Książkowe "kocha, nie kocha"
uruchomiło klub dyskusyjny zrzeszający blogerów książkowych, którego
efekty pracy czytelnicy mogą podziwiać w poniższej dyskusji. Ja także włączyłam się w tę genialną akcję. Brałam już udział w dwóch dyskusjach, ostatnia dotyczyła "Gwiazd naszych wina", zapewne znanej Wam książki Johna Greena. Tak się złożyło, że zostałam prowadzącą owej dyskusji. Zapraszam Was więc na efekty. Zaznaczam, że dyskusja zawiera spojlery z książki "Gwiazd naszych wina"
[Zapraszam także na dyskusję dotyczącą "Czasu żniw" KLIK]
W dyskusji udział wzięli:
Magda z http://czytamybokochamy.blogspot.com/
Angelika z http://zrecenzujemy.blogspot.com/
Michalina z http://k-siazkowyswiat.blogspot.com/
No i ja, jako prowadząca, wiadomo, na moim blogu właśnie jesteście :)
Hazel - dobra czy zła? Zżyłyście się z nią? Poczułyście jej emocje? Jak została wykreowana?
Angelika:
Ja patrzę na jej postać przez pryzmat książki i filmu. To, co wiem, na
pewno: nikt nie zagrałby Hazel Grace lepiej niż Shailene Woodley. Była w
tej roli idealna. Dzięki niej wyobraziłam sobie Hazel jeszcze lepiej i
bardziej ją pokochałam. Uważam, że została wykreowana bardzo dobrze -
uwielbiam jej zachowanie, poglądy, charakter. Próbowałam nawet wymusić
na Greenie odpowiedź o jej dalsze losy, ale uparł się jak osioł i nigdy
tego nie zdradzi. A tak bardzo chciałabym usłyszeć, że pokonała raka!
Michalina:
Zżyłam się z nią podobnie jak z Augustusem, może trochę mniej, ale
jednak. Emocje również czułam, przeżywałam wszystko razem z nią, jej
rozterki, radości, rozpacze. Myślę, że wykreowana została świetnie, jak
zresztą wszyscy bohaterowie tej powieści.
Prowadząca (Ja): Jak
dla mnie została wykreowana świetnie. Jest ciekawą i sympatyczną
postacią, acz Augustus ją przyćmił - niestety, muszę to powiedzieć
Magda:
Ja w sumie ją polubiłam, ale najbardziej w pamięci pozostał mi właśnie
Augustus, on poruszył me serca. Hazel dobrze była wykreowana, ale nie
potrafiłam jej tak polubić jak Augustusa, on miał taką przedziwną moc
przez którą nie potrafiłam uciec i pomimo smutnych rzeczy i tematów
pokochałam .
Augustus - jedna cecha, za którą najbardziej go kochasz
Michalina: Za jego "złote myśli" na przykład metaforę papierosów.
Prowadząca (Ja): Za osobowość - jest idealny, a przy tym ludzki i prawdziwy.
Magda: Jaką cechę jego najbardziej kocham? No to na pewno za jego intelekt
Angelika: Ciężko kochać Gusa tylko za jedną cechę, ale niech będzie: RADOŚĆ ŻYCIA.
Rak- czy dobrze jest ukazany w książce?
Prowadząca
(Ja): Moim zdaniem - pół na pół. Jest to bardzo ważny wątek, bez niego
nie byłoby tej powieści, acz nie kluczowy. Mimo to, wczułam się,
zrozumiałam bardziej tę chorobę. Stała się dla mnie namacalna. Troszkę
obawiałam się tego wątku, ale na szczęście niepotrzebnie - Zielony
wyszedł z niego zwycięsko.
Magda: Jak moim zdaniem całkiem dobrze jest ukazany. Umiałam poczuć ich cierpienie, oraz przeżycia związane z rakiem podziwiam autora gdyż to bardzo trudny temat, a sama nie odważyłabym się by go poruszyć, bo nie wiedziałabym jak za niego się wziąć, a on tu potrafił oddać głębie tej choroby.
Angelika: Moim zdaniem rak w GNW to kwestia drugorzędna, tło potrzebne do nakreślenia sytuacji. Nie mówię, że Green kiepsko opisał chorobę, po prostu uważam, że książka nie była wcale o niej, lecz właśnie o młodzieńczej woli życia. O radości płynącej z każdego dnia i każdej drobnostki. I o godności - to chyba najważniejsze.
Michalina: W prawdziwym życiu nigdy nie miałam bliższej styczności z osobą chora na raka, ale wydaje mi się, że jednak ta choroba jest ukazana w powieści bardzo realistycznie. Wizyty w szpitalu, dolegliwości, cierpienie, to wszystko wydało mi się niezwykle realne. Ukazanie tej choroby przez Johna Greena wydawało mi się tym bardziej realne gdy Augustus umarł, w końcu nie wszystkim udaje się przeżyć i tutaj Green niczego nie ubarwił.
Jak zareagowałyście na śmierć Augustusa?
Magda: Dawno temu czytałam GNW, ale strasznie mnie poruszył, poryczałam się pomimo tego, że wiedziałam że ktoś z głównych bohaterów może zginąć. W sumie przywiązałam się do Augstusa i szkoda mi go było bardzo
Angelika: Czy na śmierć Gusa można zareagować inaczej niż wypłakując oczy w poduszkę? Czytałam "Gwiazd naszych wina" jako szczotkę i muszę przyznać, że potem nie nadawała się już do niczego. Cała książka bardzo mnie wzruszyła, jednak śmierć Gusa była wstrząsająca. Tym bardziej dlatego, że był bardzo pozytywną osobą i patrzenie na to jak stopniowo się załamuje (scena z papierosami na stacji benzynowej) złamało mi serce. Jakby to powiedział jeden z bohaterów GNW: "Nie znoszę świata, w którym nie ma Augustusa Watersa".
Michalina: Szczerze mówiąc, jego śmierć mnie zszokowała, przez cały czas myślałam, że to jednak Hazel umrze. Gdy przeczytałam o śmierci Augustusa zareagowałam płaczem, ponieważ to niezwykły bohater, bardzo go polubiłam i nie mogłam pojąć dlaczego to właśnie on umarł. Chociaż podobnie jak Magda zdawałam sobie sprawę, że któryś z bohaterów nie przeżyje, to jakoś nie mogłam się z jego śmiercią do końca pogodzić
Prowadząca (Ja): Nie powiem nic nowego ani odkrywczego - ryczałam. Jego śmierć została mi zaspojlerowana, ale do końca nie wierzyłam, że naprawdę umrze. Rozbiło mnie to. Natomiast mam zastrzeżenie - jego śmierć była zbyt pobieżnie opisana, nie dając czytelnikowi czasu na rozpacz dłuższą niż strona - dalej jest płacz tak już poza
Angelika: Ja bym chciała troszeczkę się nie zgodzić - rozpacz zaczęła się na długo przed jego śmiercią. Bolało samo jego umieranie. Czułam się tak, jakbym traciła najlepszego przyjaciela. No i w filmie wstrząsnęła mną scena z nocnym telefonem od Watersów. To, że Hazel od razu wiedziała o co chodzi. Rozwaliło mnie to i wyszłam z kina z migreną.
Wbrew pozorom wcale nie jest to aż tak długie :D Jeżeli dotarłeś do końca - gratulacje! Na koniec powiem też, że jeżeli prowadzicie bloga także możecie się zgłosić pisząc np. w wiadomości prywatnej do autorki całego przedsięwzięcia.
Dziękuję dziewczyny (proszę też o wyrozumiałość - prowadziłam coś takiego pierwszy raz). To była świetna zabawa, czekam na kolejne dyskusje!
czwartek, 30 kwietnia 2015
środa, 29 kwietnia 2015
Nie dzisiaj, compadre, czyli Gniew Boży - Jack Higgins
Z okładki:
Z sypialni doszedł mnie nagły przytłumiony trzask i w tej samej chwili byłem już pod wanną sięgając po rewolwer. Rozpłaszczyłem się na ścianie przy drzwiach, schodząc z linii ognia na wypadek, gdyby ktoś chciał strzelać. Nie bez trudności jedną ręką włożyłem szlafrok i stałem nasłuchując. Nie było żadnego dźwięku, zrobiłem więc to, co wydawało się oczywiste - gwałtownie otworzyłem drzwi i przyklęknąłem. Mężczyzna, który stał przy łóżku grzebiąc w mojej marynarce, wyglądał jak prosto z rynku - Metys w obszarpanych spodniach i koszuli oraz sombrerze z liści palmowych. Właśnie wyjął portfel z wewnętrznej kieszeni. Wszystko, co miałem na świecie.
- Nie dzisiaj, compadre - powiedziałem. - Połóż to na łóżku, i to szybko...
Na twórczość Higginsa polowałam już długo, wielu mi go polecało. Za tę książkę zabrałam się z entuzjazmem, miałam nadzieję na dobry kryminał z nutką thrillera. Oczywiście tego drugiego nie znalazłam, acz sporo dostrzegłam sporo westernu. Muszę także wspomnieć, że większość ludzi zostawało powieszanych.
Jest dwóch głównych bohaterów z przeszłością, są źli ludzie i miasteczko, które trzeba uratować - a to wszystko pokropione religią chrześcijańską. Właśnie ten wątek czyni, że "Gniew Boży" nie jest książką uniwersalną, dla każdego. Tak, wiara pełni tu istotną rolę, jest sprytnie wpleciona w intrygę. Jedna z postaci jest szczególnie intrygujący. Nieprzewidywalny i szczerze mówiąc, jego postępowania nie zdołałam ogarnąć do tej pory, nawet teraz, kiedy się nad tym zastanawiam. To co robił van Horne zaskakiwało mnie cały czas, wiele razy odsłaniając nowe twarze. Zwłaszcza jego czyn pod koniec wbił mnie w fotel, a to co złe charaktery z nim zrobiły, było chyba najciekawszym fragmentem, choć bardzo polubiłam tę postać i nie powinnam tak mówić :D
To co przeszkadzało mi najbardziej to mnóstwo hiszpańskich określeń. Brzmiało to bardzo sztucznie zwłaszcza, że Keoght - główny bohater - jest Irlandczykiem.
W powieści jest kilka zwrotów akcji, ale nie tak szokujących jak być powinno. Mamy tutaj także to czynienia z Indianami - przedstawionymi nieco osobliwie. Być może są tacy naprawdę, ale nie wnikam - i tak się na tym nie znam. "Gniew Boży" to w dużej mierze western i w takim też klimacie jest utrzymany. Nie szczególnie mi to pasuje. Zabijanie, strzelanie i okrucieństwo są tym, czego oczekiwałam od tej powieści. Niby wszystko było, a jednak atmosfera była dziwna, taka gęsta i ciężka. Jakoś nie mogłam się wpasować. Trudno było mi się wgryźć, dopiero pod koniec zaczęło mnie wciągać, aż tu nagle "pstryk!" i koniec.
"Gniew Boży" nie jest długi, choć dosyć długo zajęło mi jego przeczytanie. Styl Higginsa nie jest w moim guście. Western też nie, ale to być może moja wina- nie czytałam opisu.
Dzieje się dużo, acz nie odczułam tego tak bardzo. Powinnam czytać z wypiekami na twarzy, ale tak nie było. Bohaterowie znienacka zostają rzuceni w wir akcji i wplątani w intrygę.
Ogółem "Gniew Boży" nie jest zły, acz nie mogę powiedzieć o nim nic więcej niż "dostateczna".
4.5/10
Książka pierwszy raz została wydana w 1971, więc bierze udział w wyzwaniu:
Z sypialni doszedł mnie nagły przytłumiony trzask i w tej samej chwili byłem już pod wanną sięgając po rewolwer. Rozpłaszczyłem się na ścianie przy drzwiach, schodząc z linii ognia na wypadek, gdyby ktoś chciał strzelać. Nie bez trudności jedną ręką włożyłem szlafrok i stałem nasłuchując. Nie było żadnego dźwięku, zrobiłem więc to, co wydawało się oczywiste - gwałtownie otworzyłem drzwi i przyklęknąłem. Mężczyzna, który stał przy łóżku grzebiąc w mojej marynarce, wyglądał jak prosto z rynku - Metys w obszarpanych spodniach i koszuli oraz sombrerze z liści palmowych. Właśnie wyjął portfel z wewnętrznej kieszeni. Wszystko, co miałem na świecie.
- Nie dzisiaj, compadre - powiedziałem. - Połóż to na łóżku, i to szybko...
źródło opisu: AMBER, 1991
Na twórczość Higginsa polowałam już długo, wielu mi go polecało. Za tę książkę zabrałam się z entuzjazmem, miałam nadzieję na dobry kryminał z nutką thrillera. Oczywiście tego drugiego nie znalazłam, acz sporo dostrzegłam sporo westernu. Muszę także wspomnieć, że większość ludzi zostawało powieszanych.
Jest dwóch głównych bohaterów z przeszłością, są źli ludzie i miasteczko, które trzeba uratować - a to wszystko pokropione religią chrześcijańską. Właśnie ten wątek czyni, że "Gniew Boży" nie jest książką uniwersalną, dla każdego. Tak, wiara pełni tu istotną rolę, jest sprytnie wpleciona w intrygę. Jedna z postaci jest szczególnie intrygujący. Nieprzewidywalny i szczerze mówiąc, jego postępowania nie zdołałam ogarnąć do tej pory, nawet teraz, kiedy się nad tym zastanawiam. To co robił van Horne zaskakiwało mnie cały czas, wiele razy odsłaniając nowe twarze. Zwłaszcza jego czyn pod koniec wbił mnie w fotel, a to co złe charaktery z nim zrobiły, było chyba najciekawszym fragmentem, choć bardzo polubiłam tę postać i nie powinnam tak mówić :D
To co przeszkadzało mi najbardziej to mnóstwo hiszpańskich określeń. Brzmiało to bardzo sztucznie zwłaszcza, że Keoght - główny bohater - jest Irlandczykiem.
W powieści jest kilka zwrotów akcji, ale nie tak szokujących jak być powinno. Mamy tutaj także to czynienia z Indianami - przedstawionymi nieco osobliwie. Być może są tacy naprawdę, ale nie wnikam - i tak się na tym nie znam. "Gniew Boży" to w dużej mierze western i w takim też klimacie jest utrzymany. Nie szczególnie mi to pasuje. Zabijanie, strzelanie i okrucieństwo są tym, czego oczekiwałam od tej powieści. Niby wszystko było, a jednak atmosfera była dziwna, taka gęsta i ciężka. Jakoś nie mogłam się wpasować. Trudno było mi się wgryźć, dopiero pod koniec zaczęło mnie wciągać, aż tu nagle "pstryk!" i koniec.
"Gniew Boży" nie jest długi, choć dosyć długo zajęło mi jego przeczytanie. Styl Higginsa nie jest w moim guście. Western też nie, ale to być może moja wina- nie czytałam opisu.
Dzieje się dużo, acz nie odczułam tego tak bardzo. Powinnam czytać z wypiekami na twarzy, ale tak nie było. Bohaterowie znienacka zostają rzuceni w wir akcji i wplątani w intrygę.
Ogółem "Gniew Boży" nie jest zły, acz nie mogę powiedzieć o nim nic więcej niż "dostateczna".
4.5/10
Książka pierwszy raz została wydana w 1971, więc bierze udział w wyzwaniu:
wtorek, 28 kwietnia 2015
Jak z psychiki zrobić mielonkę, czyli Łódź - Clara Salaman
To miała być wspaniała wycieczka. Szczęśliwi, choć biedni jak mysz
kościelna, Johnny i Clem wyruszają w podróż poślubną po Europie.
Przemieszczają się autostopem i żeby przeżyć podejmują się każdej pracy.
W Turcji, uciekając przed policją i gangsterami, którym przypadkowo się
narazili, trafiają na pokład jachtu, którym podróżuje zagadkowa para z
kilkuletnią córeczką.
źródło: http://muza.com.pl
Pierwsze co mi przychodzi na myśl, kiedy myślę co tu napisać to, że autorka swobodnie poruszała się w niewygodnych strefach. Morderstwach, samobójstwach, przemocy wobec dzieci - to tylko niektóre przykłady. Nie, żeby było to wybitne, ale swoboda jest na plus u Salaman. Nie oznacza to, że było to przyjemne - te fragmenty czytało mi się szczególnie trudno. Miało to chyba wiernie oddawać smutek sytuacji, choć udało się jedynie w części. Jednak owe niepokojące wątki sprawiły, że "Łódź" jest szokująca. Bardziej niż się tego spodziewałam.
Miejsce akcji teoretycznie nie daje dużego pola do popisu - łódź, niezbyt duża. Poskutkowało to tym, że mamy tu jedynie pięć postaci. Nie wszystkie rozdziały rozgrywają się na "Małej utopii", a są wyjaśnieniem pobudek głównych bohaterów. Właśnie te rozdziały można by znacznie ukrócić, na czym powieść bynajmniej by nie straciła, a ja mniej się nudziła.
Bohaterowie są tutaj najbardziej ciekawi. Głównie dlatego, że w miarę trwania książki zaczynają coraz bardziej odkrywać siebie i swoją mroczną naturę. Ich zachowania niekiedy mnie zszokowały - niemniej niż ich samych, a jednak papierowi, w ich rolach mógłby być także pies (oczywiście nie mówiący) i wiele by to nie zmieniło, choć Kleks i Frank troszkę się z tego wyłamując. Krótko mówiąc banał.
Sięgnęłam po tę książkę z entuzjazmem - co prawda w internecie do tej pory nie spotkałam się z wieloma recenzjami, kiedy dostałam tę książkę nie wiedziałam o niej kompletnie nic prócz tego, co napisało wydawnictwo. Okładka była głównym czynnikiem zachęty, choć nie powinno się z takich pobudek kupować książek (choć ja swojej nie kupiłam), nie mniej zaintrygował mnie opis. Miałam nadzieję na coś szybkiego, intensywnego i dynamicznego, a tu co? A tu klops. Akcja rozwijała się bardzo wolno, by zaatakować gdzieś po kilkudziesięciu stronach. Klimat tej powieści jest bardzo ciężki, atmosfera tak gęsta, że można ją pokroić. Nie ukrywam - męczyłam się z tą książką. Długo zajęło mi czytanie jej - gdybym nie musiała, w połowie przerwałabym i rzuciła ją w kąt. Styl autorki nie przypadł mi do gustu - nie przemawiał na plus. On także przyczynił się do "ciężkości" tej książki. Muszę wspomnieć o specjalistycznym nazewnictwem związanym z żeglarstwem, bardzo mnie to męczyło.
