
„– To znaczy, że nazwała ją pani dziwką innym razem?
– No, według mnie, ona była dziwką. Więc jestem pewna, że nazwałam ją dziwką.
Nie wiem tylko, czy powiedziałam, że jest dziwką, dwudziestego trzeciego stycznia.”
Są właściwie dwie główne bohaterki; Sara - to z jej perspektywy poznajemy całą historię i Emmę - wiemy o niej tylko to co Sara. Dlaczego? Bo Emma nie żyje. Rozdziały czasu teraźniejszego opowiadają o procesie, przesłuchaniach, złych spojrzeniach ludzi i trudnym życiu Sary po samobójstwie Emmy. Wszystko dlatego, że ponoć znęcała się nad nią wraz ze swoją przyjaciółką. Sara nie czuje skruchy o to dlatego wszyscy jej nienawidzą. Są jednak też rozdziały czasu przeszłego, kiedy Emma żyła i w pełni zasługiwała na wszystkie obelgi. Ale nikt ich nie słucha. Przecież Emma byłą taka idealna, prawda?


Wiecie co? Nie żałuję ani sekundy, którą przeznaczyłam na lekturę tej powieści. Zanim jednak przejdę do tego, zwrócę uwagę na dwie, dość ważne, acz nie najważniejsze, rzeczy. Okładka. Rozumiem przesłanie, ale można było to inaczej ukazać. Nie podoba mi się, jest wręcz okropna. Grafik nie popisał się. Na szczęście plusem jest tytuł, którego na szczęście nie zmienili. Gdyby to przetłumaczyli, byłoby słabo. Jest on trafny, ale ciężko byłoby zrobić z tego coś chwytliwego po polsku.

Przechodząc do treści: opis mimo wszystko nie był interesujący, jednak jak to często ze mną bywa, poczułam "to coś". Znowu było to trafne. Nie wiedziałam na dobrą sprawę czego się spodziewać, bo mam egzemplarz przedpremierowy i nie mogłam poznać wielu recenzji, a przynajmniej tych polskich. Zwlekałam kilka dni z jej przeczytaniem, ale w końcu byłam tak ciekawa, że zaczęłam i szybko nie skończyłam. Niesamowicie mnie wciągnęła, styl Amandy Maciel jest naprawdę świetny. Dzięki niemu czyta się szybko i lekko, choć przygotowałam się raczej na coś głęboko psychologicznego i bynajmniej łatwego. Jest jeszcze jeden ważny element, a mianowicie bohaterowie. Autorki wyśmienicie poradziła sobie z tym zadaniem. Zwłaszcza dogłębnie poznajemy Sarę, która nie czuje się winna z powodu śmierci Emmy, choć robiła jej dużo świństw i rzucała w jej stronę wyzwiska, co być może przyczyniło się do jej samobójstwa. Właściwie czy Sara jest ofiarą czy katem trzeba rozstrzygnąć samemu. Ja osobiście jestem po jej stronie. Emma była bardzo irytującą bohaterką (pojawiała się w rozdziałach z przeszłości) i jej zachowanie było żałosne, dlatego sądzę, że to Sara jest ofiarą. Emma perfidnie udawała niewiniątko, a na Sarę i jej przyjaciół spadła cała odpowiedzialność, bo otwarcie mówili co myślą na temat Emmy. Teraz wszyscy są przeciwko nim i nazywają mordercami.
"Jest po prostu tak, jak powiedziała Brielle zaraz po całej tej aferze: Emmie udało się wyjść z tego bez szwanku. Wszyscy powtarzają: „Nie ma jej, więc nie może się bronić”. Ja natomiast jestem i to jest naprawdę do dupy. Krótko mówiąc: ktoś umiera, więc wszyscy żywi automatycznie są od razu winni."
Liceum to czas kiedy ostatecznie wkracza się w dorosłość. O ile w gimnazjum jest trudno, liceum to szkoła przetrwania. Pojawiają się prawdziwe problemy. Powinien to być czas nauki i radości. Niektórzy jednak są poniżani. Taką sytuację opisuje Amanda Maciel. Jest to jej obłędnie dobry debiut. Od razu rzuciła się na głęboką wodę. Tą książkę łatwo można było zepsuć. Tym razem tak się nie stało i za wielkie ukłony.

Tease wzbudziła we mnie mnóstwo emocji. Jest lekturą niecodzienną. Losy bohaterów śledzi się z zapartym tchem i można ją swobodnie zinterpretować. Czyta się ją szybko i bardzo przyjemnie. Mam wrażenie, że ta recenzje wyszła za długa. Niestety krócej się nie da. Można by za to dyskutować na temat tej książki bardzo długo, bo może ona wzbudzać kontrowersje. Wiadomo za to jedno - jest bardzo dobra.

9/10
 



Za książkę dziękuję: