Z
Pieśnią Kwarkostwora wiąże się zabawna historia. Od wydawnictwa SQN zamówiłam ową pozycję do recenzji. Dopiero kiedy do mnie dotarła zorientowałam się, że jest to druga część serii. Wcześniej tego nie zauważyłam, a nie wiedząc czy konieczna jest znajomość pierwszej części, wolałam dmuchać na zimne, by mieć obraz całości. Na szczęście kiedy napisałam do wydawnictwa, zrozumieli mnie i dali więcej czasu na recenzję, abym mogła zdobyć pierwszą część i przeczytać obie. Dzisiaj skończyłam lekturę
Pieśni Kwarkostwora i przedstawiam Wam recenzję.
Jennifer Strange ma szesnaście lat i jest znajdą. Zastępuje Wielkiego Zambiniego, podczas jego nieobecności, kierując Kazam. W jej świecie magia nie jest czymś niesamowitym, a czarodzieje muszą zarabiać na życie wykonując różne rzeczy na zlecenie innych ludzi, takie jak np. zmiana instalacji elektrycznej, znalezienie czegoś lub przepowiedzenie jakiego koloru kwiat wyrośnie z danego nasiona. Jennifer ma swoje zwierze, Kwarkostwora, którego wygląd mrozi krew w żyłach, ale w gruncie rzeczy nie jest taki straszny. Pewnego dnia, życie Jennifer diametralnie się zmienia. Musi dokonać wyboru, który odmieni losy świata. Musi zabić Ostatniego Smoka. Jaką podejmie decyzję? Akcja
Pieśni Kwarkostwora zaczyna się, kiedy cała sprawa przycicha i wszystko wraca do normy. Jennifer nadal kieruje Kazam i pilnuje zleceń czarodziei. Pewnego dnia poziom energii magicznej znowu wzrasta, a król Snodd IV, który zrozumiał, że kto ma moc ma i władzę, zaczyna knuć z Blixem Zadziwiającym - szefem konkurencyjnej firmy. Jennifer nie pozwoli, aby moc znalazła się w rękach skorumpowanego, żądnego zysku despoty.
Moja opinia na temat
Pieśni Kwarkostwora, choć jest pozytywna, jak za chwilę się przekonacie, doznała uszczerbku (podobne jak na temat poprzedniej części) z powodu słów widniejących na okładce pierwszej części serii,
Ostatniego Smokobójcy. Mówią one, że jest to świat rodem z Harry`ego Potter`a i odnoszą się do wszystkich części. To, że w świecie wykreowanym przed Fforde`a istnieją czarodzieje to jeszcze nie oznacza, że jest podobny do świata Rowling. Od razu zaznaczam, że jest to kompletnie co innego, a porównywanie tego, to jak nie widzieć różnicy między rozmiarem słonia, a mrówki.
Wiedziałam, że nie będzie to ambitna lektura, zaledwie coś lekkiego na leniwe popołudnie. Właśnie tak było, to bardzo dobrze. Książka jest bardzo zabawna, było nawet kilka momentów, przy których wybuchałam śmiechem i chichotałam przez następne kilka stron.
Jest to książki skierowane ewidentnie do młodszych czytelników, począwszy od dzieci na nastolatkach skończywszy, ale myślę, że i starsi znajdą coś dla siebie. Zadowoli przedstawicieli obu płci, jak i tych pośrodku. UWAGA! Jeśli nie poznaliście pierwszej części, czyli
Ostatniego Smokobójcy, nic nie stoi na przeszkodzie by wziąć się za
Pieśń Kwarkostwora. Nie ma w niej dużych powiązań i spokojnie można zrozumieć fabułę, nic nie przegapiając i nie mieć dziur w fabule. Istnieją ciekawe przypisy, które tłumaczą to i owo, jeśli nie ma podanego tego w tekście, a czytelnik powinien o tym wiedzieć.
Muszę przyznać, że wyobraźnia Fforda jest godna podziwu. Świetnie wykreował świat oraz sylwetki bohaterów. Każdy z nich jest unikatowy, choć wybija się sama Jennifer i chłopak, Tygrys, który zostaje jej asystentem. Są różne charaktery. Ci dobrzy i źli, oraz mieszanki, które z pozoru wydają się jednymi, a w rzeczywistości są drugimi. Jasper Fforde tworzy niesamowity klimat. Kiedy tylko otwierasz jego książkę, owiewa cię magiczna bryza, a oczyma wyobraźni widać jak wysypuje prosto w twarz złoty pył, który niknie w zderzeniu z policzkami. Lekko i przyjemna napisana. Niezbyt wymagająca, ale mająca w sobie "to coś". Ma kilka wątków, z których niektóre są dość zawiłe, ale przedstawione prosto. Fabuła jest spójna i poukładana.
Wspomnę jeszcze o wydaniu. Minusem jest to, że obie części nie pasują do siebie i nie wyglądają jak seria, jednak osobno są świetne. Oprawa
Pieśni Kwarkostwora jest klimatyczna i tajemnicza. Szarość połączona z niebieskim, rysunki rozszarpanej okładki, śliski tytuł i łapa przedzierająca się przez przednią część, ukazując przez poszarpaną dziurę nietypowe obrazy. Aż chce się czytać! Dodatkowo w środku są rysunki kilku bohaterów, oraz kilka ilustracji. Minusem jest czcionka, jaką napisane są tytuły rozdziałów. Choć pasuje tam i ładnie wygląda, to jest nieczytelna. Oczywiście nie jest to duża przeszkoda, gdyż to zaledwie kilka stron.
Ta część jest lepsza od poprzedniej, ma nawet ciekawszy finał. Jak wspomniałam, można ją czytać nie znając pierwszego tomu. Jasper Fforde jest w formie i nadal rozśmiesza do łez i zaskakuje. Polecam obie książki, które dotychczas ukazały się w
Kronikach Jennifer Strange i z niecierpliwością wyczekuję kolejnych części.
Za książkę dziękuję: