wtorek, 31 marca 2015

Ćwiartka setki na półce w marcu!

Koniec marca, a jakby wczoraj był koniec lutego! Czas leci nieubłaganie, nie stajemy się młodsi, więcej obowiązków i co za tym idzie mniej czasu na czytanie. Z tego miesiąca jestem bardzo zadowolona. Mój blog nie przestał się rozwijać, odwiedziliście mnie 2968 razy, poważnie przybyło obserwatorów, nawiązałam współpracę z kilkoma wydawnictwami i mam nadzieję, że to nie koniec! Chciałabym, aby te liczby ciągle rosły.
Zanim przejdziemy do rzeczy, muszę jeszcze wspomnieć, że jutro mój blog będzie obchodził swoje pierwsze urodziny! Z tej okazji przygotowaliśmy (tak, my) dla Was kilka niespodzianek! Wypatrujcie, wypatrujcie, niebawem się dowiecie o co chodzi ;)
A teraz to, na co wszyscy czekali: czytelniczy marzec!
Do mojej biblioteczki w tym miesiącu przywędrowało 25 książek.
Od wydawnictw/autorów:
  • Sędzia od świętego Jerzego RECENZJA (od autora)
  • Tajemnica Oscara Pistoriusa (od wydawnictwa Znak Literanova)
  • Siódemka RECENZJA (od Korporacji Ha!art)
  • Bękarty Wołgi. Klechdy miejskie (od Korporacji Ha!art)
  • Zły jednorożec (od wydawnictwa CzyTam)
  • Jedyny i niepowtarzalny Ivan (od wydawnictwa CzyTam)
  • Gra o życie RECENZJA (od wydawnictwa Novae Res)
  • Sekret RECENZJA (od wydawnictwa MG) [dotarła w lutym, została zrecenzowana w marcu]
  • Znachor RECENZJA (od wydawnictwa MG)
  • Życie wypuszczone z rąk RECENZJA (od wydawnictwa Sine Qua Non)
  • Strefa skażenia RECENZJA (od wydawnictwa Sine Qua Non)
  • Odłamki (od wydawnictwa Sine Qua Non)
Jak widzicie, wydawnictwa mnie rozpieszczają!

 Ale nie mogłam sobie także odmówić kupna książek na własną rękę:
 
  • Dracula - absolutny klasyk! Śliczna okładka nakłoniła mnie do kupna, zobaczymy o co tyle hałasu
  • Niemy świadek - chyba polubiłam Christie 
  • Książę Mgły - prezent od mojej siostry, która bez okazji postanowiła kupić mi ostatnią część z trylogii dla młodzieży Zafona
  • Podróż do wnętrza ziemi - z kolekcji Hahette, którą upolowałam w Empiku
  • Nienawiść - wygrana w blogowym konkursie 
  • Dzieci kapitana Granta cz.1 RECENZJA
  • Życie i czasy złej czarownicy z zachodu - nowiutka w promocji po 4,99 - grzechem byłoby nie wziąć!
  • Utrata - nokaut miesiąca! RECENZJA
  • Córki marionetek - kupiłam tylko ze względu na okładkę, zobaczymy co to będzie
  • Oddychając z trudem - drugą część mam, czy ktoś będzie miły i kupi mi pierwszą część może?
  • Amerykański sen - dodatek do gazety, może być ciekawie, tak się zapowiada :)

Jak tam u Was marzec? Jakieś perełki lub kompletne rozczarowanie?


niedziela, 29 marca 2015

E7 - droga pełna osobliwości, czyli "Siódemka" Ziemowit Szczerek



Paweł pracuje w portalu internetowym Światpol.pl, zajmuje się wymyślaniem chwytliwych tytułów, które zachęcają do klikania.1 listopada, na zakorkowanych drogach trwa "Akcja Znicz", a on musi dojechać na pilne spotkanie z Krakowa do Warszawy, jedzie drogą krajową E7, która to podróż jest dużym wyzwaniem, spotyka bowiem na tym stosunkowo niedużym odcinku bardzo dziwnych ludzi. Od wariatów pod wpływem mikstur wiedźmińskich zmierzających do czarnego księcia Bajaja, przez powiatowych oligarchów z nieodłącznym wąsem, dresiarzy, hipsterów podgolonych a la Wehrmacht do zwykłych januszów i marcinów.

Ta powieść to dla mnie duże zaskoczenie. Nie nastawiałam się specjalnie, to co dostałam zbiło mnie z tropu. Słowa najlepiej opisujące tę historię to abstrakcja i oryginalność.Opowieść snuta jest z perspektywy "skacowanego" człowieka, który alkohol miesza z eliksirami wiedźmina i innymi specyfikami. Czytając tę książkę w pewnym sensie stajesz się Pawłem, przeżywając te wszystkie zwariowane przygody podczas, gdy chciałeś tylko dojechać do Warszawy. Niczego nie można być pewnym, bowiem nie wiadomo czy opisane wydarzenia dzieją się naprawdę czy jest to tylko wytwór wyobraźni głównego bohatera.

Podczas lektury nie jednokrotnie chichotałam pod nosem, niewiarygodne, że taka książka mogła mnie rozbawić. Były też momenty pełne powagi, aczkolwiek przeplatały się z tymi groteskowymi stając się lekturą trudną i lekką jednocześnie. Niebanalna proza godna uwagi i poświęconego czasu,zresztą niezbyt długi, gdyż "Siódemkę" pochłonęłam w kilka godzin.

Powieść jest pełna abstrakcjonizmu, ma zwariowanie genialny klimat. Postaci są tak wspaniale dziwne i osobliwe, że wzbudzają moją sympatię, bez względu na to jak niespełna umysłu są.Groteskowość zachwyca, a abstrakcyjność porywa. Nie jest to łatwa książka, ale niesamowicie przyjemna. Klasa, że się tak wyrażę. Ja na Waszym miejscu w tym momencie wyłączyłabym komputer i poszła do księgarni po "Siódemkę".

Myślę, że książkę lepiej odbiorą starsi czytelnicy, młodzież w większości może nie odnaleźć się w tej powieści i abstrakcyjnym klimacie. Jest to na pewno wartościowa lektura, można z niej wiele wynieść, ale też dobrze się bawić.
5/10
 Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję Korporacji Ha!art

środa, 25 marca 2015

Co wyjdzie, gdy przyjedzie australijski Polak? Popełni TO, czyli "Sędzia od świętego Jerzego" - Michael Tequila

Jaki autor - taka książka. Wychodzę z założenia, że w każdej książce jest cząstka człowieka, który ją napisał. Michael Tequila jest człowiekiem przemiłym i przesympatycznym. Barwna postać, wystarczy wejść na jego stronę internetową TELEPORTACJA DO MICHAELA TEQUILA. Co nie często się zdarza, autor napisał recenzję swojej powieści. Nie jest tak jak myślcie, że oczywiście wychwalał ją pod niebiosa, zachęcał, wręcz zmuszał każdego do jej przeczytania, wypowiedział się na jej temat niczego nikomu nie zarzucając ODRZUTOWIEC DO RECENZJI AUTORA. Jak pisarz napisał: "Moim pragnieniem było napisać powieść, którą dobrze się czyta, nie tylko z racji żywej akcji i ciekawej fabuły, niewątpliwie wielkich zalet każdego dobrego utworu literackiego, ale z uwagi również na staranną formę przekazu, styl i język. Starałem się sprostać tym wymaganiom. Jak mi się to udało, ocenią Czytelnicy." Od razu Wam powiem. Udało się to. Częściowo, ale jednak.



Polityką nie interesuję się w ogóle, wydaje mi się to nudne. Może i takie jest, ale na pewno nie w "Sędzi od świętego Jerzego". Obawiałam się politycznego żargonu, którym na całe szczęście nie zostałam uraczona. Powieść spodobała mi się od początku, kiedy to trójka nieznajomych przyłącza się do dyskusji o sytuacji politycznej w kraju głównego bohatera ze znajomymi. Niby nic, ale jeden z mężczyzn, Chudy, sprawia wrażenia... nieprzyjemnego mówiąc delikatnie, a cała grupa ma dosyć radykalne poglądy, co nie kończy się najlepiej dla Sędziego. Z jednej strony mamy losy Orlando, a z drugiej premiera Słabosilnego i innych polityków, którzy postanowili zmierzyć się w Igrzyskach Partii i Organizacji Politycznych. Losy tych bohaterów niejako się łączą. Orlando jest zawodowym sędzią sportowym, a wyniku różnych zawirowań, zmuszony jest objąć stanowisko głównego sędziego igrzysk. Ale co będzie dalej? I jakie wydarzenia zmuszają Sędziego do objęcia wyżej wspomnianego stanowiska? I co w ogóle chodzi z tymi igrzyskami?

Orlando, od szkolnych czasów zwany Sędzią, wrócił do Polski po dłuższej emigracji. Ma oryginalne poglądy polityczne, odmienne niż większość obywateli, z którego to tytułu ma nieprzyjemności. Podobało mi się w nim to, że ma charakter i nie jest bezbarwny.

Politycy byli tu ukazani jako ludzie, nie urzędnicy. Nienawidzili i kochali. Ludzki obraz polityka istnieje, choć nie jest ukazywany w mediach, które czekają tylko na sensację, wyrywając dwuznaczne zdania z kontekstu i przekręcając fakty.

Lekkość pióra - ta myśl tłucze się w mojej głowie, domagając się wystukania na klawiaturze. Wyczuwalny kunszt dodatkowo umila lekturę, aczkolwiek jest to niepełne. Niektóre fragmenty, były dopracowane, jakby przypływ natchnienia, a inne były zawiłe i niedopracowane, gubiłam się w nich niby uderzenie zniechęcenia. Momentami czułam się, jakbym czytała niepełny tekst, jakby ktoś zatrzymał film i uruchomił po kilku scenach.

Postaci nienaturalnie wypowiadały swoje myśli, przez co sceny wydawały się sztuczne, plastikowe. Odniosłam wrażenie, jakby ktoś połączył dwie książki opowiadające o tym samym, ale jedna część była stworzona przez doświadczonego pisarza jako świetna powieść, a druga przez początkującego autora. Realizm i plastikowa fikcja - no, niestety.

Na razie wymieniłam same wady, mogliście odnieść wrażenie, że nie podobała mi się - wręcz przeciwnie. Mimo wad "Sędzi od świętego Jerzego" trafi na łatwo dostępne miejsce na półce, by łatwo się do niej dostać, bo mam zamiar do niej wrócić. Subiektywnie, jest to bardzo przyjemna i wciągająca lektura. Kiedy się za nią zabrałam, pochłonęłam za jednym zamachem. Muszę także wspomnieć o ważnym detalu - dialogi. Bardzo mi się podobały, ale nie mniej podobały mi się także opisy, ukazane ciekawie i nie nudno

Wszędzie, gdzie widzę słowo "polityka" to pozycja po którą na pewno nie sięgnę. Mimo to, Michael Tequila sprawił, że książka której temat nie bardzo mi leży, trzymam się od niej z daleka i nie jest w moim typie podobała mi się, nawet bardzo. Dlaczego więc zdecydowałam się przeczytać tę pozycję? Nie mam pojęcia, ale cieszę się, że to zrobiłam.

Zakończenie - no nie! Tutaj autor wprost powalił mnie na łopatki. Takiego zwrotu akcji się nie spodziewałam. Panie Tequila, jeżeli to czytasz wiedz, że chcę drugą część! Zemsta uda się Szczerbatemu? I co zrobi prezydent w sprawie Sędziego? Muszę wiedzieć!

"Sędzia od świętego Jerzego" ma wady, ale jeszcze więcej zalet. Wciąga, przyjemnie się ją czyta. Jest króciutka, ale dzieje się! Chętnie przeczytałabym jeszcze coś tego autora (oczywiście oprócz drugiej części książki, której recenzje czytacie), a niestety jego inna powieść jest dostępna tylko w formie ebooka, których ja nie czytuję.


 Ps.A wiecie, że Michael Tequila pisze także wiersze? Jego dwa tomiki dostępne są w formie elektronicznej. Wszystkie księgarnie, gdzie można zakupić wiersze jak i obie powieści powyższego autora znajdziecie w zakładce na jego stronie internetowej, podanej powyżej.
Ciekawa okładka, prawda?


Muszę się pochwalić dedykacją ^^
Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorowi - Michaelowi Tequili
6,5/10

wtorek, 24 marca 2015

Emocjonalny nokaut - lekkość bez dna, czyli "Utrata" - Rachel van Dyken



Rozbije, a potem poskleja twoje serce. Niekoniecznie w tej kolejności.

Recenzję tej książki jest mi bardzo trudno pisać. W pewnym momencie mogę nie dać rady utrzymać emocji na wodzy i ta recenzja zmieni się w stek "ochów" i "achów". Postaram się, ale nie obiecuję.

W pierwszej chwili myślałam, że to taka typowa, niczym nie wyróżniająca się młodzieżówka. Okładka wcale nie pomagała, jak dla mnie, wygląda jak z dennego erotyka. Zaczynało się jakbym nie pomyliła się co do moich przeczuć. Pierwsze spojrzenie i wielka miłość. Mamy tu do czynienia klasycznie z jednej strony z najprzystojniejszym i najpopularniejszym chłopakiem w szkole, który jest kapitanem drużyny futbolowej i (żeby było jeszcze mnie pomysłowo) jest synem milionera. Wiecie, pieniądze, luksus, sława, posiadłości, służba i te sprawy. Z drugiej strony (niespodzianka!) mamy nową studentką, szarą myszką. Brzmi jak ostatni kicz? Na razie. Okazuje się, że to wcale nie taki banał, jak wyglądało przez kilka pierwszych stron. Owa szara myszka o imieniu Kiersten ma depresję, w którą wpadła po stracie rodziców. Mieszka z wujkiem i ciotką, przez dwa lata nie wychodząc z pokoju i obwiniając się za śmierć rodziców. Na studiach ma zacząć nowe życie. Natomiast wyżej wspomniany, Wes, typowy mięśniak wcale nie jest taki typowy, jak mogłoby się wydawać. Nie szasta pieniędzmi na lewo i prawo, nie jest play boyem. Ceni życie, szanuje innych ludzi. Jest dobry, ma dobre serce. Właśnie. Serce. To tutaj jest największy problem. Jego życie wcale tak nie wyglądało, wcześniej naprawdę był typem samolubnego cwaniaka. Zmienił go rak. Guz owinięty jest wokół serca, nie łatwo go usunąć, może to być wręcz niemożliwe. Kilka lat wcześniej jego brat popełnił samobójstwo, a matka umarła. Teraz jego wpływowy i bogaty ojciec próbuje zrobić wszystko, aby uratować jedyną osobę, która mu została i którą kocha. Teraz depresja spotyka się z rakiem, chory umysł kocha chory organizm i na odwrót. Obie strony skrywają swoje przypadłości. Kiedy dla Wesa nadchodzi moment krytyczny, Kiersten cierpi razem z nim. Czy Kiersten straci najważniejsza co uzyskała w życiu? Czy choroba strawi któreś z nich? Jedno jest pewne. Żadne z nich nie będzie w stanie żyć w pojedynkę.

Ta książka... ona... jest... piękna. Bardzo zżyłam się z bohaterami. Te wszystkie strony... jest ich za mało. Pochłonęłam je wszystkie wciągu jednego dnia, teraz nadal leczę kac książkowy. Usłyszałam o tej książce u Marthy z Secret Book, aż tu zbieg okoliczności i w mojej biedronce, pojawiła się na promocji. Oczywiście bez wahania ją wzięłam. Była to moja najlepsza decyzja od dłuższego czasu. Śmiałam się, płakałam i coś pomiędzy. Czytałam z wypiekami na twarzy, chłonąc każde słowo, nieuchronnie zbliżając się do końca. A finał, zapytacie? To... to było... Ech... Sami musicie się dowiedzieć. Zakończenia się spodziewałam, aczkolwiek bynajmniej nie umniejszyło to mojej ekscytacji.



Jest tu mało faktów na temat bohaterów, stylu pisania, fabuły i innych pierdół. Jest to po prostu nie na miejscu do tej książki. A kolejna część? Chcę teraz, natychmiast! Mimo, że spodziewam się co się stanie. Zazwyczaj w drugiej części romansidła coś złego dzieje się między bohaterami :c

Nokaut - to chyba będzie najlepszy komentarz.
9/10

niedziela, 22 marca 2015

Gra o życie




Głównym bohaterem "Gry o życie" jest Sergiusz. Jego imię wprost mnie urzekło. Sztampowy przykład homo ludens (nie szukajcie w pamięci, nie było takiej ery rozwoju ludzkości) jest specjalistą w grach typu singleplayer. W rzeczywistości zwykły, niczym niewyróżniający się uczeń gimnazjum, który wykonuje swoje obowiązki jak najpobieżniej, aby jak najszybciej pograć w gry komputerowe. Jest to wręcz uzależnienie. W wirtualnym świecie przeczesuje cały teren, aby niczego nie przegapić, pokonuje w walkach najstraszniejsze potwory i potrafi ustrzelić skrzydło muchy ze znacznej odległości. A co by było, gdyby nie miał tych żyć. Gdyby nie wystarczyło zresetować wyniku, by odzyskać życie? Gdyby zagrożenie stało się realne, namacalne? Czy umiejętności nabyte podczas godzin przed komputerem przydadzą się w ostatecznej grze o życie?


Na początku pomyślałam sobie, że to nie będzie nic dobrego. Pierwsze strony brzmiały jak wypracowanie dwunastolatka z pewnymi zadatkami. Czytałam, czytałam. Mimo, że z początki irytował mnie sposób pisania. Wymęczyłam ten początek, a wraz z biegiem stron, autor się rozpędzał, jakby z każdym rozdziałem nabierał coraz większej wprawy. W pewnym momencie, stało się to naprawdę dobre.

Co do fabuły - nie mam większych zastrzeżeń. Może nie jest całkiem dopracowana, nawet nie specjalnie ambitna, ale ciekawa. Delikatnie porusza temat uzależnienia od gier komputerowych. Nie jest to temat główny, ale namacalny. Akcja z początku biegnie wolno, ale nie trzeba długo, by zaczęła się rozkręcać. Dużo się dzieje, ale mamy chwile wytchnienia i nie plątamy się w fabule.Niekiedy było wręcz lakonicznie, aczkolwiek nie jest to duża wada. Widać, że autor chciał pokombinować, czasem może nawet zbyt przekombinował lub nie przemyślał do końca pewnych spraw.


Główny bohater - Sergiusz Kubów, którego imię (jak wyżej wspomniałam) uwielbiam, nie jest idealnie wykreowany, ale mamy jego wyraźny obraz zewnętrzny jak i wewnętrzny oraz przemian w nim zachodzących. Właściwie to nie ma tu zbyt dużo postaci, wydarzenia skupiają się na Sergiuszu, aczkolwiek nie tylko i wyłącznie.

Nie przedłużając, wspomnę jeszcze tylko króciutko o zakończeniu. Było poprawne, ale spodziewałam się czegoś innego. Jakiegoś "wow", wisienki na torcie, która wybaczyłaby wszelkie niedogodności. Nie mogę powiedzieć, że się zawiodłam, ale nie tego oczekiwałam.

Podsumowując: jest to debiut słodko - gorzki, ma wiele wad, ale ma też zalety. Sam zamysł jest ciekawy, sposób realizacji - no, cóż, różnie to bywało. Do szczegółów na pewno nie była przywiązywana duża uwaga, ale można to wybaczyć. Zakończenie nie powala, ale nie jest całkiem zepsute. Mogę polecić tę książkę, ale nie każdemu. Jest to niezbyt wymagająca lektura dla młodzieży, stareotypowo dla chłopaków, bo o grach komputerowych, ale ja jestem dziewczyną i podobało mi się. Arcydzieło, czy literatura wysokich lotów nigdy to nie będzie, aczkolwiek jest do przyjęcia i na szczęście nie zmarnowałam na nią czasu. Dziękuję za uwagę.

5/10
Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję wydawnictwu Novae Res


czwartek, 19 marca 2015

Dzieci kapitana Granta



Kolekcja Hahette zaczęła być wydawana już jakiś czas temu, na szczęście trafiłam jeszcze na pierwszy numer w Empiku. Oczywiście od razu kupiłam, bardzo się opłacało. Wydanie wygląda dużo gorzej niż w reklamie, jest jakby wyblakłe, ale i tak nie planuję kupować kolejnych tomów tej serii. Ale wygląd to nie wszystko, liczy się treść.

Płynąc statkiem, załoga trafia na olbrzymiego rekina. Postanawiają na niego zapolować, a kiedy już go wyciągają na pokład, znajdują w jego wnętrzu butelkę z dokumentami w środku. Niestety nie jest dokładnie zakorkowana i papier jest mokry, ale w końcu udaje im się go wyciągnąć. Część słów jest zmyta, są to trzy kartki o tej samej treści, spisane w różnych językach. Bohaterom udaje się jeden dokument wypełnić drugim oraz trzecim i na odwrót. Dowiadują się, że kapitan Grant dostał się do niewoli, jego statek się rozbił i potrzebuje pomocy. Glenarvan daje ogłoszenie w gazecie i wyjeżdża, aby poprosić o zgodę na poszukiwania. Nie dostaje jej. O ogłoszeniu dowiadują się dzieci owego kapitana i przybywają do lady Heleny, która słysząc ich historię po zniknięciu ojca, postanawia pomóc. Glenarvan wraz z załogą na własną rękę rozpoczynają poszukiwania niekiedy narażając życie. Na statek przez pomyłkę trafia uczony, Jakub Paganel, który przyłącza się do misji poszukiwawczej. Ale czy dobrze rozszyfrowali dokumenty? Czy znajdą kapitana Granta? Co się stanie z dziećmi Granta? Czy poszukiwacze... przeżyją?

Wciągnęłam się od razu, z miejsca. Nie często mam styczność z literaturą dziewiętnastego wieku, ale chyba mi się spodobało. Nie sądziłam, że tak mnie to wciągnie. Wraz z pierwszym zdaniem znalazłam się na statku 26 lipca 1864 roku, byłam świadkiem połowu rekina młota, odszyfrowywania tajemniczych dokumentów i niebezpiecznych podróży. Towarzyszyłam roztrzepanemu Jakubowi Paganel, poczciwemu Glenarvanowi, dobrej lady Helenie, tytułowym dzieciom kapitana Granta z naciskiem na młodszego Roberta oraz reszcie towarzyszy i załogi, po drodze poznając nowych ludzi. Niekiedy czułam powiew morskiej bryzy na twarzy, kołysanie statków, słyszałam szum wody podczas powodzi i strzały z broni. Ważne, aby czuć się jak naoczny świadek wydarzeń. Nie zdarza mi się to często, więc kolejny punkt dla tej powieści.

Styl pisania, choć jak wiadomo troszeczkę przestarzały, czyta się bardzo przyjemnie. Osobiście bardzo lubię taką formę, gdyż tekst wydaje mi się bardziej dystyngowany i elegancki. Przeczytałam tę powieść bardzo szybko, wręcz ją pochłonęłam.

Fabuła jest sama w sobie bardzo ciekawa. Typowo przygodowa, mamy zwroty akcji, tempo nie jest mozolne i cały czas coś się dzieje. Znaczny na to wpływ ma niejaki Jakub Paganel i jego wyjątkowe roztargnienie. Naprawdę ogromne, otóż zamiast na statek,którym miał płynąć do Indii wsiadł na Duncana, którym Glenarvan wypływał na poszukiwania kapitana Granta w zupełnie przeciwną stronę. Został odkryty dosyć późno, gdyż spał bez przerwy kilkadziesiąt godzin. Zamiast hiszpańskiego nauczył się portugalskiego myśląc, że uczy się tego pierwszego. Nie są to jedyne przypadki jego gapiostwa, ale długo by wymieniać. Paganel jest geografem, bardzo pomaga naszym bohaterom, choć raz pomylił kontynenty, nie ma to znaczenia, reszta także zrobiła pomyłkę. Oh, Paganel to moja ulubiona postać. Zresztą wszystkie postacie są przyjemne. Takie... żywe, wiecie o co mi chodzi.

Polecam tę książkę fanom powieści przygodowych, ale i pasjonatom każdego innego gatunku. "Dzieci kapitana Granta" to książka kultowego już pisarza, Juliusza Verne. Jest lekka i przyjemna. Przy niej rzeczywistość staje się fikcją, a wydarzenia na kartach tej książki są rzeczywiste, jak jeszcze nigdy dotąd. Zainteresowani?

9/10
 


Książka została wydana pierwszy raz w 1867( jak twierdzi ciocia Wikipedia), więc bierze udział w wyzwaniu:

środa, 18 marca 2015

Znachor - Tadeusz Dołęga - Mostkowicz [premierowo]



Jestem świeżo po lekturze i powiadam - tę powieść trzeba przeżyć.

Kiedy dostałam propozycję zrecenzowania "Znachora" zgodziłam się natychmiast, chciałam to zrobić jak najszybciej. Byłam zaintrygowana tą pozycją, ponieważ kilka dni wcześniej ktoś bardzo mi ją polecał. Wyczekiwałam jej z niecierpliwością, a moja ciekawość wzrosła wraz z pierwszym rzutem oka. Typowo dla wydawnictwa MG wydanie jest przepiękne, okładka jak i moja ulubiona czcionka, którą często raczy nas to wydawnictwo w swojej serii klasyków - wszystko na swoim miejscu, a grafika wyśmienicie ukazuje fabułę. W tym miejscy docieramy do sedna, czyli tego co jest w powieści. Moje oczekiwania nie zostały zawiedzione.

Wraz z pierwszym zdaniem kiwnęłam głową z uznaniem. Potem wszelkie bodźce zniknęły, wsiąknęłam w tekst stając się częścią obrazu. Od razu muszę docenić głównego bohatera, Profesora Rafała Wilczura. Jest świetnie wykreowany, przechodzi wiele przemian wewnętrznych jak i zewnętrznych, rozwija się cały czas. Jest wybitnym chirurgiem, ma sławę, pieniądze, śliczną córeczkę i żonę, którą bardzo kocha. Co łączy Profesora Wilczura, zamożnego i eleganckiego lekarza i Antoniego Kosibę, który nie ma nic i tuła się po świecie w końcu trafiając na posadę wiejskiego znachora? Tutaj niespodzianka. To ta sama osoba, a w obu wersjach budzi sympatię swoim usposobieniem i empatią.

Po odejściu żony i tym samym utracie swojej córeczki, profesor ulega wypadkowi podczas próby rabunku. Kiedy się budzi nie ma pojęcia kim jest, jak się nazywa, skąd się tam znalazł i dlaczego stracił pamięć. Zmuszony jest wędrować od wioski do wioski bez przeszłości i dokumentów trudniąc się różnorakimi pracami. W końcu kradnie dokumenty, automatycznie stając się Antonim Kosibą. Z tym nazwiskiem trafia do pewnej wioski, znajduje tam pracę i żyje mu się dobrze. Poznaje kalekiego chłopaka, na którym przeprowadza udaną operację. Od tej pory sława Antoniego Kosiby jako znakomitego Znachora rośnie. Przeszkadza mu tylko miejscowy, zawistny lekarz, który grozi mu sądem za nielegalne praktyki.

Fabuła jest bardzo interesująca, język choć nie współczesny płynie i czyta się go szybko. Dzięki tym czynnikom powieść staje się bardzo przyjemna. Ponoć Tadeusz Dołęgi - Mostkowicz jet mistrzem ciekawych fabuł, a po tej lekturze jestem w stanie w to uwierzyć.

"Znachor" to mądra książka o ludzkim cierpieniu, ludzkiej dobroci i miłości. Są w niej zawarte duże wartości.W książce także przedstawione życie ludności wiejskiej w ówczesnym okresie. Zachowania, zwyczaje, mentalność. Dla kontrastu mamy także rodzinę z wyższych sfer. Przedstawia bardzo smutną i trudną historię, ale z wielkim przesłaniem i pozytywnym nastawieniem w tle, nie przeszkadza to w przyjemności czytania, bo o ile temat jest trochę trudny, to jak przedstawił go autor jest niebywale lekki.

