czwartek, 28 stycznia 2016

Mix sci-fi, czyli "Armada" - Ernest Cline



Ernest Cline nie jest postacią całkowicie mi obcą. Nie czytałam jego innych dzieł, ale już od dawna zamierzam poznać osławione Player One. Nadal tego nie zdobyłam, zaczęłam więc od końca.

Zack Lightman od zawsze marzył o przygodzie. List z Hogwartu, wylosowanie do głodowych igrzysk czy Gandalf stojący u drzwi - nie ważne. Zack wiele lat temu stracił ojca, po którym zostało mu jednak kilka rzeczy: stare filmy, pamiętnik, na postawie którego można stwierdzić zachwiany stan umysłu i gry wideo. Tak, gry wypełniają znaczną część jego życia. Kiedy spoglądając w okno spostrzega statek rodem z jego ulubionej gry wojennej, obawia się o swój stan umysłu. Pewnego dnia zjawiają się faceci w czerni, oznajmiają koniec świata, a losy gatunku ludzkiego spoczywają w rękach maniaków gier wideo. Co teraz?

Armada to swoisty hołd oddany tworzonym przez lata klasykom kina, gier i literatury sci-fi. Co rusz spotykamy odwołania do Gwiezdnych wojen, czego jest najwięcej, Matrixa, Star Treka itp. Wyszło to naprawdę przyjemnie. Miło spotkać coś, co się lubi w czymś, co potencjalnie będziemy lubić.

Fabuła nie jest specjalnie oryginalna, chociaż nie patrzę na to w kategoriach wady. Jest to raczej umiejętny zlepek powielanych schematów, co dało świetny efekt. Nie każdemu to może podejść do gustu, ale fanom wspominanych dzieł na pewno.

Bohaterowie to nie koniecznie atut. Nie dane jest nam bliżej ich poznać, ponieważ początek ogranicza się do Zacka, a postronne postaci występują właściwie epizodycznie, a pod koniec kiedy wszystko dzieje się w 24 godziny nie ma czasu na głębsze przeglądanie się charakterom. Oczywiście mamy zarys i ogólny obraz, ale o nikim nie dowiemy się dużo. Zack jest bohaterem dominującym i oprócz niego reszta spycjana jest na drugi plan

Niektóre postaci są zbędne, występują mało, ale ułatwiają konstrukcję fabuły na tyle, aby Clint się nie namęczył, ale żeby miało to ręce i nogi. Upraszcza to zdecydowanie fabułę, która i tak nie jest skomplikowana. Bardzo przywodzi na myśl Grę Endera, co było miłe, ponieważ ta książka przypadła mi do gustu.

Fabuła to oczywistości, ale nie brak zaskoczeń. Zwroty akcji jeśli są, to na maksa i kompletnie nieprzewidywalne. Jeśli sci-fi to gatunek, który lubicie, w tej powieści poczujecie się jak w domu. Grono osób, dla których to coś więcej niż kolejny wymysł ludzi, którzy chcą zarobić, są bratnią duszą dla lubiących science fiction.

Polecam Armadę właściwie wszystkim. Nawet jeśli nie lubicie tego gatunku, niewykluczone, że ta książka przypadnie Wam do gustu. Każdy wiek również będzie adekwatny, choć nie ukrywam, że młodzież jest docelowym odbiorcą. Powieść niekoniecznie wybitna, przyjemna i można przeczytać. Mnie podobała się ogromnie, ale czy innym spodoba się tak samo - mam wątpliwości, chociaż mimo to warto ją przeczytać.

 



Za książkę dziękuję:

1 komentarz:

  1. Wiem, że może jestem do tyłu nieco, dawno cię nie odwiedzałam, ale dopiero teraz się zorientowałam, że Ty to Ty. ;)
    Armada chodzi za mną, ale na pewno nie ma jej jeszcze w mojej bibliotece. Może za jakieś pół roku uda mi się ją przeczytać.

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie
    http://tylkomagiaslowa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że tu jesteś!
Za każdy kreatywny komentarz z chęcią się zrewanżuję!
Każde miłe słowo mnie motywuje. Konstruktywna krytyka mile widziana! Jestem otwarta na wszelkie propozycje i uwagi.
Twój komentarz wiele dla mnie znaczy!