środa, 13 maja 2015

Wybitnie przeciętne i psychodeliczne: Bękarty Wołgi. Klechdy miejskie

Antologie nie są zbyt popularne, nie sprzedają się i nie są lubiane przez czytelników. Nie rozumiem tej niechęci, ja uwielbiam opowiadania (pisałam o tym w artykule na blogu). Właśnie dlatego przygotowałam dla Was dzisiaj recenzję antologii, nawet dobrej.

Petycja - Michał Zantmann

"Na mieszkańców padł blady strach, kobiety przestały wychodzić z domów. Znajoma kioskarka prawie dwa tygodnie przesiedziała pod łóżkiem. Tak była przerażona. I pewnie siedziałaby tam nadal, ale urlop jej się skończył i musiała wracać do kiosku. I choć wiedziała, że to nieprawda, od tamtego czasu omijała park z daleka. A jak szła ulicą, to ciągle oglądała się za siebie."*

Dosyć chaotyczna, nawet zaryzykowałabym stwierdzenie, że dziwna. Sarkastyczna. Co jak co, ale przyznać muszę, że to opowiadanie było najgorsze. Skandal, że otwiera tę antologię, bo zniechęca do czytania. Ja kontynuowałam, bo musiałam wystawić recenzję - nie żałuję, że to zrobiłam, ale mimo wszystko każdy inny czytelnik mógłby rzucić tę książkę w kąt.

Kontrabasistka - Aleksander Przybylski

"– A pani zamówiła mleko na dobranoc? – spytał z uśmiechem Marcin, patrząc na jej szklankę.
– To bullfrog. Wódka, likier miętowy i śmietana.
– Chryste! Pewnie smakuje tak samo źle jak się nazywa. – Marcin postanowił pójść na całość i sprawić, by dziewczyna wylała mu koktajl na twarz. Albo przynajmniej trochę ją zezłościć."*


A niepozorna Lusia skrywa tajemnicę mrożącą krew w żyłach... Jest to jedno z lepszych opowiadań w tym zbiorze. Może momentami nieco przerysowana, ale stanowi całość spójną i przyjemną i - jak się okazuje na końcu - jest thrillerem. Ma świetną narrację, kompletnie coś innego niż otwierająca zbiór "Petycja", nie ukrywam, że także dużo lepsze.

Dunkelheit - Maciej Bobula

 "– Kurwa – wycedziłem przez zęby.
– Przejebane – dodał Michał. – Ale co teraz wiemy od tamtego, to nasze. Którego z tych nazistów to była rocznica?
– Hessa – rzuciłem jakby od niechcenia, żeby wywrzeć na nim większe wrażenie.
– Skąd wiesz?
– Wiem, bo niedługo będzie kolejna. Siedemnastego sierpnia. Hessa i Hitlera się świętuje najbardziej, wtedy życzy się sobie nawzajem śmierci tych, którzy się konfidencją lub geszefciarstwem splamili. Pomieszkaj we Wrocławiu, dowiesz się, o co chodzi. [...] A Wrocław… Mury Wrocławia pełne były urodzin, śmierci, różnych śmiesznych cyferek i deklaracji, że walczyć to my będziemy do końca."*


Główni bohaterowie udają się w wakacyjną podróż do Waliszowa - miejsca zamieszkania tajemniczego jasnowidza. Wszystko pięknie, wszystko ładnie, kiedy ni z gruchy ni z pietruchy jeden z bohaterów zostaje rzucony w wir wydarzeń, przyprawionych szczyptą grozy. Właśnie na ten tajemniczy klimat dałam się nabrać, co nie jest wcale minusem.

Skarb fabrykanta - Adam Miklasz

"– Pani Henryko, ale jeśli pani wie, gdzie jest skarb, to czemu… – zastanowił się, czy wypada, podrapał po głowie. – Dlaczego nie powiedziała pani mężowi, dlaczego pani sama… – znów zawiesił głos, żarówka nad stołem zaczęła mrugać, jemu samemu zakręciło się lekko w głowie, pewnie z powodu stęchlizny i wilgoci. – Czy dlatego, że boi się pani… Dlatego, że duch Sztajna faktycznie…?
– Nie! – trzasnęła nagle w blat stołu chudą gałązką, będącą kiedyś dłonią, i spojrzała groźnie.
Kowalik po raz pierwszy tego wieczoru wystraszył się.