Wiecznie żywa i ponadczasowa historia, która jeżeli zostałaby wydana teraz spotkałaby się z falą krytyki. "Znachor" to wprost bajka. Jest w niej wszystko co w dobrej bajce być powinno - kryształowo szlachetni ale i do szpiku kości zepsuci bohaterowie, zakazana miłość bogatego panicza do ubogiej dziewczyny, tragedia, cierpienie, a na koniec triumf sprawiedliwości. Chwyta za serce. Polecam tym, którzy lubią uronić łzę przy czytaniu.Polecam wszystkim.
Dzisiaj mamy premierę wznowionego wydania. Sięgniecie po nie?

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu MG
 






Książka została wydana pierwszy raz w 1937, więc bierze udział w wyzwaniu:

wtorek, 17 marca 2015

Coffe Book Tag

1. Czarna, czyli książka, w którą nie mogłam się "wkręcić".
Z przykrością stwierdzam "Wiem o tobie wszystko"  i "Życie wypuszczone z rąk", które w gruncie rzeczy finalnie mi się podobały.

 2. Miętowa mocca, czyli książka, która staje się bardziej popularna w okresie świątecznym.
Hm... szukam czegoś w stylu "Kevin sam w domu", ale wychodzą mi wszystkie książki o świątecznej tematyce. Tego roku było to "W śnieżną noc", więc uznajmy to za moją odpowiedź :)

 3. Gorąca czekolada, czyli moja ulubiona książka z dzieciństwa.
"Pies, który jeździł koleją", czyli pierwsze spotkanie ze śmiercią.
 4. Podwójne espresso, czyli książka, która trzymała cie na krawędzi fotela od początku, do końca.
"Klucz do zaświatów", seria "Harry Potter", powstająca nadal seria "Osobliwy dom pani Peregrine" oraz "Utrata" - te w tym momencie przychodzą mi do głowy i takie jest moje pierwsze skojarzenie, aczkolwiek jest ich dużo więcej.

 5. Starbucks, czyli książka, którą widzisz wszędzie.
Bez zastanowienia "Zniszcz ten dziennik". Jest wszędzie! W księgarniach, na blogach, na YT i nawet u mnie na półce :)

 6. Hipsterska kawiarnia, czyli książka napisana przez niezależnego autora.
Albo naprawdę nikogo takiego nie znam, albo nie wiem, że znam. Chyba bardziej to pierwsze.
 7. Ups! Przypadkiem dostałam bezkofeinową..., czyli książka, po której spodziewałeś się więcej.
"Love, Rosie" - zdecydowanie. Jeżeli chcecie poznać moje uzasadnienie odsyłam do recenzji KLIK. Do tej kategorii mogę zaliczyć także "Igrzyska śmierci" - sprawa ma się dosyć podobnie jak w przypadku pierwszej książki.
 8. Idealne połączenie, czyli książka lub seria, która była zarówno słodka, jak i gorzka, ale ostatecznie przypadła ci do gustu.
"Życie wypuszczone z rąk" - wszystko na swoim miejscu i tak jak powinno być, a jednak brakuję... czegoś. Historia wzruszająca, chwytająca za gardło. Atmosfery nie zakłóciło nic. Biografia sławnego piłkarza, ostatnio na moim blogu. A jednak brakowało mi tego... czegoś. Nie potrafię nawet tego do końca określić. W każdym razie, to jest właśnie mój wybór.
 
Zachęcam to zrobienia tego tagu u siebie. Myślę, że można dowiedzieć się trochę o gustach odpowiadającego na pytanie. Świetna zabawa :)

Tag wylukany u Bookcase Monster (link do jej tagu KLIK

 Nominuję: Nie teraz - właśnie czytam,  Anitkę z Book Reviews, Drasy z Świata Drasy i Recenzje Optymisty 

niedziela, 15 marca 2015

Życie wypuszczone z rąk

Depresja - wiele ludzi się z niej śmieje. No, tak. Przecież w dzisiejszym społeczeństwie to takie śmieszne, że ktoś właśnie umiera. Osoba cierpiąca na tę wyjątkowo ciężką chorobę, sam nie da rady z niej wyjść. Czuje się jak zamknięty w pokoju. Pokój zaczyna się palić, a on nie mogąc wyjść w końcu siada na środku i się poddaje. Bezsilność. Ból. Duszone cierpienie.
Właśnie takim człowiekiem był Robert Reng, który miał wszystko. Kochającą rodzinę, wciąż rozwijającą się karierę, szczęście w życiu osobistym i zawodowym. Jednak jedno traumatyczne przeżycie sprawiło, że to wszystko przestało mieć sens. Reng dusił to w sobie, nikt nie dostrzegł jego problemów. Wszyscy wiedzieli, że jest problem, ale nie znali jego skali. To wszystko popchnęło go w stronę śmierci. Do samobójstwa.
Autor otwiera oczy na ludzkie cierpienie, którego nie widać. Najboleśniejsze cierpienie. Przecież ból fizyczny po przekroczeniu pewnej granicy zabija, natomiast ból psychiczny zabija cały czas, a my nadal żyjemy.
Książka napisana bardzo profesjonalnie, rzetelnie i z wyczuciem. Stworzył ją przyjaciel Roberta Enke, ale jak sam mówi, to właśnie bramkarz chciał ją napisać. Czytałam ją od początku z wielkim zainteresowaniem, nie mogłam się oderwać. Teraz mam wrażenie, że znałam tego człowieka.
To opowieść o życiu człowieka. Nie opis meczy, spis sukcesów zawodowych, perypetii z klubami piłkarskimi, straconych bramkach i wielkich tryumfach. Owszem, te informacje grają istotną rolę, ale nie najważniejszą. Poznajemy Enke od dzieciństwa, kiedy to grał z kolegami w piłkę, a trzepak wyznaczał bramkę. Wędrujemy przez miłości, niepowodzenia, zwycięstwa, przez radość, życiowe tragedie, aż w końcu docieramy do momentu kulminacyjnego i emocji następujących. Odkrywamy tajemnice, dowiadujemy się ogólnie wiadomych rzeczy. Żyjemy życiem tych ludzi.
Przystępnie napisane, wciągająca, chwytająca za gardło historia, a mimo wszystko... męczyłam się z tą książką. Nie mam pojęcia, czemu to zawdzięczać. Nie, nie nudziłam się, ale czytało się to ciężko. Jak teraz na to patrze, jest to bez sensu i zaprzeczam sama sobie, aczkolwiek w pewien sposób naprawdę nie było łatwo dotrwać do końca tej książki. Czytałam ją bardzo długo, wręcz nienaturalnie, co sprawiało, że musiałam czytać bardzo wyrywkowo, ok.20 stron, które zajmowały mi 50 minut, co w normalnym wypadku zakrawa u mnie na niemożliwość.
Nigdy nie byłam i raczej nie będę fanką piłki nożnej. Owszem, lubię obejrzeć mecz od czasu do czasu, ale to tyle jeżeli chodzi o futbol. Ta książka nie jest tylko dla fanów tego sportu, także dla każdego innego, niezwiązanego z tą dyscypliną czytelnika. Wyniosłam z niej wiele, jest bardzo wartościowa. Polecam ją każdemu bez względu na wiek czy upodobania sportowe. Przyznam, że jeszcze nigdy nie słyszałam o Robercie Enke mimo, że jego samobójstwo było głośną sprawą. Teraz wiem, że nigdy go nie zapomnę.