Fabuła jest świetna, pomysł naprawdę genialny, choć nieskomplikowany - wykonanie już gorsze. Szkoda, wielka szkoda, niewykorzystany potencjał. Właściwie Salaman osiągnęła sukces; obok tej powieści nikt nie przejdzie obojętnie mimo wszystko. Z psychiki ta powieść pozostawia mielonkę. Ostatnio przyszło mi na myśl, że od paru tygodni nie trafiłam na nic złego i tracę swoją wiarygodność - wykrakałam. Miałam nadzieję na coś naprawdę dobrego, niestety przejechałam się :< Żeby ta powieść mogła mi się spodobać, musiałabym być na poziomie intelektualnym głównega bohatera powieści - czyli, że dżdżownica ma więcej rozumu.
źródło: http://muza.com.pl
Pierwsze co mi przychodzi na myśl, kiedy myślę co tu napisać to, że autorka swobodnie poruszała się w niewygodnych strefach. Morderstwach, samobójstwach, przemocy wobec dzieci - to tylko niektóre przykłady. Nie, żeby było to wybitne, ale swoboda jest na plus u Salaman. Nie oznacza to, że było to przyjemne - te fragmenty czytało mi się szczególnie trudno. Miało to chyba wiernie oddawać smutek sytuacji, choć udało się jedynie w części. Jednak owe niepokojące wątki sprawiły, że "Łódź" jest szokująca. Bardziej niż się tego spodziewałam.
Miejsce akcji teoretycznie nie daje dużego pola do popisu - łódź, niezbyt duża. Poskutkowało to tym, że mamy tu jedynie pięć postaci. Nie wszystkie rozdziały rozgrywają się na "Małej utopii", a są wyjaśnieniem pobudek głównych bohaterów. Właśnie te rozdziały można by znacznie ukrócić, na czym powieść bynajmniej by nie straciła, a ja mniej się nudziła.
Bohaterowie są tutaj najbardziej ciekawi. Głównie dlatego, że w miarę trwania książki zaczynają coraz bardziej odkrywać siebie i swoją mroczną naturę. Ich zachowania niekiedy mnie zszokowały - niemniej niż ich samych, a jednak papierowi, w ich rolach mógłby być także pies (oczywiście nie mówiący) i wiele by to nie zmieniło, choć Kleks i Frank troszkę się z tego wyłamując. Krótko mówiąc banał.
Sięgnęłam po tę książkę z entuzjazmem - co prawda w internecie do tej pory nie spotkałam się z wieloma recenzjami, kiedy dostałam tę książkę nie wiedziałam o niej kompletnie nic prócz tego, co napisało wydawnictwo. Okładka była głównym czynnikiem zachęty, choć nie powinno się z takich pobudek kupować książek (choć ja swojej nie kupiłam), nie mniej zaintrygował mnie opis. Miałam nadzieję na coś szybkiego, intensywnego i dynamicznego, a tu co? A tu klops. Akcja rozwijała się bardzo wolno, by zaatakować gdzieś po kilkudziesięciu stronach. Klimat tej powieści jest bardzo ciężki, atmosfera tak gęsta, że można ją pokroić. Nie ukrywam - męczyłam się z tą książką. Długo zajęło mi czytanie jej - gdybym nie musiała, w połowie przerwałabym i rzuciła ją w kąt. Styl autorki nie przypadł mi do gustu - nie przemawiał na plus. On także przyczynił się do "ciężkości" tej książki. Muszę wspomnieć o specjalistycznym nazewnictwem związanym z żeglarstwem, bardzo mnie to męczyło.
Fabuła jest świetna, pomysł naprawdę genialny, choć nieskomplikowany - wykonanie już gorsze. Szkoda, wielka szkoda, niewykorzystany potencjał. Właściwie Salaman osiągnęła sukces; obok tej powieści nikt nie przejdzie obojętnie mimo wszystko. Z psychiki ta powieść pozostawia mielonkę. Ostatnio przyszło mi na myśl, że od paru tygodni nie trafiłam na nic złego i tracę swoją wiarygodność - wykrakałam. Miałam nadzieję na coś naprawdę dobrego, niestety przejechałam się :< Żeby ta powieść mogła mi się spodobać, musiałabym być na poziomie intelektualnym głównega bohatera powieści - czyli, że dżdżownica ma więcej rozumu.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Akurat
poniedziałek, 27 kwietnia 2015
Cecelia Ahern - podejście drugie, czyli "Kiedy cię poznałam"[PRZEDPREMIEROWO]
Jasmine jest kobietą sukcesu, w każdej wolnej chwili pracuje. Kocha swoją pracę i starszą siostrę Heather, chorą na zespół Downa, którą bardzo chce chronić. Kiedy zwalniają ją z pracy jej życie się zmienia. Zaczyna dostrzegać ludzi wokół niej, ma dla nich więcej czasu. Mieszka na ulicy, gdzie wszyscy są przerażająco mili i mają klucze do swoich domów. Zaczyna nawiązywać znajomości z sąsiadami. Jest pewien mężczyzna.... Mieszka na przeciwko, a Jasmine go nienawidzi. Kiedy kolejny raz wraca pijany i nakręca wielką aferę medialną, zostawia go rodzina. Zakręty życia łączą losy Jasmine i Matta, ale nie tak, jak właśnie pomyślałeś, drogi Czytelniku.
Jest to już moje drugie spotkanie z Cecelią Ahern - znaną i lubianą, po spektakularnych sukcesach "Love, Rosie" i "PS Kocham cię". Czytałam tę pierwszą i z bólem stwierdzam, że było to doświadczenie nieudane. Jeżeli chcecie poznać powody, dlaczego mi się nie podobała i całą moją opinię zapraszam do recenzji KLIK. Dałam drugą szansę autorce, gdyż jednak nie była najgorsza i chciałabym, żeby Ahern w moich oczach się zrehabilitowała. No dobrze, ale jak wypadło "Kiedy cię poznałam"?
Powieść porusza bardzo burzliwy i kontrowersyjny temat, a mianowicie chorobę o nazwie znanej wszystkim - Zespół Downa. Nie jest to jednak główny temat i nawet trochę żałuję, że nie zostało to bardziej uwypuklone. Mamy tutaj także nutkę romansu, ale nie pomyślcie, że właśnie nim jest ta książka. Pojawia się on dopiero pod koniec i jest jedynie dodatkiem, niezbyt rozbudowany, acz urozmaicający fabułę.
Po lekturze czuję się... oszukana. Opis z tyłu i napis z przodu na okładce mówiły kompletnie co innego. Nastawiły mnie skutecznie na przewidywalny koniec. Tak bardzo kibicowałam tej dwójce...Oszukana, ale nie zawiedziona - nie mylcie tych pojęć. Rozczarowana - troszkę, ale tylko dlatego, że bardziej polubiłam innego bohatera (team Matt <3), a tu co? A tu kompletny i niespodziewany zwrot akcji. W poprzedniej książce, Ahern skończyła opowieść na dosłownie ostatniej stronie, stąd i w tym przypadku do końca miałam nadzieję, że karta się odwróci, że będzie tak, jak ja bym tego chciała. No cóż, niezbyt przewidziany przeze mnie od początku koniec jest dużą zaletą, a zarazem wadą, bowiem zapałałam większą sympatią nie do tego bohatera, ku któremu autorka miała wyższe plany.
Nie mamy tu dużo bohaterów, wymienię tych, którzy odgrywali większą rolę w fabule; Jasmina - główna bohaterka, Peter - ojciec Jasminy (oraz jego żona Lailah i najmłodsza córeczka Zara), Heather - ukochana siostra Jasminy chora na zespół Downa Kevin - kuzyn Jasminy, z którym ta miała nieprzyjemny incydent przed laty, doktorek (sąsiad Jasminy i Matta) Monday - przyjemna postać, acz nie lubiana przeze mnie ze względu na następnego bohatera, którego wymienię, Matt - mój ulubiony bohater, sąsiad Jasminy (jego żona Amy, zbuntowany syn Fionn i bliźniaki, których imiona wystąpiły tak niewiele razy, że już ich nie pamiętam). Oczywiście są to postaci główne (Jasmina i Matt) oraz drugoplanowe (pozostali). Wiadomo, że jest jeszcze kilka bohaterów epizodycznych, którzy nie mniej zapadli mi w pamięć, acz nie chcę Was już zanudzać wyliczankami - wszystkich poznacie, kiedy zabierzecie się za tę książkę (a musicie to zrobić!), nie są to także wszyscy bohaterowie drugoplanowi, ale ich także poznacie sięgając po tę powieść. Bohaterowie są naprawdę świetnie wykreowani, aż dziw bierze, że są powołani do życia tylko za sprawą wyobraźni Ahern. Uwielbiam wszystkich razem i każdego z osobna, a Matta kocham najbardziej.
"Kiedy cię poznałam" napisana jest w formie listu do Matta, który (jak już wielokrotnie się oburzałam) nie gra takiej roli, na jaką by to wskazywało (Chyba wiecie o co mi chodzi? "Przeszedłeś", "Rozbiłeś" etc.). Do tej pory coś podobnego czytałam drugi raz. Ta narracja jak na razie jest jak najbardziej szczęśliwa, gdyż także i pierwsza taka książka mnie zachwyciła.
Powieść ma swój klimat, który niesamowicie wciąga. Fabuła jest na tyle ciekawa, że ciężko się oderwać. Czytelnik rozpaczliwie chce wiedzieć co będzie dalej, jak to się skończy, co się stanie z bohaterami. Łatwość czytania nie jest oczywiście zasługą jedynie interesującej fabuła, a również stylu autorki. "Love, Rosie" była powieścią epistolarną - nie mogłam tam w pełni dostrzec kunsztu Ahern, choć i wtedy mnie zachwycił. Tekst opływa w emocje, czytelnik w pełni czuje łatwość, z jaką zdania są napisane. Kalejdoskop uczuć dostrzegalny jest cały czas.
Jest to książka mądra. Opowiada o miłości, potrzebie ochrony drugiej osoby, ale przede wszystkim o przyjaźni. Tej idealnej, podnoszącej na duchu, nadającej sens życia i niezmąconej żadnym niepotrzebnym uczuciem - przyjaźń damsko-męska, która zrodziła się z głębokiej nienawiści.
To wspaniałe, jak Jasmina opiekuje się Heather, która jest od niej teoretycznie starsza. Może główna bohaterka nie zauważa, że role w pewnym sensie są odwrócone, a Heather da sobie sama radę świetnie. Wątek siostrzanej miłości sprawia, że ta powieść jest jeszcze piękniejsza.
Piękna, zabawna, wzruszająca, mądra, motywująca i przekazująca wiele emocji, głównie tych pozytywnych - te przymiotniki idealnie opisują tę książkę. Spodziewałam się czegoś dużo gorszego - nawet tragedii, a tymczasem dostałam coś, co przewyższyło moje oczekiwania wielokrotnie. "Rozpiernicza system", jakby to powiedzieli co poniektórzy zwariowani ludzie :D Polecam tę książkę wszystkim. Jak wiadomo,skierowana jest do płci pięknej i tego się trzymajmy. Nie słyszałam o tej książce nic dobrego, ale też nic złego - moje odczucia są całkowicie subiektywne i być może to także zadziałało na plus. Więc 6 maja rusz dupe i idź do najbliższej księgarni po tę książkę, zanim fala opinii zburzy ci o niej cały obraz. Dziękuję za uwagę i pozdrawiam tych, którzy to czytają.
Kolejny członek Wielkich Buków!
9/10
Jest to już moje drugie spotkanie z Cecelią Ahern - znaną i lubianą, po spektakularnych sukcesach "Love, Rosie" i "PS Kocham cię". Czytałam tę pierwszą i z bólem stwierdzam, że było to doświadczenie nieudane. Jeżeli chcecie poznać powody, dlaczego mi się nie podobała i całą moją opinię zapraszam do recenzji KLIK. Dałam drugą szansę autorce, gdyż jednak nie była najgorsza i chciałabym, żeby Ahern w moich oczach się zrehabilitowała. No dobrze, ale jak wypadło "Kiedy cię poznałam"?
Powieść porusza bardzo burzliwy i kontrowersyjny temat, a mianowicie chorobę o nazwie znanej wszystkim - Zespół Downa. Nie jest to jednak główny temat i nawet trochę żałuję, że nie zostało to bardziej uwypuklone. Mamy tutaj także nutkę romansu, ale nie pomyślcie, że właśnie nim jest ta książka. Pojawia się on dopiero pod koniec i jest jedynie dodatkiem, niezbyt rozbudowany, acz urozmaicający fabułę.
Po lekturze czuję się... oszukana. Opis z tyłu i napis z przodu na okładce mówiły kompletnie co innego. Nastawiły mnie skutecznie na przewidywalny koniec. Tak bardzo kibicowałam tej dwójce...Oszukana, ale nie zawiedziona - nie mylcie tych pojęć. Rozczarowana - troszkę, ale tylko dlatego, że bardziej polubiłam innego bohatera (team Matt <3), a tu co? A tu kompletny i niespodziewany zwrot akcji. W poprzedniej książce, Ahern skończyła opowieść na dosłownie ostatniej stronie, stąd i w tym przypadku do końca miałam nadzieję, że karta się odwróci, że będzie tak, jak ja bym tego chciała. No cóż, niezbyt przewidziany przeze mnie od początku koniec jest dużą zaletą, a zarazem wadą, bowiem zapałałam większą sympatią nie do tego bohatera, ku któremu autorka miała wyższe plany.
Nie mamy tu dużo bohaterów, wymienię tych, którzy odgrywali większą rolę w fabule; Jasmina - główna bohaterka, Peter - ojciec Jasminy (oraz jego żona Lailah i najmłodsza córeczka Zara), Heather - ukochana siostra Jasminy chora na zespół Downa Kevin - kuzyn Jasminy, z którym ta miała nieprzyjemny incydent przed laty, doktorek (sąsiad Jasminy i Matta) Monday - przyjemna postać, acz nie lubiana przeze mnie ze względu na następnego bohatera, którego wymienię, Matt - mój ulubiony bohater, sąsiad Jasminy (jego żona Amy, zbuntowany syn Fionn i bliźniaki, których imiona wystąpiły tak niewiele razy, że już ich nie pamiętam). Oczywiście są to postaci główne (Jasmina i Matt) oraz drugoplanowe (pozostali). Wiadomo, że jest jeszcze kilka bohaterów epizodycznych, którzy nie mniej zapadli mi w pamięć, acz nie chcę Was już zanudzać wyliczankami - wszystkich poznacie, kiedy zabierzecie się za tę książkę (a musicie to zrobić!), nie są to także wszyscy bohaterowie drugoplanowi, ale ich także poznacie sięgając po tę powieść. Bohaterowie są naprawdę świetnie wykreowani, aż dziw bierze, że są powołani do życia tylko za sprawą wyobraźni Ahern. Uwielbiam wszystkich razem i każdego z osobna, a Matta kocham najbardziej.
"Kiedy cię poznałam" napisana jest w formie listu do Matta, który (jak już wielokrotnie się oburzałam) nie gra takiej roli, na jaką by to wskazywało (Chyba wiecie o co mi chodzi? "Przeszedłeś", "Rozbiłeś" etc.). Do tej pory coś podobnego czytałam drugi raz. Ta narracja jak na razie jest jak najbardziej szczęśliwa, gdyż także i pierwsza taka książka mnie zachwyciła.
Powieść ma swój klimat, który niesamowicie wciąga. Fabuła jest na tyle ciekawa, że ciężko się oderwać. Czytelnik rozpaczliwie chce wiedzieć co będzie dalej, jak to się skończy, co się stanie z bohaterami. Łatwość czytania nie jest oczywiście zasługą jedynie interesującej fabuła, a również stylu autorki. "Love, Rosie" była powieścią epistolarną - nie mogłam tam w pełni dostrzec kunsztu Ahern, choć i wtedy mnie zachwycił. Tekst opływa w emocje, czytelnik w pełni czuje łatwość, z jaką zdania są napisane. Kalejdoskop uczuć dostrzegalny jest cały czas.
Jest to książka mądra. Opowiada o miłości, potrzebie ochrony drugiej osoby, ale przede wszystkim o przyjaźni. Tej idealnej, podnoszącej na duchu, nadającej sens życia i niezmąconej żadnym niepotrzebnym uczuciem - przyjaźń damsko-męska, która zrodziła się z głębokiej nienawiści.
To wspaniałe, jak Jasmina opiekuje się Heather, która jest od niej teoretycznie starsza. Może główna bohaterka nie zauważa, że role w pewnym sensie są odwrócone, a Heather da sobie sama radę świetnie. Wątek siostrzanej miłości sprawia, że ta powieść jest jeszcze piękniejsza.
Piękna, zabawna, wzruszająca, mądra, motywująca i przekazująca wiele emocji, głównie tych pozytywnych - te przymiotniki idealnie opisują tę książkę. Spodziewałam się czegoś dużo gorszego - nawet tragedii, a tymczasem dostałam coś, co przewyższyło moje oczekiwania wielokrotnie. "Rozpiernicza system", jakby to powiedzieli co poniektórzy zwariowani ludzie :D Polecam tę książkę wszystkim. Jak wiadomo,skierowana jest do płci pięknej i tego się trzymajmy. Nie słyszałam o tej książce nic dobrego, ale też nic złego - moje odczucia są całkowicie subiektywne i być może to także zadziałało na plus. Więc 6 maja rusz dupe i idź do najbliższej księgarni po tę książkę, zanim fala opinii zburzy ci o niej cały obraz. Dziękuję za uwagę i pozdrawiam tych, którzy to czytają.
Kolejny członek Wielkich Buków!
9/10
Premiera już 6 maja!
Za książkę dziękuję wydawnictwu Akurat!
czwartek, 23 kwietnia 2015
Światowy Dzień Książki: Książki za 10 groszy!