– Nie… – poprawiła łagodniejszym już głosem. – Wszyscy mówią o Sztajnie. Sztajn, Sztajn i Sztajn! Nikt nie pamięta o Bladej Zjawie! – ryknęła i w tym momencie Kowalik miał już dość."*

W tym wypadku mam mieszane uczucia, bowiem pierwsza połowa była okropna, dopiero w drugiej zaczęło się dziać coś ciekawego. Ciężko mi powiedzieć na jakim jest poziomie w tej antologii. Najbardziej w pamięć zapadła mi pani Henryka - właśnie dlatego umieściłam tutaj fragment z jej udziałem. Niewątpliwe jest jedno - "Skarb fabrykanta" bezsprzecznie ma najwięcej bohaterów - aż dziw, że taki wachlarz zmieścił się na tych kilkudziesięciu stronach.

Klęska urodzaju - Katarzyna Gondek

 "Niemądra Łucja myśli, że wojna chodzi. Głupia Łucja myśli, że się przed wojną schowa za ścianami bloku. Jak wojna przyleci, to ściana sama się zawali, żeby wojny nie trudzić. Niech się lepiej Łucja zastanowi. No, co by Łucja na to powiedziała, gdyby miała coś do powiedzenia w powyższej sprawie? Gdyby ją narrator dopuścił do głosu, pozwolił decydować? [...] Łucja nie chce się chwalić, ale przygotowana to ona jest. I nikt nie wie, która to jej piwnica, bo chodzi do niej nocą, więc jakby coś, to się schowa i nawet nie będziemy wiedzieli, pod którymi drzwiami mamy skomleć o pomoc, kiedy wojna przyjdzie, przyleci albo nawet wyjdzie spod ziemi jak jakaś dżdżownica. [...] Pani Łucjo, pani wybaczy, taki los. Pani się wymądrza, narrator się pyszni. Więc proszę. Słuchali. Wszystko wiedzą. Dla wyrównania szans wysłaliśmy pod okno niezbyt uważnych słuchaczy, czyli kilkoro nastolatków ze skrętem."*

Na koniec opowiadanie jedynej kobiety w zbiorze i... pobiła na łopatki wcześniejszych autorów. Odkąd skończyłam tę książkę, owe opowiadanie czytałam jeszcze dwa razy - jest to sama przyjemność. Autorka wykonała bardzo ciekawy zabieg - to narrator odgrywa tu największą rolę. A nie jest to narracja pierwszoosobowa.




"Bękarty Wołgi. Klechdy miejskie" to zbiór pięciu opowiadań, napisanych przez różnych autorów. Opowiadania te są wybitnie przeciętne, psychodeliczne, niektóre z lekkim purnosensem. Każdy z nich jest inny, nie dostrzegłam żadnej nici łączących je. Jedne lepsze, drugie gorsze, ale ogólne wrażenie jest pozytywne. Nie zabrakło humoru, grozy ani abstrakcji. Każde opowiadanie ukazuje miasto od wewnątrz - każde opowiadanie jest inną warstwą miasta. Jest to zbiór bardzo różnorodny - za to lubię antologie. Nie mogę natomiast wystawić oceny innej niż poniższa. Jest to książka zdecydowanie nie dla każdego i wielu może męczyć. Samemu trzeba wystawić sobie o niej opinię - inaczej niczego nie można być pewnym. Wszystko niby okej, ale niesamowicie długo męczyłam się z tą książką. No po prostu kilka tygodni. Do Was należy decyzja, czy poświęcić na nią czas.

*fragmenty tekstów, źródło: http://www.ha.art.pl/prezentacje/proza/4320-bekarty-wolgi-klechdy-miejskie-fragmenty

5.5/10 


Za książkę dziękuję Korporacji Ha!art


6 komentarzy:

  1. Ojj, nie lubię się długo męczyć z lekturą, tę chyba sobie odpuszczę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja czasami sięgam po antologie, ale tę sobie daruję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nienawidzę książek przy których czytaniu się męczę. Od razu o nich negatywnie myślę, bo dobra lektura nie powinna męczyć. Zdecydowanie podziękuję za tę antologię

    Zapraszam do siebie
    http://to-read-or-not-to-read.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  4. Podoba mi się Twój blog. Nie wiem, dlaczego nie trafiłam na niego wcześniej, ale skoro już tutaj jestem, bez wątpienia zaczynam obserwować. ;) Jeśli chodzi o te same opowiadania... Nie do końca chyba wpisujące się w mój klimat, ale może kiedyś sięgnę, kto wie. ;)
    Pozdrawiam
    A.

    http://still-changeable.blogspot.com - będzie mi miło, jeśli zajrzysz. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, nawet nie wiesz ile dla mnie znaczą takie słowa! Świetna motywacja :)

      Usuń
  5. Świetny tytuł książki, świetna recenzja:)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że tu jesteś!
Za każdy kreatywny komentarz z chęcią się zrewanżuję!
Każde miłe słowo mnie motywuje. Konstruktywna krytyka mile widziana! Jestem otwarta na wszelkie propozycje i uwagi.
Twój komentarz wiele dla mnie znaczy!