6/10

czwartek, 12 marca 2015

Strefa skażenia

Ebola. Ostatnimi czasy jest to bardzo aktualny temat. Świat zaczął się obawiać najskuteczniejszego seryjnego zabójcy, który raz za razem zbiera krwawe żniwa. Jak dowiedziałam się z tej książki 90% zakażonych umiera w męczarniach. W moim otoczeniu niekiedy przewija się w żartach, ale to wcale nie jest śmieszne. To jest przerażające.
 Ale jak do tego doszło? Czy świat ulegnie zagładzie? I właściwie... co się dzieje z człowiekiem kiedy ma ebolę? Jak to się rozprzestrzenia?
Na okładce zacytowane są słowa Stephena Kinga, który scharakteryzował tę lekturę krótko: "Jedna z najstraszniejszych rzeczy, jakie miałem okazje przeczytać". Zgadzam się z tym w stu procentach mimo, że już miałam do czynienia z kilkoma mrożącymi krew w żyłach horrorach. Tymczasem najstraszniejsze rzeczy dzieją się teraz, niedługo może obok nas.
Ta lektura jest ciężka. Mimo, że autor zamiast podawać suche fakty potraktował to i opisał jak powieść, bez naukowego żargonu, potocznym językiem, który jest zrozumiały dla wszystkich i pomijając jakie okropne rzeczy są zawarte na kartach tej książki czytało się to dosyć żmudnie. Może to stosunkowo małą czcionka i śnieżnobiały papier, może sam temat - nie potrafię tego jednoznacznie określić. Skłamałabym mówiąc, że męczyłam się z tą książką. Czytałam ją długo, ale bynajmniej mnie nie nudziła.
Z telewizji wiemy o tym wirusie, nawet o tym, że dotarł on do Polski. Ale zastanów się, czy kiedykolwiek media napomknęły o objawach i procesie śmierci? Nie. Bębnią o niebezpieczeństwie, ale w gruncie rzeczy nie mówią nam, czego mamy się bać. Ale wracajmy do samej książki.
Richard Preston to autor dziewięciu bestsellerów. "Strefa skażenia" przyniosła mu międzynarodową sławę Jego nazwiskiem nazwano asteroidę. Teraz odsłania przed nami przerażającą prawdę o eboli. Może nie zdajesz sobie z sprawy ze skali zagrożenia, ale po lekturze tej książki uświadomicie to sobie tak jak ja.
Czytałam wiele kryminałów, thrillerów, nawet horrorów autorstwa mistrzów w swoim gatunku. Mimo wszystko, nikomu nie udało się wykreować mordercy tak skutecznego, bezwzględnego i pozostającego bezkarnym. Nie dokonał tego też Richard Preston, ale świetnie opisał strategię zabójcy idealnego. Ukazał istotę zbrodni, zamieniając książkę popularnonaukową w bardzo dobrą powieść, thriller medyczny.
Polecam ją, ale nie każdemu. Niektóre sceny są dosyć przerażające, więc z pewnością nie nadaje się dla młodszych czytelników, aczkolwiek starsi, nawet nastolatkowie mogą wiele z niej wynieść.









Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję wydawnictwo SQN
7/10

poniedziałek, 9 marca 2015

Sześć świętych kamieni



Matthwe Reilly to jeden z popularniejszych autorów w gatunku sensacyjno - przygodowych. Nie mogłam o nim nie słyszeć, a niedawno czytane "Inferno" wyostrzyło mi apetyt na tego typu literaturę, dlatego ucieszyło mnie, kiedy dostałam od siostry "Sześć świętych kamieni".

Za tę lekturę wzięłam się z dużym zapałem. Praktycznie od początku akcja szybko pędziła. Nie mam pojęcia dlaczego, ale z początku męczyłam się z tą książką. Do tej pory nie wiem, dlaczego tak było, ale na szczęście nie trwało to długo. Po kilkunastu stronach kartki przewracały się same, serce szybko biło i żądało coraz więcej. Akcja nie zatrzymywała się nawet na chwilę. Napakowana niespodziewanymi zwrotami akcji, nieprzewidywalna - cudowna. Nie mogę powiedzieć, że była po prostu przyjemna, ponieważ to mało powiedziane. Kiedy sytuacja stawała się bardzo napięta, autor rozśmieszał czytelnika drobnymi rozbrajającymi tekstami bohaterów.

Wspominałam o zwrotach akcji? Ach, chyba tak. Ostatnia strona niesamowicie mnie wkurzyła. Kończyć w takim momencie!? Nie, nie, nie! Nie zgadzam się! Chcę tu i teraz kolejną część! Muszę wiedzieć co będzie dalej! Jak tak można?! * biega i krzyczy wyrywając sobie z głowy włosy i grożąc każdemu napotkanemu człowiekowi*

Jack West. West Jack. Myśliwy. Różnie można określać tego człowieka. Niektórzy mówią o nim niezbyt pochlebnie, bo pokrzyżował im niecne plany, choć zdecydowana większość jest mu wdzięczna za wielokrotne uratowanie świata przed zagładą. Ma tytanową rękę. I wychowuje jedenastoletnią Lili, która także bierze udział w niebezpiecznych misjach. Mimo to, jest odpowiedzialnym i wymarzonym ojcem. Ma umiejętności niczym superbohater, bez większych obrażeń wychodzi z sytuacji bez wyjścia. Jest gotowy oddać życie za swoich przyjaciół. Cechuje go "piekielna inteligencja i odwaga" jak określa go Zoe - bohaterka tejże powieści, skrycie zakochana w Jacku. W skrócie jest to charakterystyka głównego bohatera, jednego z moich ukochanych, dzięki którym każda książka, nawet najgorsza miałaby "to coś". Akurat w tym przypadku powieść sama w sobie jest dobra, ale pomijam ten fakt. Jego kreacja jest jednym z większych atutów tej książki. Jak wszyscy inni jest charakterny i jakby rzeczywisty, ale ma jakąś energię, przez którą od razu zapałałam do niego sympatią. Mam nadzieję, że nie muszę wspominać, że nie tylko on z wszystkich bohaterów podbił moje serce?

Nie wspomnę o wszystkich bohaterach powieści, ale krótko muszę napomknąć o Lili i jej przyjacielu Albym, którzy mają po jedenaście lat. Lili mimo młodego wieku zna kilka języków, w tym posiada umiejętność odczytywania prastarego języka Tota. Urodziła się z tą zdolnością i niejednokrotnie pomagała w niebezpiecznych misjach. Robiła wiele innych heroicznych rzeczy, ale miało być krótko. Rodzice Alby`ego wyjechali na wakacje i zostawili go pod opieką Jacka, który - jak już wiemy - jest ojcem jego przyjaciółki. Przez przypadek został wplątany w misję ratowania świata. Musi jakoś ukryć ten fakt przed rodzicami, którzy nie byliby zadowoleni z tego co robi. Bo jaki normalny rodzic byłby spokojny, wiedząc, że jego jedenastoletnie dziecko ratuje świat, jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie i ucieka przez bezwzględnymi ludźmi chcący za wszelką cenę przeszkodzić jemu i jego przyjaciołom? Wątpliwe, że przyjęliby to ze spokojem.

Czyta się lekko i dzięki szalenie interesującej fabule dosłownie połyka. Musicie zachorować na tę książkę.

8/10

piątek, 6 marca 2015

Sekret




Co ja mogę Wam powiedzieć? Nie mam pojęcia jak to ująć, aby nie było zbyt chaotycznie.


Pozwolę sobie zacytować fragment mojej recenzji poprzedniego dzieła Bronte jakie czytałam, i który w pełni oddaje moje uczucia i tym razem: "Nie będę się rozwodzić nad kunsztem pisarki. W pełni ją kupuję i ubóstwiam. Tekst płynie, czyta się bardzo szybko. Myślę, że najlepszym do tego komentarzem z mojej strony będzie to, że połknęłam tę książkę w dwa dni i chcę więcej. Już ostrzę sobie ząbki na kolejne pozycje Charlotte Bronte."

Patrząc subiektywnie, ten utwór nie ma wad. Takie byłoby moje osobiste zdanie na ten temat, ponieważ uwielbiam tę autorkę. Jednak nie mogę sobie pozwolić na całkowitą subiektywność. Patrząc obiektywnie ta książka ma wady, ale... autorce zdecydowanie można je wybaczyć. Utwory te zostały napisane, kiedy Bronte dopiero wprawiała się w sztukę pisania. Widać już pokaźne zaczątki jej talentu. Postaci są świetnie wykreowane, fabuła wciąga. Nie mogę także nie wspomnieć o oddanym klimacie, który jest niepowtarzalny, nie ma go u żadnego innego pisarza. Lektura ta, zdecydowanie różni się od innych dzieł Bronte. Akcja dzieje się w mieści fikcyjnym, czasem nawet da się zauważyć elementy zakrapiane nadnaturalnością.

Każde opowiadanie bardzo mi się podobało, ale czuję mały niedosyt. Utwory te nie są zbyt rozbudowane, przez co wiele wątków jest rozwiązanych lekko pobieżnie, niekiedy czułam się, jakby zostały urwane, aczkolwiek pamiętamy, że te opowiadanie nie zostały napisane z myślą o publikacji, a autorka była w młodym wieku.

Pierwszym opowiadaniem jest tytułowy "Sekret". Opowiada on o markizie, szczęśliwej ze swoim mężem Athurem markizem Douro. Przeszłość jednak daje o sobie znać. Marian z początku nie przyjmowała zalotów markiza, co było niezrozumiałe, przecież odwzajemniała tego uczucia. W końcu ten sekret wychodzi na jaw. Ale to nie koniec tajemnic. Okazuje się, że Marian może nie być tym, kim myśli, że jest. A jej matka wraz ze swoją przyjaciółką mogły skomplikować sprawy, kiedy była niemowlęciem. Pojawiają się kłopotliwi ludzie, a Marian ma przez nich nie lada zmartwienie.

To opowiadanie jako wstęp bardzo zachęcała do dalszego czytania. Jest tu kilka zwrotów akcji, fabuła wciąga (zresztą tak jak w innych opowiadaniach), a same postaci bardzo polubiłam. Marian - główna bohaterka tejże opowiastki momentami jest zbyt naiwna, ale to przecież nie nasze czasy. Opowieść liczy sobie cztery rozdziały i ok. 80 stron. 10/10, że się tak wyrażę.

Drugim opowiadaniem jest "Lily Hart". Jest o wiele krótsze, liczy sobie 35 stron i nie ma rozdziałów, które myślę, że przy takiej długości nie są konieczne. Ta historia wzrusza, może nie do łez, ale na pewno ma w sobie coś takiego... jest po prostu urocza. Lily wraz ze swoją matką siedząc przy kominku i próbując się otrząsnąć z wydarzeń dnia (szalała bowiem wojna), słyszą jakieś odgłosy w ogródku. Okazuje się, że jest to ranny żołnierz. Natychmiast mu pomagają. W furtce staje nieznajomy mężczyzna mówiąc, że zna się na medycynie. Okazuje się, że jest to przyjaciel rannego. Podczas pobytu pana Seymora (tak bowiem nazywał się owy ranny) Lily zaczyna żywić do niego sympatię. W końcu po wielu perypetiach staje się to co musi. Ale dlaczego Lily musi żyć w odosobnionym domu, widząc tylko kilka osób i nigdzie nie wychodząc? Kiedy prawda wychodzi na jaw, wszyscy są oszołomieni. A życie Lily zmienia się na zawsze...

I tym razem nie zawiodłam się. Powiedziałabym, że ta opowiastka jest piękna. 10/10

A teraz pora przedstawić Wam trzecią historię. "Albion i Marina" pod którymi to imionami skrywają się Marian i Arthur z "Sekretu" na dalszym etapie ich związku.

Marina to córka wdowca, osobistego lekarza jego książęcej mości, Szkota o doskonałych manierach i wyglądzie dżentelmena. Arthur to syn samego księcia. Zrządzenie losu sprawia, że losy Mariny i Arthura splatają się. Kiedy w końcu mimo trudności staje się to co musiało się stać, Arthur musi wyjechać. Kiedy ukazuje mu się duch Mariny, natychmiast wraca się z nią spotkać. Obiecała mu, że będzie szczęśliwa kiedy wróci. Jak to się skończyło? Intrygująco.

Spodziewałam się czegoś innego, ale dostałam chyba coś jeszcze lepszego. Kilejna po prostu piękna opowiastka. Ma ok.30 stron i siedem rozdziałów. Może nawet i moja ulubiona opowieść z tej książki.

Czwarta, bynajmniej nie ostatnia historia. "Ślub"

Mając dość rutyny i melancholii swojego życia udaje się w podróż, aby odpocząć od zgiełku, problemów i obowiązków. Szedł radośnie przed siebie nie widząc gdzie zmierza. Trafił na polanę, na któej stałą okazała marmurowa budowla. Na jej schodach siedziała piękna dziewczyna i mężczyzna. Byli to markiz Arthur Douro oraz jego żona markiza Marian Hume. Zaprosili go do siebie w gościnę, gdzie jego uwagę przykuł posążek, z wygrawerowaną inskrypcją z przeprosinami od lady Zenobii Ellrington. Nigdy nie słyszał o jakichś nieporozumieniach między markizem a lady, nie przejawiali także wrogości w towarzystwie, ale ludzie opowiadali pewną historię na ten temat.