A dzisiaj jest co? Światowy Dzień Książki! (i Praw Autorskich...) Z tej okazji postanowiłam przygotować dla Was przegląd stosiku, który dotarł do mnie niedawno... Bardzo tani i wspaniały!
Na facebooku należę do kilku grup, gdzie sprzedaje się książki i poluję na niepowtarzalne okazje - kilka razy już mi się udało, głównie z mangami, tym razem trafiłam na wyprzedaż, która trafia się kilka razy w życiu (a na pewno nie codziennie), dlatego chciałabym Wam pokazać co udało mi się upolować.
Za wszystkie książki wraz z wysyłką zapłaciłam 20 złotych, ale 18 wyszła wysyłka, więc za same książki kwota wyniosła mnie zaledwie dwa złote, co daje ok.10 groszy od książki. Chwała, że mam w tym tygodniu wolne od szkoły - poukładałam biblioteczkę w taki sposób, że jakoś się wszystkie zmieściły.
Wszystkie książki to literatura z dwudziestego wieku, większość z drugiej połowy. Są to powieści z duszą - widać wyraźne ślady użytkowania, ale są w stanie dobrym - transakcję oceniam więc jako udaną. Dlatego wraz z tymi pozycjami kupiłam także cząstkę duszy wszystkich ludzi, którzy ją czytali - jakby to nie brzmiało.Przedstawiam Wam stosik 22 książek po 10 groszy:
Żelazny wóz - Stein Riverton
Kaskaderka - Maciej Z. Bordowicz
Trzciny - Wilhelm Szewczyk
Lamus ciekawostek - Marian Kozłowski
Doktor Murek Zredukowany - Tadeusz Dołęgi - Mostkowicz
Sobowtór lady Gwendolyn - Hedwig Courths Mahler
Ziemia nie boi się kul - Albin Siekierski
O dwóch takich, co ukradli księżyc - Kornel Makuszyński
Śmierć nie przychodzi kiedy czekam - Sianoszek Broni
Dramaty wybrane - Leon Kruczkowski
Miłość życia - Jack London
Gdyby ulica Beale umiała mówić - James Batown
Biała karawana - Juliusz Grodziński
Demon milionowy - Zygmunt Kałużyński
Desperat - Henryk Piecuch
Nigdy cię nie opuszczę - Jerzy Szczygieł
Gniew Boży - Jack Higgins
Zabiję cię w twoim imieniu - Wiesław Knitter
Robinson Kruzoe - Daniel Defoe
Na tajnych kompletach - Elżbieta Centkowska
A tak to wygląda w całości:
Czytaliście coś z tego? Jak obchodzicie dzisiejszy dzień?
Na facebooku należę do kilku grup, gdzie sprzedaje się książki i poluję na niepowtarzalne okazje - kilka razy już mi się udało, głównie z mangami, tym razem trafiłam na wyprzedaż, która trafia się kilka razy w życiu (a na pewno nie codziennie), dlatego chciałabym Wam pokazać co udało mi się upolować.
Za wszystkie książki wraz z wysyłką zapłaciłam 20 złotych, ale 18 wyszła wysyłka, więc za same książki kwota wyniosła mnie zaledwie dwa złote, co daje ok.10 groszy od książki. Chwała, że mam w tym tygodniu wolne od szkoły - poukładałam biblioteczkę w taki sposób, że jakoś się wszystkie zmieściły.
Wszystkie książki to literatura z dwudziestego wieku, większość z drugiej połowy. Są to powieści z duszą - widać wyraźne ślady użytkowania, ale są w stanie dobrym - transakcję oceniam więc jako udaną. Dlatego wraz z tymi pozycjami kupiłam także cząstkę duszy wszystkich ludzi, którzy ją czytali - jakby to nie brzmiało.Przedstawiam Wam stosik 22 książek po 10 groszy:
Kaskaderka - Maciej Z. Bordowicz
Trzciny - Wilhelm Szewczyk
Lamus ciekawostek - Marian Kozłowski
Doktor Murek Zredukowany - Tadeusz Dołęgi - Mostkowicz
Pamiętacie "Znachora" od wydawnictwa MG? Tadeusz Dołegi - Mostkowicz powraca! |
Ziemia nie boi się kul - Albin Siekierski
O dwóch takich, co ukradli księżyc - Kornel Makuszyński
Kto tego nie czytał? Tylko ja! |
Wybaczcie za tak rozmazane zdjęcie |
Uwielbiam dramaty, więc to słowo skutecznie mnie przyciągnęło |
Gdyby ulica Beale umiała mówić - James Batown
Biała karawana - Juliusz Grodziński
Przyciągnął mnie tytuł |
Desperat - Henryk Piecuch
Najdłuższa książka z tego stosiku |
Gniew Boży - Jack Higgins
Polowałam na książki Higginsa ;) |
Kupiłam tylko ze względu na tytuł :D |
Własny egzemplarz tej książki koniecznie chciałam mieć! |
Krzyżacy 1410 - Józef Ignacy Kraszewski
Niech tytuł Was nie myli, nie są to "Krzyżacy" Sienkiewicza |
A tak to wygląda w całości:
Czytaliście coś z tego? Jak obchodzicie dzisiejszy dzień?
środa, 22 kwietnia 2015
Jasmina wcale nie jest terrorystką, czyli "Może dziś nikogo nie zabiję" Randa Ghazy
Główną bohaterką książki jest Jasmina, dwudziestoletnia muzułmanka, która mieszka w Europie i nie jest... terrorystką. Jasmina jest cool, ale często z jakiegoś powodu wkurzona, ponieważ czuje się niezrozumiana. Nawet przez swoją najbliższą przyjaciółkę, która po latach wspólnego frontu (czy naprawdę?) przyjmuje propozycję zamążpójścia. Nie rozumieją jej również rodzice, którzy jak wszyscy rodzice na świecie nie nadążają za poglądami zbuntowanej i poszukującej tożsamości dwudziestolatki. Nie rozumieją jej muzułmańscy rówieśnicy, którzy woleliby, żeby była trochę spokojniejsza i mniej skomplikowana. Trudno się jej dogadać z Europejczykami, ponieważ zadają denerwujące i stereotypowe pytania na temat Arabów. Czuje się sama i zagubiona w plątaninie sprzeczności. Posiada jednak na szczęście skuteczną broń: dystans i poczucie humoru. W tej niesamowitej książce można znaleźć wszystko a randki, problemy z rodzicami, długie spotkania z przyjaciółkami, rozmowy na temat ciuchów i facetów.
Źródło opisu: lubimyczytac.pl
Jasmina jest muzułmanką - współczesną. Wyłamuje się z rygorystycznych zwyczajów religii islamu. Nosi mini spódniczki, krótkie rękawy, "za ciasne spodnie" - jak twierdzi jej mama - i na pewno nie nosi chusty. Zbyt przebojowa jak dla muzułmańskich rówieśników. Irytują ją europejskie stareotypy. Jest to główna bohaterka powieści "Może dziś nikogo nie zabiję", postać wprost świetna. Pełna energii, próbująca żyć po swojemu.
Fabuła nie jest zbyt wyszukana, ukazuje życie i rozterki (nie) zwykłej dwudziestolatki, która wcale nie jest terrorystką. Muzułmanie nie są lubianą grupą społeczną przez większość chrześcijan, gdyż ich metody szerzenia islamu są dosyć brutalne. Dzięki tej książce możemy poznać inną stronę tych ludzi, którzy nie mają nic wspólnego z zamachami terrorystycznymi. Spokojnie żyją, nie odróżniając się od nas, praktykując swoją religię i nikomu nie wadząc. Trzeba pamiętać, że nie wszyscy są wrogo nastawieni.
Wydarzenia opisane w wyżej wspomnianej powieści, nie wyróżniają się niczym szczególnym. Jest to - nawet zaryzykowałabym stwierdzenie - dosyć wyświechtany pomysł, pomijając oczywiście tło kulturowe. Nie ma w niej pędzącej akcji, ale są wyraziści bohaterowie. Nie ma także mrożących krew w żyłach zwrotów akcji - choć takowe występują. Mimo wszystko, to właśnie styl autorki sprawia, że lektura jest najbardziej przyjemna. Tekst czyta się bardzo szybko, zresztą bardzo pomaga w tym fakt, że owa powieść nie jest zbyt długa, liczy sobie zaledwie sto siedemdziesiąt stron. Napisana lekko żartobliwie i ze szczyptą ironii.
Nie jest to powieść wysokich lotów, ale warta uwagi Idealna na luźny wieczór. Z pewnością nie jest bezmyślna, choć zbyt dużo myślenia nie wymaga. Można poczuć się przy niej wręcz błogo. Polecam głównie nastolatkom, gdyż tej książce raczej bliżej jest do czytadła dla nastolatek.
7/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Kefas
wtorek, 21 kwietnia 2015
LBA po raz czwarty i piąty
Za nominację bardzo dziękuję KLIK
1.Czy czytasz w szkole? Jeśli tak, czy Twoich nauczycieli to denerwuje?
Nie czytam w szkole - nie potrafię się skupić.Na przerwach wiadomo - dzicz, na lekcjach cały czas trzeba coś pisać. Poza tym, jeśli nie dużo uczę się w domu, dobrze by było pouczyć się w szkole XD
2.Ilu masz ''książkowych'' mężów? ( o ile w ogóle takich masz )Jest kilku. Ilu? Zaraz policzę. *zawiesza się na trzy minuty* No, dobra, nie jestem zbyt dobra z matmy. Po stówie wymiękam.
3.Od ilu lat piszesz bloga?
Od roku - niedawno była rocznica :)
4.Jaki jest Twój ulubiony bohater?
Że książkowy? Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Jeśli miałabym podać TOP 50, to może bym się zmieściła, ale taki jeden...
5.Czy oglądasz jakieś seriale?
Czasami - kiedy akurat moja mama ogląda w telewizji, ale nie przykładam do nich zbyt dużej uwagi. Chciałabym, ale nie mam czasu :/
6.Ludzie z Twojego otoczenia wiedzą, że piszesz bloga?
Tylko domownicy, choć nie poruszają często tego tematu. Oprócz ich nikt. Mam nadzieję.
7.Czy przeczytałeś/aś kiedyś książkę, która miała ponad 800 stron?
Oczywiście - czasem nawet dłuższe.
8.Jaka jest pierwsza książka, którą przeczytałeś/aś?
Ale że tak w całym życiu? Nie pamiętam, więc zacznę od książki, która rozpoczęła mój książkoholizm. Był to oczywiści Harry Potter, którego ubóstwiam do tej pory i często do niego wracam.
9.Czy kiedykolwiek zdarzyło Ci się czytać książkę podczas lekcji WFu?
W czasie kiedy ćwiczyłam? Nie - nie umiem jednocześnie biegać czy stać na rękach, ale to dobra koncepcja XD
10.Jaki jest Twój najnowszy MustHave?
Tego jest dużo, ale w tym momencie nie kupuję żadnych książek - dzisiaj dotarły dwadzieścia dwie, a wczoraj dwie do recenzji. Jest bardzo dużo serii i pojedynczych książek, które muszę mieć teraz natychmiast - nie mogę natomiast wybrać numeru 1
11.Jaki jest Twój najmniej lubiany pisarz i dlaczego?
Najmniej lubiany? Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie. Jeżeli autor napisał coś, co kompletnie mi się nie podobało - nie sięgam po jego kolejne pozycje. Mam prawo powiedzieć, że nie lubię książki, ale nie mogę natomiast, że nie lubię jego jako pisarza - nie przeczytałam całej jego twórczości, więc nie mam prawa tak mówić.
Za nominację dziękuję KLIK
1. Jaka jest Twoja ulubiona książka, polskiego autora?
Nie czytam zbyt dużo polskiej literatury, ale dzięki wydawnictwu MG jest kilka takich pozycji. Jeżeli chodzi więc o starszą literaturę, jest to "Znachor", a ze współczesnych powieści "Parabellum. Prędkość ucieczki"
2. Czy czytasz jakieś magazyny książkowe? Jeżeli tak to jakie i czego głównie w nich szukasz?
Chciałabym poczytać "Fanbooka", ale jakoś nie mogę go w Empiku znaleźć. Aktualnie nie czytam żadnych tego typu magazynów, ale pierwsze co, szukałabym informacji o ciekawych premierach .
3. Co najbardziej podoba Ci się w czytaniu książek i czy od zawsze lubiłaś/łeś czytać?
W czytaniu podoba mi się to, że można wcielić się w postać i przeżyć kilka egzystencji. Można oderwać się od rzeczywistości i podróżować po śmiertelnie niebezpiecznych krainach i przeżywać starcia z najgroźniejszymi potworami. Nie zawsze lubiłam czytać - uzależnienie zaczęło się kilka lat temu, wcześniej z obrzydzeniem patrzyłam na wszelką literaturę.
4. Jaka jest Twoja ulubiona pora i pozycja do czytania?
Wieczór, zaraz przed snem. Na wpół leżę na łóżku i wędruję po nieznanych światach.
5. Wymień trzy książki, które najbardziej zapadły Ci w pamięć. Dlaczego akurat te?
"Jedyny i niepowtarzalny Ivan", seria "Harry Potter" (że tak pozwolę sobie nieco oszukać dając całą serię), seria "Osobliwy dom pani Peregrine". Dlaczego? Bo są świetne, fenomenalne i bezapelacyjnie genialne - choć z bólem wypisuję jedynie trzy pozycje (chociaż tak w sumie to dziesięć, ale kto by tam liczył...)
6. Jaka była/byłaby pierwsza książka, którą czytałaś/łabyś swojemu dziecku?
Harry Potter - bezapelacyjnie całą serię.
7. Książka, którą koniecznie chcesz mieć w swoich zbiorach?
Czy ja wiem? Tak się składa, że jeszcze nie zdążyłam wymyślić żadnej konkretnej - znałabym odpowiedź wczoraj, ale dziś dotarła do mnie owa książka, którą bardzo chciałam mieć.
8. Książka idealna na jesienną chandrę ?
Coś lekkiego, zabawnego i krótkiego - "Fotografomannia". Coś uroczego i rozbrajającego - "Jedyny i niepowtarzalny Ivan". Coś fantastycznego i przyjemnego - "Zły jednorożec". Koniecznie seria "Harry Potter" (bo to Harry Potter!). Nie może zabraknąć serii "Osobliwy dom pani Peregrine"(nic tak nie motywuje jak pożarcie dwóch tomów i wyczekiwaniu na kolejne)
9. Co najbardziej lubisz i czego nie znosisz w prowadzeniu bloga?
Uwielbiam, kiedy przybywa mi obserwacji, a ludzie komentują moje posty - daje to niesamowitego kopa do działania. Kocham moich czytelników, nawet jeśli wpadają tu sporadycznie czy byli tylko raz i pozostawili po sobie ślad. Najbardziej kocham tych regularnie wpadających na mój blog i komentujących posty - kto ich nie kocha? W blogowaniu natomiast nie znoszę, kiedy post nie ma żadnego odzewu - no po prostu serce mi się kraje. Wiem, wiem - nie wszystko wszystkich będzie interesować, ale takie są moje odczucia.
10. Okładka książki, która urzekła Cię od pierwszego wejrzenia?
"Lato martwych zabawek" - zobaczyłam tę książkę i nawet nie patrząc o czym jest, kupiłam. Okazałą się na szczęście niezła.
11. Czytasz poradniki? Tak? Nie? Dlaczego?
Nie, ale to raczej wynika z tego, że nie trafiam na żadne, które by mnie zainteresowały. Czytałam tylko jeden poradnik "Anatomię kłamstwa" - podobał mi się, bo i tematyka była ciekawa.
poniedziałek, 20 kwietnia 2015
Rozpad świata z perspektywy owada, czyli "Martwy sezon" - Jakub Woynarowski
Martwy sezon to powieść graficzna oparta na motywach utworów Brunona Schulza – zarówno opowiadań ze zbiorów Sklepy cynamonowe oraz Sanatorium pod klepsydrą, jak i rozproszonych esejów, a także fragmentów prozy.
źródło opisu: ha.art.pl
Sam pomysł na tę książkę sprawia, że chce się ją poznać. Ja wzięłam ją w ciemno i to w każdym tego słowa znaczeniu. Kiedy ją dostałam, otworzyłam i... przeczytałam? Zajęło mi to piętnaście minut (książka ma 104 strony), choć jest tam tyle czytania, co nic. Jedna strona - jedno zdanie. Resztę miejsca zajmują różne obrazki, formy graficzne. Dosyć dziwne, z głębszym znaczeniem, chaotyczne i na pierwszy rzut oka niezrozumiałe, niektórych nie rozszyfrowałam (jeszcze, bo w końcu dowiem się o co chodzi). Książka abstrakcyjna.
Świat Woynarowskiego jest naszym światem - teoretycznie. Może to być wizja przeszłości - bardzo prawdopodobna. Pochłonie nas własny brud, śmieci, choroby, zanieczyszczenia, ścieki, grzyby, bakterie i mnóstwo innych ohydnych rzeczy wytworzonych przez naszą głupotę. Ta pozornie skromna, ale nowoczesna i mądra propozycja Woynarowskiego jest ponoć najlepszą adaptacją twórczości Brunona Schulza. Właściwie Schulz jest współautorem tej książki, wydanej pod koniec 2014 roku. Trochę powiało duchami, ale chodzi raczej o to, że w książce wykorzystane są wybrane fragmenty jego twórczości, odpowiednio zmodyfikowane na potrzeby lektury. W tym przypadku ludzką cywilizację zastępują owady - aż ciarki przechodzą. Miejscem akcji jest miasto opuszczone przez ludzi, a opanowane przez insekty. Ciekawe, prawda?
Ta książka jest wyzwaniem - kieruje bowiem czytelnika w otchłań wielu znaczeń, symboli i alegorii. Wyzwaniem jest także ta recenzja - trudno wystawić jednoznaczną opinię - zwłaszcza, że pierwszy raz spotykam się nie tylko ze Schulzem, ale i jakąkolwiek powieścią graficzną (dla tych, którzy nie wiedzą; powieść graficzna to nie to samo co komiks) Brunonowi zapewne nie spodobałaby się ta powieść graficzna - jest dużo lepsza, niż oryginalna twórczość, doskonała próbą translacji niezbyt lubianej prozy na obraz.
Artysta - Woynarowski posługuje się jedynie kilkoma barwami w obrazach, głównie czerń, pomarańcz i trochę bieli - zdecydowanie nominuje pierwszy z kolorów. Tworzy to niezapomniany klimat i aurę tajemniczości wraz z poetyckim tekstem, co niesamowicie przeżywa się czytając tekst na głos w domowym zaciszu, przy kominku i odpowiednim świetle - "Martwy sezon:ta tworzy coś dziwnego, romantycznego w naszej głowie. Jest niesamowita.
Krótko napomknę także o wydaniu. Książka jest w większym formacie, cienka, choć wydrukowana na grubym, śliskim papierze. Jak widać n poniższym zdjęciu wydana jest w twardej oprawie - czarna, z pomarańczowym okręgiem co po przeczytaniu książki nie jest tak bez sensu.
Wrócę do tego albumu nie raz - i to zapewne już za chwilę i raczej dosyć często w przyszłości.Polecam ją gorąco - naprawdę warto, a coś czuję, że niewielu z Was zna powieści graficzne.
9/10
źródło opisu: ha.art.pl
Sam pomysł na tę książkę sprawia, że chce się ją poznać. Ja wzięłam ją w ciemno i to w każdym tego słowa znaczeniu. Kiedy ją dostałam, otworzyłam i... przeczytałam? Zajęło mi to piętnaście minut (książka ma 104 strony), choć jest tam tyle czytania, co nic. Jedna strona - jedno zdanie. Resztę miejsca zajmują różne obrazki, formy graficzne. Dosyć dziwne, z głębszym znaczeniem, chaotyczne i na pierwszy rzut oka niezrozumiałe, niektórych nie rozszyfrowałam (jeszcze, bo w końcu dowiem się o co chodzi). Książka abstrakcyjna.
Świat Woynarowskiego jest naszym światem - teoretycznie. Może to być wizja przeszłości - bardzo prawdopodobna. Pochłonie nas własny brud, śmieci, choroby, zanieczyszczenia, ścieki, grzyby, bakterie i mnóstwo innych ohydnych rzeczy wytworzonych przez naszą głupotę. Ta pozornie skromna, ale nowoczesna i mądra propozycja Woynarowskiego jest ponoć najlepszą adaptacją twórczości Brunona Schulza. Właściwie Schulz jest współautorem tej książki, wydanej pod koniec 2014 roku. Trochę powiało duchami, ale chodzi raczej o to, że w książce wykorzystane są wybrane fragmenty jego twórczości, odpowiednio zmodyfikowane na potrzeby lektury. W tym przypadku ludzką cywilizację zastępują owady - aż ciarki przechodzą. Miejscem akcji jest miasto opuszczone przez ludzi, a opanowane przez insekty. Ciekawe, prawda?
Ta książka jest wyzwaniem - kieruje bowiem czytelnika w otchłań wielu znaczeń, symboli i alegorii. Wyzwaniem jest także ta recenzja - trudno wystawić jednoznaczną opinię - zwłaszcza, że pierwszy raz spotykam się nie tylko ze Schulzem, ale i jakąkolwiek powieścią graficzną (dla tych, którzy nie wiedzą; powieść graficzna to nie to samo co komiks) Brunonowi zapewne nie spodobałaby się ta powieść graficzna - jest dużo lepsza, niż oryginalna twórczość, doskonała próbą translacji niezbyt lubianej prozy na obraz.
Artysta - Woynarowski posługuje się jedynie kilkoma barwami w obrazach, głównie czerń, pomarańcz i trochę bieli - zdecydowanie nominuje pierwszy z kolorów. Tworzy to niezapomniany klimat i aurę tajemniczości wraz z poetyckim tekstem, co niesamowicie przeżywa się czytając tekst na głos w domowym zaciszu, przy kominku i odpowiednim świetle - "Martwy sezon:ta tworzy coś dziwnego, romantycznego w naszej głowie. Jest niesamowita.
Krótko napomknę także o wydaniu. Książka jest w większym formacie, cienka, choć wydrukowana na grubym, śliskim papierze. Jak widać n poniższym zdjęciu wydana jest w twardej oprawie - czarna, z pomarańczowym okręgiem co po przeczytaniu książki nie jest tak bez sensu.
Wrócę do tego albumu nie raz - i to zapewne już za chwilę i raczej dosyć często w przyszłości.Polecam ją gorąco - naprawdę warto, a coś czuję, że niewielu z Was zna powieści graficzne.
9/10
Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję korporacji Ha!art
sobota, 18 kwietnia 2015
Eliza Orzeszkowa: Pamiętnik Wacławy. Ze wspomnień młodej panny ułożony
Bohaterka jest panną z dobrego domu, ale zarazem owocem mezaliansu. Matka – wielka dama wyszła za mąż za profesora Politechniki, naukowca, pozytywistę, któremu próżniacze życie arystokracji wydaje się wstrętne. Oboje rodzice ogromnie kochają córkę, ale każde z nich inaczej widzi jej drogę do szczęścia. Od lat żyją w separacji, ale zgodnie z wcześniejszą umową córka po ukończeniu pensji ma najpierw spędzić rok u matki, a potem rok u ojca.
Czy matce uda się w ciągu roku wydać córkę za mąż, by zabezpieczyć ją przed nowomodnymi prądami, których sama nie rozumie i których się boi?
Żródło: http://www.wydawnictwomg.pl/
Eliza Orzeszkowa znana jest przede wszystkim z "Nad Niemnem", który także stał się pogromcą uczniów. Szczerze powiem, że nie miałam styczności z powyższą powieścią. Poznawanie tej autorki zaczęłam od poczytnego "Pamiętnika Wacławy", którego nowe, odświeżone, piękne wydanie oferuje nam wydawnictwo MG.
Zacznijmy od początku, czyli dlaczego zdecydowałam się przeczytać coś, co niekoniecznie mogło być fajne:
a) to klasyk, a klasykę trzeba znać
b) śliczne wydanie
c) zdanie "Powieść dla miłośników literatury w stylu Charlotte Bronte" - czyli główny powód.
"Pamiętnik Wacławy" to miła, acz trudna cegiełka. Miła, ponieważ naprawdę wciąga. Fabuła w niej ukazana jest rozbudowana, stąd taka objętość. Można by pomyśleć, że książka już nie młoda, bo z dziewiętnastego wieku, w dodatku Polska autorstwa pisarki, która może niektórym źle się kojarzyć będzie żmudna, nudna i nijaka. Żmudna? No cóż, nie przeczę, acz pozytywnie. Czytałam ją naprawdę bardzo długo, styl pisania Elizy Orzeszkowej jest dosyć trudny, nawet jak na tamte czasy, a ilość stron i nieduża czcionka nie ułatwiają. Nudna? O nie! Jest pełna kolorów i emocji. Dużo się dzieje i naprawdę nudziła mnie tylko momentami. Myślę, że jest to nieuniknione w takich przypadkach. Nijaka? Nie tym razem!
Żywa fabuła wszystko ułatwia. Nawet, jeżeli styl komuś nie odpowiada (podobnie jak mi), to ciekawość karze przewracać strony i zobaczyć coś się tam kryje. Ponad to wątek romansowy jest także jest bogato rozwinięty co sprawia, że ta powieść jest idealna dla nastolatek. Nie są to oczywiście romansidła takie jak teraz, "Pamiętnik Wacławy" to nie jest jedno wielkie love story, choć w pewnym momencie zaczął on grać istotną rolę. Galeria postaci jest bardzo ciekawa. Świetnie wykreowani bohaterowie, wszyscy, nie tylko pierwszoplanowi. Szybko utożsamiłam się z główną bohaterką, a do postaci od progu czułam sympatię, nawet do tych nie do końca pozytywnych. Bawiło mnie natomiast to, że im postać bogatsza, tym bardziej wredna i zadufana, a czego wyłamują się dwie postacie. Biedni koniecznie musieli być dobrzy, więc jest to troszkę schematyczne (przynajmniej teraz tak jest, nie ręczę, że w XIX wieku też tak było). Drugi tom podobał mi się zdecydowanie bardziej niż pierwszy, choć obu nie można odmówić uroku.
O wydaniu parę słów: Typowo dla wydawnictwa MG wydanie jest prześliczne. Twarda okładka, piękny projekt, papier, że aż chce się czytać - poziom nadal pozostaje fenomenalny. Wydanie jest bardzo wygodne, gdyż mamy tutaj całość - oba tomy. Seria klasyków od wydawnictwa MG, to świetny pomysł. Jeżeli ktoś ich nie czytał - takie wydanie pomoże w przekonaniu się do nich, jeżeli czytał - koniecznie będzie chciał mieć ją na swojej półce.
8/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu MG!
czwartek, 16 kwietnia 2015
Czy mógł zabić z zimną krwią? "Tajemnica Oscara Pistoriusa" - John Carlin
Żywa legenda, idol dla tysięcy ludzi. Czy mógł zabić z zimną krwią?
Wieczór przed Dniem Św. Walentego. Reeva Steenkamp pisze kartkę do swojego chłopaka: „Dziś jest dobry dzień, by powiedzieć, że Cię kocham”. Dziewczyna nie może wiedzieć, że nie będzie już miała okazji, by mu ją wręczyć.