W dalszej części tej historii opisane są owe wydarzenia, o których mówią ludzie. Jest ona bardzo interesująca, ciekawa i zajmująca. Jak inne opowieści z tej książki czytałam to jednym tchem. Fabuła bardzo mnie zainteresowała, nie spodziewałam się takiego zachowania po lady Ellrington (występowała sporadycznie w poprzednich historiach) i zaskoczyło mnie to. Także i tutaj mamy do czynienia z Arthurem oraz Marian i perypetiami utrudniającymi ich związek. Bardzo polubiłam tych bohaterów, więc wcale mi nie przeszkadza, że są tak częstym tematem. 10/10 (wow, tego się nie spodziewaliście, co? XD)

Ostatnią i najkrótszą opowieścią jest "Spojrzenie w album z obrazkami" Ma zaledwie dziesięć stron i nie opowiada właściwie żadnej historii. Jest to opis osobliwych fotografii, znajdujących się w albumie. Wspaniale, ze świetnymi detalami i interesująco są tam opisane postaci znane nam ze wcześniejszych historii. Zazwyczaj nie lubię opisów, jeżeli książka opowieść sama w sobie jest przydługim, nudnym opisem. Natomiast w tym przypadku było pięknie, świetnie, wspaniale, intrygująco i interesująco. 10/10 (znowu XD)



Książka jest króciutka, liczy sobie zaledwie 180 stron. Powyżej nadmieniłam co o niej sądzę z subiektywnego i obiektywnego punktu widzenia i te dwie perspektywy przeplatają się w tej recenzji. O wadach nie mogę mówić subiektywnie, a o zaletach owszem. Bardzo polecam tę książkę. Musisz to przeczytać!













Za możliwość przeczytania tej książki bardzo dziękuję wydawnictwu MG
9/10

poniedziałek, 2 marca 2015

Podsumowanie miesiąca, czyli 28 dni + ferie wcale nie gwarantuje stosu przeczytanych książek

Jak domyśliliście się po tytule nie jestem zadowolona z lutego. W normalnym wypadku byłby to całkiem dobry wynik, ale miałam ferie, na które wiele sobie zaplanowałam, a wyszło jak wyszło, czyli udało mi się zrealizować część założenia. Powinno być tego dużo więcej mimo egzemplarzy recenzenckich, które powinny tylko troszkę zaburzyć mój harmonogram, ale nie przedłużając zaczynajmy.

 Tym razem oprócz zdobyczy książkowych muszę Wam podziękować. Aktywność na moim blogu znacznie wzrosła. Tyczy się to komentarzy jak i większej liczbie obserwatorów. W tym miesiącu odwiedziliście mnie dokładnie 2 274( w tym momencie jest 30.138), zostawiliście 54 komentarzy (w tym momencie jest 379), a nowych obserwatorów przybyło mi aż 6! Ten miesiąc zdecydowanie był dobry dla mojego bloga. A jeżeli już przy tym jesteśmy to na pierwszy ogień pójdą egzemplarze recenzenckie:

  • Zbrodnia i kara - Fiodor Dostojewski (przedpremierowo) KLIK (w poprzednim miesiącu) Od wydawnictwa MG
  • Wiem o tobie wszystko - Claire Kendal (przedpremierowo) KLIK (w poprzednim miesiącu) Od wydawnictwa Muza (Akurat)
  • Sekret - Charlotte Bronte (recenzja na dniach) Od wydawnictwa MG
  • Anatomia kłamstwa - Don Tennant, Michael Floyd, Philip Houston, Susan Carnicero KLIK Od wydawnictwa SQN
  • Strefa skażenia - Richard Preston (niedługo się za nią zabieram :) ) Od wydawnictwa SQN
  • Wynalazca szczęścia - Michał Rutkowski (przedpremierowo) KLIK  Od wydawnictwa Novae Res
W tym miesiącu przeczytałam kilka książek, ale już wspomniałam nie jestem zadowolona ze swoich wyników.


  • Zbrodnia i kara - Fiodor Dostojewski (przedpremierowo) KLIK
  • Wiem o tobie wszystko - Claire Kendal (przedpremierowo) KLIK
  • Sekret - Charlotte Bronte (recenzja już się pisze)
  • Anatomia kłamstwa - Don Tennant, Michael Floyd, Philip Houston, Susan Carnicero KLIK
  • Wynalazca szczęścia - Michał Rutkowski (przedpremierowo) KLIK
  • No.6 #2 (manga)
  • Potem.... - Guiliamme Musso (recenzja niebawem)
  • Wczesne sprawy  Poirota - Agatha Christie
  • Balladyna - Juliusz Słowacki (odświeżona do szkoły)
  • Strefa skażenia ( w stosiku książek przeczytanych znalazła się przez przypadek)
  • Sześć świętych kamieni - Matthew Reilly (recenzja gotowa, wypuszczę za jakiś czas)
  • Inferno - Dan Brown KLIK
  • Dawca - Louise Lowry (recenzja również gotowa do wypuszczenia)
Trzynaście książek przeczytanych (pechowa liczba), ale to nie wszystkie moje zdobycze w tym miesiącu. Mimo, że staram się ograniczać zakupy książkowe, trochę się ich nazbierało. Stosik zawiera także książki, które przeczytałam w tym miesiącu, ale kupiłam w ubiegłym. Zaznaczę, które to z nich.

  • Zbrodnia i kara - Fiodor Dostojewski (przedpremierowo) KLIK (poprzedni miesiąc)
  • Wiem o tobie wszystko - Claire Kendal (przedpremierowo) KLIK (poprzedni miesiąc)
  • Sekret - Charlotte Bronte
  • Anatomia kłamstwa - Don Tennant, Michael Floyd, Philip Houston, Susan Carnicero KLIK
  • Wynalazca szczęścia - Michał Rutkowski (przedpremierowo) KLIK
  • No.6 #2 (manga)
  • Potem.... - Guiliamme Musso
  • Wczesne sprawy  Poirota - Agatha Christie
  • Balladyna - Juliusz Słowacki
  • Strefa skażenia- Richard Preston
  • Sześć świętych kamieni - Matthew Reilly
  • Inferno - Dan Brown KLIK  (poprzedni miesiąc)
  • Dawca - Louise Lowry (poprzedni miesiąc)
  • Wspomnienia Sherlocka Holmesa - Arthur Conan Doyle
  • Czerwona królowa - Victoria  Aveyard (nie mogę się doczekać lektury!)
Naturalnie nie można zapomnieć o "Grubaskach miesiąca" (książki od 500 stron):
 Chyba widać na zdjęciu i nie muszę wypisywać :)

Teraz wybiorę moje typy miesiąca, czyli najlepsze i najgorsze książki jakie przeczytałam tym razem:
Najlepsze książki: nie mogłam się zdecydować. Miałam duży problem, ale oto są mimo, że z nadwyżką :)
Zanim pokażę Wam najgorszą książkę miesiąca, wytłumaczę swój wybór. Recenzję wystawiłam pozytywną. Była dobra, dobrze się ją czytało, ale kiedy ochłonęłam po lekturze stwierdziłam,że czegoś jej brakuje. Jakiegoś dopełnienia. *MOJA LOGIKA*
Na dzisiaj to tyle. Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam. Dajcie znać czy chcecie krótszepodsumowania, bo dosyć to rozbudowałam. Do przeczytania!