W nocy sąsiadka Oscara Pistoriusa słyszy krzyki. Na miejscu zjawia się policja i znajduje znanego sportowca, trzymającego w ramionach zakrwawioną Reevę. Dziewczyna po chwili umiera. Pistorius zabił ją ze swojej broni. Był przekonany, że strzela do włamywacza. Pomyłka okazała się tragiczna.
Pytanie jednak, czy rzeczywiście taka wersja zdarzeń jest prawdziwa.
źródło opisu: http://www.znak.com.pl/
Oscar Pistorius jest wzorem do naśladowanie. Stracił nogi, a mimo to zawalczył i stał się uznanym sportowcem, który jako pierwszy niepełnosprawny ścigał się na Olimpiadzie ze zdrowymi zawodnikami. Pokazał, że marzenia można osiągnąć mimo wszystko, aż tu nagle... morderstwo.
"Tajemnica Oscara Pistoriusa" to lektura bardzo ciekawa. Nie oceniam tutaj relacji z tamtej feralnej nocy, ale książkę jako powieść. Nawet jeżeli nie słyszało się o sprawie, powieść sama w sobie jest świetna. Trochę można się dowiedzieć o RPA, występuje trochę informacji o tym terenie współcześnie (większość przeczy stareotypom). Jest napisana z wyczuciem, nie tylko jako rzetelna relacja z wydarzeń. Satysfakcjonuje mnie, przewyższyła moje oczekiwania.
Sensacja, doza kryminału, do tego wciągająca - czyta się z zapartym tchem, jak dobry kryminał psychologiczny. Autor odwalił naprawdę kupę dobrej roboty. Nie tylko zdał wiarygodną relację, ale i dał czytelnikom niezłą powieść. Styl pisania jest lekki i przyjemny, ale przejmujący - od początku zostajemy rzuceni w wir wydarzeń. Potem akcja troszkę zwalnia, ale emocje nie bledną. Opadają dopiero na koniec. Mimo to, wszystkie tajemnice nie zostały do końca rozwiązane - wszystko wie tylko Oscar.
Najbardziej obawiałam się jednego: że będzie to książkowa forma brukowca. Na szczęście nie, to było naprawdę dobre.
Jest to historia smutna. Nie wierzę, że Pistorius zrobił to specjalnie. Przecież się kochali. Zakończenie mimo, że z pozoru definitywne pozostawia nam duże pole do popisu. Sami musimy ocenić w co wierzymy i dopisać sobie własne zakończenie.Polecam, nie tylko fanom sportowca, ale i pasjonatom dobrych książek.
8/10
Za książkę dziękuję Instytutowi wydawniczemu Znak
środa, 15 kwietnia 2015
Uwaga, pogotowe!
Masz ochotę zjeść coś wiosennego, ale w lodówce masz tylko kilka produktów, które na pozór kompletnie się nie łączą? Nie chcesz wychodzić na zakupy? Masz ochotę na coś bardzo "zasmaczystego"? Chcesz to zrobić tanio? Jeżeli choć na jedno moje pytanie Wasza odpowiedź była twierdząca, ta akcja jest dla Ciebie.
Poprzednia książka Michela Morana „Doradca smaku” opublikowana w 2014 roku cieszy się ogromnym zainteresowaniem tych, którzy lubią gotować i poszukują nowych smaków. Na fali popularności kulinarnego poradnika znany kucharz przygotował kontynuację z całkiem nowymi i oryginalnymi przepisami, które podzielone są na trzy użyteczne kategorie: proste, lekkie, szybkie. W pierwszej kategorii Michel Moran proponuje m.in. ciasto biszkoptowe bez pieczenia, cannelloni ze szpinakiem i serem ricotta czy kurczaka na słodko.
W książce czytelnicy znajdą przepis na pasztet wegetariański i solę z makaronem, zaś w trzeciej szybkie pomysły na krewetki z guacamole, oryginalne leczo czy jabłka miłości. W „Doradcy smaku 2” autor po raz kolejny chętnie dzieli się swoim bogatym doświadczeniem, inspiruje do sięgania po nowinki kulinarne oraz otwarcie zachęca do próbowania nowych smaków. Zaprezentowane w książce dania są proste i łatwo można je przygotować, nie potrzeba do nich wyszukanych i drogich składników. Kaczka z sosem miodowym, oryginalna francuska pizza czy słodki przekładaniec to rozwiązania, które podbiją każde podniebienie. To wszystko sprawia, że książka jest praktycznym i użytecznym przewodnikiem dla każdego.
Akcja trwać będzie 2 tygodnie od 16 do 31 kwietnia i będzie towarzyszyć promocji książki „Doradca Smaku 2”. W książce czytelnicy znajdą przepis na pasztet wegetariański i solę z makaronem, zaś w trzeciej szybkie pomysły na krewetki z
guacamole, oryginalne leczo czy jabłka miłości. W „Doradcy smaku 2” autor po raz kolejny chętnie dzieli się swoim bogatym doświadczeniem, inspiruje do sięgania po nowinki kulinarne oraz otwarcie zachęca do próbowania nowych smaków. Zaprezentowane w książce dania są proste i łatwo można je przygotować, nie potrzeba do nich wyszukanych i drogich składników. Kaczka z sosem miodowym, oryginalna francuska pizza czy słodki przekładaniec to rozwiązania, które podbiją każde podniebienie. To wszystko sprawia, że książka jest praktycznym i użytecznym przewodnikiem dla każdego.
Startuje
kolejna edycja pogotowia kulinarnego Michela Morana!
Już od 16 kwietnia na
profilu na Facebooku „Doradca Smaku” rusza kolejna edycja „Pogotowia
kulinarnego Michela Morana”. Internauci będą mogli podzielić się tym, co mają w
swojej lodówce, zamieszczając wpis na tablicy lub publikując zdjęcie. Już po
kilku chwilach dostaną odpowiedź jak z podanych składników stworzyć pyszne
danie godne kulinarnego mistrza. Akcja towarzyszy premierze kontynuacji
bestsellera „Doradca Smaku”.
Poprzednia książka Michela Morana „Doradca smaku” opublikowana w 2014 roku cieszy się ogromnym zainteresowaniem tych, którzy lubią gotować i poszukują nowych smaków. Na fali popularności kulinarnego poradnika znany kucharz przygotował kontynuację z całkiem nowymi i oryginalnymi przepisami, które podzielone są na trzy użyteczne kategorie: proste, lekkie, szybkie. W pierwszej kategorii Michel Moran proponuje m.in. ciasto biszkoptowe bez pieczenia, cannelloni ze szpinakiem i serem ricotta czy kurczaka na słodko.
W książce czytelnicy znajdą przepis na pasztet wegetariański i solę z makaronem, zaś w trzeciej szybkie pomysły na krewetki z guacamole, oryginalne leczo czy jabłka miłości. W „Doradcy smaku 2” autor po raz kolejny chętnie dzieli się swoim bogatym doświadczeniem, inspiruje do sięgania po nowinki kulinarne oraz otwarcie zachęca do próbowania nowych smaków. Zaprezentowane w książce dania są proste i łatwo można je przygotować, nie potrzeba do nich wyszukanych i drogich składników. Kaczka z sosem miodowym, oryginalna francuska pizza czy słodki przekładaniec to rozwiązania, które podbiją każde podniebienie. To wszystko sprawia, że książka jest praktycznym i użytecznym przewodnikiem dla każdego.
Akcja trwać będzie 2 tygodnie od 16 do 31 kwietnia i będzie towarzyszyć promocji książki „Doradca Smaku 2”. W książce czytelnicy znajdą przepis na pasztet wegetariański i solę z makaronem, zaś w trzeciej szybkie pomysły na krewetki z
guacamole, oryginalne leczo czy jabłka miłości. W „Doradcy smaku 2” autor po raz kolejny chętnie dzieli się swoim bogatym doświadczeniem, inspiruje do sięgania po nowinki kulinarne oraz otwarcie zachęca do próbowania nowych smaków. Zaprezentowane w książce dania są proste i łatwo można je przygotować, nie potrzeba do nich wyszukanych i drogich składników. Kaczka z sosem miodowym, oryginalna francuska pizza czy słodki przekładaniec to rozwiązania, które podbiją każde podniebienie. To wszystko sprawia, że książka jest praktycznym i użytecznym przewodnikiem dla każdego.
Posty i zdjęcia dla
kulinarnego pogotowia Michela Morana można umieszczać na profilu na Facebooku
„Doradcy smaku” (https://www.facebook.com/DoradcaSmaku).
W ramach akcji
przepisy dla pogotowia przygotować będzie między innymi Katarzyna Selenta z
Granic Smaku.
Moim zdaniem ta akcja jest świetna, sama być może wezmę w niej udział. Kto by nie chciała znać tanich, prostych i wykwintnych przepisów z tego co już posiada w lodówce?
Autor: Michel Moran
Tytuł: „Doradca smaku”
Wydawnictwo: MUZA SA
Stron: 176
Cena
detaliczna: 34,99
Premiera: 22.04.2015
Premiera: 22.04.2015
Subskrybuj:
Posty (Atom)